[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obok męski głos.
- Rozgląda się pani za podopieczną? - Zerknęła w bok i
dostrzegła sir Walda. Otworzył tabakierkę i zażył odrobinę tabaki. -
Jest na tarasie.
- O nie! - wymknęło jej się.
- Cóż, być może zdecydowali się nawet na mały spacer po
ogrodzie - ciągnął. -Jednak oboje stwierdzili, że idą tylko na taras.
- Jak rozumiem, lord Lindeth zaproponował, by wyszli na
chwilę na świeże powietrze?
- Moim zdaniem, to raczej panna Wield go tam zabrała.
- Tiffany jest jeszcze bardzo młoda. Dopiero opuściła pensję.
- Co powinno wywołać głęboką troskę krewnych - zauważył
uprzejmie.
Zgadzała się z nim do tego stopnia, że nie mogła znalezć
niczego na usprawiedliwienie Tiffany.
- Ona... jest bardzo uparta - rzekła w końcu. -I nie zna
jeszcze... A skoro pański kuzyn podjął się towarzyszyć jej w tej
niesłychanej eskapadzie, powinien był pan go powstrzymać.
68
- Szanowna panno Trent, nie jestem strażnikiem Lindetha. I
dzięki Bogu nie muszę też pilnować panny Wield.
- Ma pan za co dziękować - odparła nieco zbyt ostro, a kiedy
dostrzegła rozbawienie na jego twarzy, dodała: - Może pan się
śmiać, ale to ja jestem opiekunką panny Wield. A w każdym razie
jestem za nią odpowiedzialna i... wcale nie jest mi do śmiechu.
Muszę coś zrobić!
Z tymi słowami rozejrzała się po salonie. Wieczór był ciepły,
czerwcowy i w pomieszczeniu panował zaduch. Kilka nieelegancko
zgrzanych pań korzystało z wachlarzy. Panna Trent podeszła do
niewielkiej grupy, złożonej z panny Chartley, dziarskiej panny
Colebatch i młodszej córki dziedzica oraz ich admiratorów i rzekła
z czarującym uśmiechem:
- Zrobiło się bardzo gorąco, prawda? Nie śmiem otwierać
okien, bo zaraz rozlegną się protesty, ale może wyjdziemy. Wieczór
jest naprawdę piękny i bezwietrzny, dlatego pozwoliłam sobie
polecić służbie, by wyniosła lemoniadę na taras. Trzeba tylko otulić
siÄ™ szalem.
Propozycja została przyjęta z wdzięcznością przez
dżentelmenów i wesołą córkę dziedzica, która wykrzyknęła:
- O, jak wspaniale! Chodzmy!
Panna Chartley bała się trochę tego, co powie jej matka, ale
uznała, że panna Trent bierze na siebie odpowiedzialność za
eskapadę. Po paru minutach, kiedy zebrało się z pięć par,
organizatorka istotnie szepnęła coś do ucha zdziwionego Tottona, a
następnie z uśmiechem powiadomiła kolejne damy, że z powodu
próśb młodych ludzi pozwoliła im wyjść (pod nadzorem) na taras.
Zapewniła też, że dopilnuje, by żadna z panien się nie zaziębiła, i
sprawdzi, czy wszystkie okryły się szalami.
Sir Waldo obserwował z uznaniem te poczynania, a kiedy panna
Trent, zapędziwszy swoją trzódkę na taras, zamierzała się tam udać,
raz jeszcze stanął u jej boku i uśmiechnął się w wysoce niepokojący
sposób.
- Dobra robota - powiedział, przytrzymując zasłonę, która
oddzielała salon od tarasu.
69
- Dziękuję. Mam nadzieję, że to podziała, chociaż z pewnością
zachowałam się dziwnie jak na guwernantkę - odparła, wychodząc
na zalany księżycową poświatą taras.
- Nie sądzę, by tak to zostało odebrane. Zwietnie się pani
spisała - rzekł, idąc za nią. Podniósł monokl i spojrzał przed siebie.
- Rozumiem, że jeśli zbiegowie odeszli gdzieś dalej, to właśnie ja
powinienem ich odnalezć i... Nie, na szczęście nie byli tak
nieostrożni. Oboje możemy odetchnąć z ulgą.
- Wprost nie mogłam patrzeć na to, jak pan się zamartwia.
Zaśmiał się, ale zanim zdążył odpowiedzieć, oddaliła się od
niego, by okryć ramiona Tiffany szalem. Courtenay, który tylko
czekał na okazję, podszedł do Niezrównanego, gdy tylko ten został
sam (po raz pierwszy tego wieczoru) i zapytał z szacunkiem, czy
ma ochotę na szampana. Potem dodał na wypadek, gdyby
znamienity dżentelmen zamierzał go odprawić:
- Nazywam siÄ™ Courtenay Underbill.
Sir Waldo podziękował za szampana, ale zagadnął go
przyjaznie, zadając tym samym kłam przepowiedniom Jacka
Banninghama, który twierdził, że Niezrównany nie będzie chciał z
nim rozmawiać.
- Tak, pamiętam. Spotkaliśmy się podczas przyjęcia we
dworze, prawda? Wydaje mi się też, że widziałem pana na drodze
do Harrogate, jak powoził pan pięknym gniadoszem.
Courtenay nie potrzebował dalszej zachęty i już po chwili
wypytywał gościa o jego prawdziwe i zmyślone przygody. Sir
Waldo znosił dość dobrze to przesłuchanie, ale w końcu mu
przerwał.
- Czy musi mi pan wypominać wszystkie moje młodzieńcze
szaleństwa? Wyrosłem już z tego i mam nadzieję o nich zapomnieć.
Courtenay wyglądał na zaszokowanego, ale stojąca nieopodal
panna Trent pomyślała, że pierwsze, jakże pozytywne, wrażenie,
jakie wywarł na niej Niezrównany, nie było jednak do końca
błędne.
70
ROZDZIAA SZÓSTY
Pani Mickleby pierwsza miała zaszczyt gościć sir Walda i jego
kuzyna, jednak powszechnie uznano, że dopiero nieformalne
przyjęcie u pani Underhill zapoczątkowało zabawy, które
upamiętniły tamto lato. Gospodynie, które do tej pory jedynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •