[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opierało się na tym, że nie potraktowano mnie tam poważnie. Gdybym wyznała prawdę, przestałby
mi ufać. Dlatego znowu skłamałam.
 Nie wiem. Chyba tak.  Odczekałam chwilę i dodałam:  W gazecie czytałam, co powiedział
o niej jeden ze znajomych. Ma na imię Rajesh. Zastanawiałam się, czy&
Ale on już kręcił głową.
 Rajesh Gujral? Mało prawdopodobne. Wystawiał swoje prace w galerii. Miły facet, ale& Jest
żonaty, ma dzieci.  Jakby miało to jakieś znaczenie.  Chwileczkę.  Wstał.  Jest tu gdzieś jego
zdjęcie.
Zniknął na górze. Opadły mi ramiona i zdałam sobie sprawę, że od przyjścia siedzę sztywna
i spięta. Znowu spojrzałam na zdjęcia: Megan w sukience plażowej na brzegu morza, zbliżenie jej
twarzy, jej zadziwiająco niebieskie oczy. Tylko ona. Nie było tam ani jednego zdjęcia
przedstawiającego ich razem.
Wrócił Scott z jakąś broszurą. Ulotką reklamującą wystawę w galerii. Otworzył ją i powiedział:
 Tutaj. To jest Rajesh.
Mężczyzna stał obok kolorowego abstrakcyjnego obrazu, starszy, brodaty, niski i przysadzisty. To
nie jego widziałam w ogrodzie, nie jego wskazałam policji.
 To nie on  powiedziałam.
Scott stanął z boku, spojrzał na broszurę, nagle odwrócił się i wyszedł z kuchni, by znowu zniknąć
na schodach. Kilka chwil pózniej wrócił z laptopem, a następnie usiadł przy stole.
 Myślę, że&  Otworzył i włączył komputer.  Myślę, że mam tu&  Umilkł i skupiony zacisnął
zęby.  Megan chodziła do terapeuty. Nazywa się& Abdic. Kamal Abdic. Nie jest Azjatą, pochodzi
z Serbii czy Bośni, gdzieś stamtąd. Ale ma śniadą cerę. Z daleka mógłby uchodzić za Hindusa. 
Zastukał palcami w klawiaturę.  Chyba ma swoją stronę. Tak, na pewno. Na stronie jest zdjęcie&
Odwrócił laptopa, tak bym mogła zobaczyć ekran. Pochyliłam się, żeby lepiej widzieć.
 To on  stwierdziłam.  Na sto procent.
Scott zamknął komputer. Długo milczał. Siedział wsparty łokciami na stole, podtrzymując głowę
czubkami palców. Drżały mu ramiona.
 Miała napady lękowe  powiedział wreszcie.  Nie mogła spać i tak dalej. Zaczęły się chyba
w zeszłym roku. Nie pamiętam dokładnie kiedy.  Nie patrzył na mnie, jakby mówił do siebie, jakby
zapomniał o moim istnieniu.  To ja zasugerowałem, żeby z kimś porozmawiała. To ja ją do tego
zachęcałem, bo nie potrafiłem jej pomóc.  Załamał mu się głos.  Bo nie umiałem. Powiedziała, że
miała już kiedyś podobne problemy, że jej przejdzie, mimo to zmusiłem& namówiłem ją, żeby
poszła do lekarza. Ktoś go jej polecił.  Cicho odkaszlnął.  Wyglądało na to, że terapia skutkuje. 
Roześmiał się krótkim, cichym śmiechem.  Teraz już wiem dlaczego.
Wyciągnęłam rękę, aby poklepać go po ramieniu, jakoś pocieszyć. Cofnął się gwałtownie i wstał.
 Niech pani już idzie  rzucił szorstko.  Zaraz przyjdzie moja matka. Nie zostawia mnie samego
na dłużej niż parę godzin.  W drzwiach chwycił mnie za rękę.  Czy ja gdzieś panią widziałem?
W pierwszej chwili chciałam powiedzieć, że tak, możliwe. Na posterunku albo tutaj, na ulicy.
Byłam tu w sobotę wieczorem. Ale pokręciłam głową.
 Nie, chyba nie.
Szłam w stronę stacji najszybciej, jak mogłam. W połowie ulicy spojrzałam za siebie. Scott wciąż
stał w drzwiach, wciąż mnie obserwował.
Wieczorem
Obsesyjnie sprawdzam pocztę, ale Tom milczy. O ileż łatwiejsze musiało być życie zazdrosnych
pijaczek przed epoką mejli, esemesów i komórek, przed inwazją całej tej elektroniki i śladów, które
za sobą zostawiają.
W dzisiejszych gazetach nie ma prawie nic o Megan. Zaczynają już o niej zapominać, bo pierwsze
strony są poświęcone kryzysowi politycznemu w Turcji, pogryzionej przez psy czteroletniej
dziewczynce z Wigan i poniżającej klęsce naszej reprezentacji piłkarskiej w meczu z Czarnogórą.
Tak, już o niej zapominają, chociaż zniknęła ledwie tydzień temu.
Cathy zaprosiła mnie na lunch. Nie miała co ze sobą zrobić, bo Damien pojechał do Birmingham
odwiedzić matkę. Jej nie zaproszono. Spotykają się od dwóch lat, a jeszcze nie poznała jego matki.
Poszłyśmy do %7łyrafy przy High Street, lokalu, którego nie znoszę. Kiedy usiadłyśmy na środku sali
pełnej rozwrzeszczanych dwu-, trzy- i czterolatków, zaczęła mnie wypytywać. Była ciekawa, co
wczoraj robiłam.
 Widziałaś się z kimś?  zaczęła z nadzieją w oczach. Bardzo mnie wzruszyła, naprawdę.
Mało brakowało i powiedziałabym, że tak, bo przecież się widziałam, jednak łatwiej było skłamać.
Odparłam, że byłam na spotkaniu AA w Witney.
 Ach tak&  wymruczała zażenowana, spuszczając oczy i patrząc na swoją przywiędłą sałatkę
grecką.  Chyba nie wytrzymałaś. W piątek.
 Tak  odpowiedziałam i poczułam się strasznie, bo myślę, że tylko jej zależy na tym, żebym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •