[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otworzą się drzwi pułapka i polecę do jakiegoś lochu. - Czyli nie... nie nagrabiłam sobie?
Mama przechyliła głowę, ważąc słowa:
- Powiedzmy, że przeszłaś właśnie najszerzej zakrojone ćwiczenia z tajnych misji, na
jakie kiedykolwiek pozwoliliśmy sobie w tej szkole.
- Aha - powiedziałam poważnie.
- Ale Cam. - Mama zbliżyła się do mnie. - Dlaczego do mnie nie przyszłaś? W jej
głosie brzmiał smutek, a to było jak tortura - taka najgorsza.
- Nie wiem. Nie płakać. Nie płakać. Nie płakać!
- Po prostu... - i już było za pózno, głos zaczął mi się łamać - ...nie chciałam, żebyś się
mnie wstydziła.
- Ona miałaby się wstydzić? - spytał pan Solomon. Przypomniałam sobie, że on w
ogóle tam był.
- Myślisz, że jej by się tyle upiekło w twoim wieku? - Zaśmiał się. - To nie była
cząstka twojej mamy w tobie, to był twój tata. Wstał i podszedł do okna. Widziałam jego
odbicie w słonecznej szybie.
- Zawsze mówił, że będziesz dobra. Okej, może wciąż był całkiem niezłym ciachem...
- Myślę, że byłem dla ciebie dość wymagający w tym semestrze, Cammie - wyznał
Joe Solomon, jakby dopuszczał mnie do jakiejś swojej tajemnicy. - Wiesz dlaczego?
Odpowiedzią, która wpadła mi do głowy, było: Bo mnie nie znosisz , ale
wiedziałam, że nie jest poprawna.
- Ja już straciłem jednego członka rodziny Morganów, na którym mi zależało. -
Spojrzał pomiędzy mnie a mamę. - Dlatego oddałbym niemal wszystko, żebyś nigdy więcej
nie przyszła na moje zajęcia.
Potrafiłam tylko się na niego gapić: zaszokowana i zraniona. Wydobył z kieszeni mój
formularz, na którym zaznaczyłam krzyżykiem tajne misje.
- Jesteś pewna, że nie chcesz sobie znalezć jakiegoś bezpiecznego biurka czy
laboratorium?
Nie odpowiedziałam, więc po chwili złożył formularz i schował go z powrotem do
kieszeni.
- Zatem jeśli faktycznie masz pracować w terenie, to będziesz do tego przygotowana.
Jestem to winien twojemu tacie. - W jego głosie był smutek, a ja po raz pierwszy zobaczyłam
w nim człowieka. - Jestem mu winien dużo więcej.
Zerknęłam na mamę, która obdarzyła go smutnym, porozumiewawczym uśmiechem.
- Spokojnych świąt, Cammie - powiedział pan Solomon swoim zwykłym tonem,
kierując się ku drzwiom. - Wypocznij. Następny semestr to już nie będzie taka dziecinada jak
do tej pory.
To była dziecinada?! Chciałam wykrzyknąć, ale już go nie było. Chciałam wyciągnąć
od niego odpowiedzi. Jak dobrze znał tatę? Dlaczego dołączył do Akademii Gallagher
właśnie teraz? Dlaczego miałam wrażenie, że chodzi tu o coś więcej?
Odezwała się mama, a do mnie dotarło, że zostałyśmy same. Moje opory zniknęły i
miałam ochotę zwinąć się koło niej w kłębek i przespać nawet całe Boże Narodzenie.
- Cammie - powiedziała, siadając przy mnie - nie cieszy mnie to, że mnie okłamałaś.
Ani to, że złamałaś zasady, ale jest coś, z czego jestem bardzo dumna.
- To z komputerem? - próbowałam zgadnąć. - Ale tak naprawdę to wszystko zasługa
Liz, ja nie...
- Nie to, słonko. Nie o to chodzi. - Wzięła mnie za rękę. - Czy ty wiesz, że tata i ja nie
byliśmy wcale pewni, czy chcemy, byś była w tej szkole? Dużo dziwacznych rzeczy w życiu
słyszałam, ale teraz zaparło mi dech.
- Ale... przecież ty byłaś dziewczyną z Gallagher... To moje dziedzictwo... To jest...
- Kochanie - przerwała mi - kiedy tu przyjechałyśmy, wiedziałam, że odbiorę ci
wszystko to, co jest poza tymi murami. Nie chciałam, żeby to było jedyne życie, jakie znasz. -
Pogłaskała mnie po głowie. - Tata i ja zastanawialiśmy się, czy to jest najlepsze miejsce dla
ciebie.
- Ale co... jak podjęliście decyzję? - Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, wiedziałam
już, że to było głupie pytanie.
- Widzisz, mała, gdy straciliśmy twojego ojca, zrozumiałam, że muszę usunąć się z
pola walki...
- I potrzebowałaś pracy? - spróbowałam skończyć za nią. Zbyła mnie.
- Potrzebowałam wrócić do domu.
Kiedy się rozpłakałam? Nie mam pojęcia i zupełnie mnie to nie obchodziło.
Pogłaskała mnie po głowie i powiedziała:
- Ale najbardziej martwiłam się tym, że spędzisz dzieciństwo, ucząc się, jak być
twardą i silną, a nigdy nie dowiesz się, że bycie delikatną i słodką jest w porządku. -
Wyprostowała się i kazała spojrzeć sobie w oczy. - Nasza praca nie oznacza, że odłączamy
zupełnie tę cząstkę nas, która kocha, Cam. Kochałam twojego ojca... Kocham twojego ojca. I
ciebie. Gdybym sądziła, że będziesz musiała z tego zrezygnować... nigdy tego nie zaznać...
zabrałabym cię jak najdalej od tego miejsca.
- Wiem - odparłam. To nie kłamstwo.
- To dobrze. Cieszę się, że jesteś dość rozsądna, by to rozumieć - powiedziała i
popchnęła mnie lekko. - A teraz idz. Masz egzaminy przed sobą.
Przesunęłam dłońmi po twarzy, szukając jakichś zbłąkanych łez, potem wstałam i
skierowałam się do drzwi. Zanim wyszłam, mama zatrzymała mnie jeszcze raz:
- Byłoby okej, wiesz? Gdybyś zaznaczyła ten drugi kwadracik. Spojrzałam na nią, ale
nie zobaczyłam ani dyrektorki, ani szpiega, ani nawet mojej matki, tylko tę płaczącą kobietę.
Pomyślałam, że kochałam ją bezgranicznie.
- Na twoim miejscu bym tego nie dotykała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]