[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamyśleni, przygnębieni. Jak niewzruszone marmurowe po-
sągi w antycznych ruinach.
Ileż wysiłku wymagało zachowanie pozorów spokoju.
Czuli ciszę przed burzą. Oko cyklonu. Zapowiedz katastro-
fy...
Coś złego musiało się wkrótce wydarzyć. Cass była bez-
117
S
R
bronna wobec nadciągającego kataklizmu. Jej wyprawa na
Sycylię była jak otwarcie puszki Pandory.
Oboje wiedzieli, że to koniec. Zabrnęli w ślepy zaułek.
Ich oczekiwania wobec siebie rozmijały się. A jeśli nie zdążą
na ostatni prom z Messyny? Będą musieli przenocować w ho-
telu. Cass nie chciała dodatkowych godzin z Maximosem.
Próbowała oddychać równo, głęboko, aby ukoić nerwy.
Powtarzała w myślach, że jakoś sobie poradzi. Powróciła w
pamięci do roku, w którym jej rodzice się rozwiedli. Miała
osiem lat, lecz musiała z dnia na dzień dorosnąć i zaopieko-
wać się załamaną psychicznie matką. Nagle straciła dziecięcą
ufność i poczucie bezpieczeństwa.
Nie mogła już wierzyć ojcu - odszedł. Nie mogła polegać
na matce - okazała się słaba. Matka nigdy nie przestała jej
potrzebować, Cass nauczyła się nie myśleć o sobie.
Tylko pracować. Służyć innym.
Była silna i potrafiła tego dokonać. Wyrosła na kobietę,
która przedkładała potrzeby innych nad własne. Zgodziła się
sypiać z niekochającym jej mężczyzną? Pozwoliła się ubez-
własnowolnić.
Pod jej powiekami wzbierały łzy.
- Powinnam sprawiać ci kłopoty - szepnęła. - Oszczędzi-
łabym nam dwóch lat czasu i energii.
- To by niczego nie zmieniło - odparł obojętnym tonem.
118
S
R
Kątem oka zerknęła na profil Maximosa. Ten mężczyzna
budził w niej pożądanie.
- Zawsze coś będzie nas do siebie ciągnęło. Próbowałem
to przeciąć. Wiele razy. Bezskutecznie.
Cass poczuła się jak ogłuszona.
- Czyli tego dnia, kiedy odszedłeś, byłeś już na to zde-
cydowany?
- Nie byłem zdecydowany. Musiałem odejść.
- Dlaczego?
Na nowo przeżyła bolesną chwilę, kiedy Maxi-mos wstał
z łóżka, ubrał się i wyszedł. Czuła, że zabrał ze sobą jej po-
łowę, pół jej energii, pół życia.
- Dlaczego? - powtórzyła płaczliwie. Zjechał na pas
awaryjny, zatrzymał się i pochylił
się nad kierownicą.
- Każdy związek kiedyś się kończy, Cass. Nasz się wy-
palił. To było nieuniknione.
Nigdy nie zgodziła się na rozstanie. Pielęgnowała na-
dzieję, że spotkanie ożywi dawną więz, dawne pożądanie.
Walczyła o przegraną sprawę. O coś, co w zasadzie nie
istniało.
- Obserwowałem, jak się zmieniasz w oczach, Cass.
Nasz związek sprawia! ci ból. Krzywdził cię. Wiedziałem o
tym. Ty zresztą też.
Opuściła wzrok. Serce trzepotało jej jak oszalałe.
- Nie zaprzeczysz. Powinniśmy przynajmniej być ze so-
bą szczerzy, mówić prawdę.
Prawdą było to, że Cass wciąż kochała Maximosa.
119
S
R
- Tak, zmieniłam się. - Czuła suchość w gardle. - Z cza-
sem oczekiwałam coraz więcej, a ty nie mogłeś tego znieść.
Zmrużył oczy i milczał. Cass nie potrafiła powstrzymać
pełnego pretensji monologu.
- Problem polegał na tym, że im mniej mi dawałeś, tym
o mniej prosiłam. Myślałam, że docenisz moją wspaniało-
myślność. Moją zdolność przystosowania się do trudnych
warunków. - Zaśmiała się gorzko. - Sądziłam, że docenisz
moją niezależność, siłę. Ale tak się nie stało. Ty tylko coraz
więcej brałeś.
Nie odpowiadał na zarzuty. Jak mogła mu przebaczyć,
skoro zdusił w niej nadzieję?
- Nadal nie rozumiem, dlaczego mnie zostawiłeś? Dla-
czego tak łatwo się poddałeś?
- Pragnęłaś uczynić ze mnie mężczyznę z twoich ma-
rzeń, ale same chęci nie wystarczą. Nie byłem dla ciebie od-
powiednim partnerem, ani kiedy się poznaliśmy, ani pózniej.
- Sprawiłeś jednak, że dostrzegłam w tobie od-
powiedniego mężczyznę. Na całe łata.
- Przyznaję, to był błąd.
Cass parsknęła. Nie mogła tego słuchać. Wysiadła z sa-
mochodu i ruszyła przed siebie poboczem autostrady.
Pospieszył za nią.
- Cass, narażasz się na niebezpieczeństwo. Tu nie wolno
chodzić.
120
S
R
- Niebezpieczne jest wszystko, co się z tobą wiąże. -
Stanęła zdezorientowana. Zwiat wokół wirował. - Nie miałam
szans.
Wydawało jej się, że zaraz usłyszy słowa, o których
zawsze marzyła:  Tęsknię za tobą",  Potrzebuję cię",  Ko-
cham". Liczyła na cud. Maximos kiwnął głową.
- Nie przypuszczałem, że wytrwamy dłużej niż rok.
- Nie dawałeś nam nawet roku?
- Szczerze mówiąc, z początku brałem pod uwagę tylko
jedną noc. Jedno gorące zbliżenie i krótkie pożegnanie.
- A ja dawałam nam dwadzieścia lat - wyznała z za-
mkniętymi oczami i złamanym sercem.
Kochała go. Oddałaby za niego życie, a on ją opuścił.
Straciła dziecko i chciała umrzeć. Czy mogło spotkać ją coś
gorszego?
- Dobrze wiedziałaś, na co się zgodziliśmy.
- Przyjemny relaks - przytoczyła to określenie z nie-
skrywanym niesmakiem. - Coś na odstresowanie, na rozła-
dowanie emocji.
- Nie mów tak.
- Dlaczego?
Przygarnął ją do siebie tak gwałtownie, że straciła dech.
Zanurzył ręce w jej włosy, owinął kosmyki ciasno wokół pal-
ców, aż zyskał pewność, że mu nie ucieknie.
- Znasz prawdę. Wiesz, kim dla mnie byłaś. Ale
121
S
R
tobie nie wystarczy ta wiedza. Musisz to usłyszeć. Chcesz
słów.
- Owszem! Chcę słów. Chcę wiedzieć, co czułeś, kiedy
mnie całowałeś. Kiedy sprawiałeś, że szlochałam z rozkoszy.
Chcę wiedzieć. Muszę wiedzieć i będę zadawać pytania, do-
póki mi nie odpowiesz.
- Chcesz poznać prawdę? Tak, pragnąłem ciebie. Pra-
gnąłem tak bardzo, że nie mogłem wytrzymać. Budziłem się
w nocy, o świcie i pragnąłem ciebie. Czułem twój zapach.
Byłaś tylko ty. Totalnie się od ciebie uzależniłem. - Z każ-
dym słowem przytulał ją mocniej.- Pragnąłem cię, bella.
Umierałem z niepokoju, że wybierzesz kogoś innego i że
odejdziesz ode mnie.
Przywarł wargami do jej ust.
- Nie musiałeś odejść - wydusiła z siebie. - Byłam twoja
od pierwszej nocy. Od naszego pierwszego spotkania.
Pocałunek trwał bez końca.
- Myślisz, że nie wiem, co miałem i co straciłem? - spy-
tał cicho.
Nigdy nie słyszała w jego głosie żalu, tęsknoty i bólu.
- Nie znasz nawet połowy prawdy, Cass. Nie masz poję-
cia, kim jestem, co zrobiłem, do czego jestem zdolny.
- Nie obchodzi mnie to - zapewniła. Zmysły Cass wal-
czyły z resztkami rozsądku. - Nigdy nikogo nie pragnęłam.
Nigdy nikogo nie kochałam.
122
S
R
- Uzgodniliśmy, że...
- %7łe co? Możemy robić, co chcemy, i mówić, co czuje-
my. Jesteśmy wolni.
- Ja nie. Nigdy nie byłem - oznajmił z posępną miną. -
Wykorzystywałem cię. Kłamałem. I dalej bym przychodził
do ciebie i kłamał, gdybyś nie poprosiła o więcej. Gdybyś nie
poprosiła o miłość.
Cass bała się poruszyć, a nawet oddychać. Każde słowo
Maximosa na nowo rozdzierało jej serce.
- Zadaj mi wszystkie pytania, które przygotowałaś,
Cass.
Teraz, kiedy zachęcił ją do pytania, poczuła, że nie chce
poznać odpowiedzi.
- Pytaj.
- Chcesz mnie dobić?
- Jestem najokrutniejszym człowiekiem, jakiego w życiu
spotkałaś.
Cass nie miała nic do stracenia. Zamknęła oczy.
- Dlaczego nie mogłam prosić o miłość? Przytulił ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •