[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zechce.
I, o dziwo, ta myśl ją zasmucała, zamiast uspokajać.
Wprowadzanie się do milionera przyniosło pewne ko-
rzyści. Większość posiadanych rzeczy poświęciła pod-
czas rozwodu, byle tylko zadowolić Joego i pozbyć się
go jak najszybciej. Niewiele posiadała. Firma przepro-
wadzkowa, którą Seb wynajął przed pójściem do pracy,
błyskawicznie zapakowała jej skromny dobytek. Po po-
łudniu była już w posiadłości Seba. Dopiero kiedy sama
stanęła przed drzwiami, zrozumiała z pełną powagą, co
właściwie zrobiła.
Dała sobie dzień wolny, by wprowadzić w życie to
impulsywne postanowienie, i ubrała się w strój odpo-
wiedni do przeprowadzki. W wytartych dżinsach i białej
podkoszulce zastanawiała się, czy zapukać do drzwi
swojego nowego domu, czy zwyczajnie wejść do śród-
86
S
R
ka. Może wezmą ją za domokrążcę i przegonią, zanim
zdąży się wytłumaczyć? I czy w ogóle będzie mogła do-
brze się czuć w domu, gdzie jest więcej pokoi niż w całej
jej kamienicy?
Była już gotowa do ucieczki, gdy drzwi otworzyła
starsza Latynoska. Jej czarne włosy przetykała siwizna, a
ciemne oczy uśmiechnęły się na powitanie. Susan od ra-
zu poczuła się lepiej.
- Musisz być Susan - powiedziała kobieta, obejmując
ją od stóp do głów spojrzeniem, któremu z całą pewno-
ścią nic nie umykało. - Wejdz, wejdz. Czekam na ciebie.
Susan w myślach podziękowała Sebowi za to, że
uprzedził służbę o jej przybyciu. Nieważne, że pewniej
była brzydsza i bardziej niepozorna niż jego zwykłe
przyjaciółki - czuła się niemal uspokojona. Miała wra-
żenie, jakby przyszła do domu.
- Pewnie jesteś okropnie zmęczona - ciągnęła kobie-
ta, gestem zachęcając ją do wejścia. Kiedy Susan znala-
zła się w środku, kobieta natychmiast podała jej rękę. -
Jestem Rosa.
Susan od razu ją polubiła. Pokryte odciskami dłonie i
ich mocny uścisk przypomniały jej matkę. Po angielsku
mówiła znakomicie.
- Seb dużo o tobie opowiadał - powiedziała Susan,
przypominając sobie, jak się bał, że będzie niezadowolo-
na, jeśli zostawi bałagan po kolacji. Teraz rozumiała,
dlaczego.
- Jest dla mnie jak syn - oświadczyła Rosa.
Jej słowa nie zabrzmiały wprawdzie jak ostrzeżenie,
87
S
R
ale Susan podejrzewała, że ta skromna, przypominająca
babcię gospodyni zamieniłaby się w tygrysicę, gdyby
ktoś zagroził jej młodemu.
- Ty jesteś adwokatem, który oczyści imię mojego
Sebbiego, prawda? - spytała Rosa, przyglądając się po-
dejrzliwie nowej domowniczce.
Susan uśmiechnęła się, zastanawiając się, jak zarea-
gowałby Seb, słysząc to dziecięce zdrobnienie w jej
ustach. Wiedziała, że raczej nie wygląda na adwokata.
Miała nadzieję, że Rosa nie uzna jej za jakąś poszuki-
waczkę złota, która zamierza obłowić się kosztem klien-
ta.
- Zapewniam, że zrobię, co tylko w mojej mocy -
odpowiedziała. - Gdybym mogła dostać jeden pokój na
biuro, póki tu jestem, od razu zabiorę się do pracy.
Sądząc po minie Rosy, gospodyni musiała pomyśleć,
że Seb znalazł Susan na jakiejś prawniczej wyprzedaży.
Susan pośpieszyła więc z wyjaśnieniami.
- Nie martw się. Nie będę się plątać pod nogami.
Mam biuro w mieście, ale zamierzam przynosić dużo
pracy do domu i wolałabym nie biegać tam i z powro-
tem.
Rosa wyglądała na zadowoloną.
- Wyglądasz mi na rozsądną dziewczynę - oznajmiła.
- Nie jak te pannice z wyższych sfer, które chcą, żeby je
obskakiwać od rana do wieczora i podawać kawior do
buzi. Powinnaś się nadać dla Sebbiego.
Susan uznała, że gospodyni chodzi o jej usługi jako
adwokata, chociaż do końca nie była pewna. W każdym
razie komplement był miły.
88
S
R
- Kolacja będzie gotowa o siódmej - ciągnęła Rosa
rzeczowo. - Seb powinien już wtedy być w domu chyba
że tobie powiedział co innego.
Susan pokręciła głową, zadowolona, że nie ma in-
formacji mogących popsuć plany Rosy.
- No to idz na górę, wybierz sobie tyle pokoi, ile tyl-
ko zechcesz, i rozgość się. Jeśli będziesz czegoś po-
trzebowała, to daj znać.
Susan ruszyła w stronę schodów, ale nie zdążyła do
nich dojść.
- Wierzysz, że jest niewinny, prawda? - zapytała Ro-
sa prosto z mostu.
Susan nie wahała się odpowiedzieć z równą szcze-
rością.
- Gdybym nie wierzyła, nie podjęłabym się obrony
Ale udowodnić to ludziom, którzy nie znają go tak do-
brze jak my, może być trudniej, niż chciałabym sądzić.
Starsza kobieta przeżegnała się, by wezwać siły wyż-
sze na pomoc niesłusznie oskarżonym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]