[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaparzonej kawy i gotującego się gulaszu mieszał się z zapachem mokrej ziemi.
Sarah cieszyła się, że zostali na wyspie. To miało posmak prawdziwej przygody.
W przyjaznym milczeniu popijali gorÄ…cÄ… kawÄ™ i zajadali gulasz. Jesse
dotknął jej dłoni.
- Sarah, przepraszam cię. Dopiero na widok twoich rysunków
zrozumiałem, jakim byłem głupcem. Jesteś w nich cała ty. Są tak szczere, świeże,
tak niewinne. Wybacz mi. Twoje oczy nie kłamały. A ja chciałem się ciebie
pozbyć, bo bałem się uczuć, jakie we mnie budzisz.
Sarah przez chwilę rozważała, co powiedział. Uścisnęła jego dłoń.
- Dziękuję.
Dziękowała za zaufanie i za to, że miał odwagę przyznać się do błędu.
Poczuła narastające między nimi napięcie i szybko cofnęła rękę.
- Który rysunek ci się nie podobał?
Zmarszczył czoło.
- Ten, na którym jest dziewczyna podobna do ciebie, ale nie ty.
Zatytułowałaś go  Sahara". To odpowiedni tytuł. Jest piękna, ale bez wnętrza, jak
pustynia do niczego nieprzydatna. Trudno to wytłumaczyć. I choć wygląda jak ty,
absolutnie nie jest tobÄ….
- Dziękuję.
Była mu wdzięczna, że nie dopatrzył się związku między nią, a tą zaginioną
modelką o podobnym imieniu, o której słyszeli przez radio.
- Kto to jest? Twoja siostra?
Sarah uśmiechnęła się smutno.
- Ktoś, kogo kiedyś znałam. Podobieństwo jest przypadkowe.
Znienacka pochylił się ku niej, zanurzył twarz w jej włosach, całował je;
szalone, gorące pocałunki paliły policzki i szyję. Odszukał jej usta. Tylko burza
zakłócała ciszę panującą w namiocie, wibrującą, nabrzmiałą oczekiwaniem,
rozpalającą krew w żyłach i jednocześnie kojącą.
Oddała mu pocałunek gorąco, namiętnie. Nadszedł czas. Czas, by dziecko i
kobieta zespoliły się w jedno.
- Jesteś pewna? - wyszeptał, kiedy zaczęła odpinać mu pasek.
- Najzupełniej.
Sama nie wiedziała, dlaczego. Już tyle razy zdarzały się takie sytuacje i
zawsze niepewność ją powstrzymywała. Matka nie stawiała przeszkód, wręcz
przeciwnie. Mały romans ze znaną osobistością nie zaszkodziłby karierze. Ale ta
część jej istoty nie należała do matki ani, uświadomiła to sobie teraz, do Sahary.
Należała tylko do Sarah. I w jakimś sensie do mężczyzny, który tak słodko pieścił
jej ciało.
- Uff - jęknął Jesse. - Nie mam pojęcia, jak to zrobimy.
Uśmiechnęła się do niego i przytuliła mocniej.
- Coś wymyślimy.
ROZDZIAA ÓSMY
Deszcz ciągle padał. Minął dzień, po nim kolejny. Kilka razy przejaśniało się
- gdyby chcieli, mogliby wrócić do domu. Ale żadne z nich nie miało na to ochoty.
Wydawało im się, że nagle zostali przeniesieni w inny świat. Wyspa była
jeszcze bardziej odległa od cywilizacji, niż domek na drugim brzegu jeziora.
Wrócili do natury, zapomnieli o współczesnych osiągnięciach techniki. Nie było
światła, gazu, książek i radia, ale nie tęsknili za niczym. Poddali się urokowi
takiego życia, cieszyła ich absolutna prostota. To magiczne miejsce sprzyjało
wzajemnemu poznaniu świeżo odnalezionych kochanków. Tu wszystko wydawało
się proste, nic nie zakłócało ich bliskości, nie istniały żadne ograniczenia czy
zakazy. Nawet termin powrotu do realnego świata pozostawał tajemnicą.
Cieszyli się sobą bez opamiętania, do utraty tchu, aż Jesse żartował, że
zostanie kaleką - choć po chwili z uśmiechem dodał, że to, co przeżył, było tego
warte. Dzielili wyspę razem z płochliwą sarną, która z każdym dniem oswajała się
z ich obecnością. Zdarzały się chwile, że obserwując się wzajemnie, siedzieli we
trójkę i wsłuchiwali się w szum deszczu. Sarah wiele razy wyciągała w stronę
sarny wiązkę trawy. Wreszcie jej wysiłki zostały nagrodzone - zwierzę podeszło i
wzięło trawę z jej rąk.
Sarah jeszcze nigdy z nikim nie rozmawiała tak jak z Jesse'em. To też był
czarodziejski wpływ wyspy. Nic ich nie dzieliło, zapomnieli o wątpliwościach i
ostrożności. Rozmawiali, śmiali się, bawili. Byli jak dzieci.
Pewnego wieczora, oparta o jego pierś, Sarah zapytała:
- Jesse, czy kiedyÅ› opowiesz mi o tym, co robisz?
Zwichrzył jej włosy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •