[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tam, w środku, jest kobieta i mam zamiar ją wydostać!
A ty zejdz mi z drogi...
Bez namysłu pognał w stronę szalejącego piekła. Zdarł z
siebie sweter i zamoczył go w kału\y. Czy Ali okazała się na
tyle szalona, \eby szukać Kashki? Wiedział, \e tak.
Dopadł wejścia i szarpnął za klamkę. Nawet nie poczuł, \e
jest wściekle gorąca. Z holu buchnęła na niego ściana ognia.
Upadł na kolana, ale natychmiast zerwał się na równe nogi.
Obiegł dom i całym ciałem rzucił się na balkonowe drzwi,
prowadzące do biblioteki. Przetoczył się po podłodze.
Pomieszczenie wypełniały kłęby duszącego dymu, a
płomienie lizały wszystko z diabelską \arłocznością.
- Ali! - zawołał. Musiał ją znalezć. Dlaczego zrobiła takie
potworne głupstwo... śeby ryzykować \ycie... - Ali!
- Miau...
- Kashka? - Tu\ obok niego upadła z sufitu płonąca belka,
obsypując go snopem iskier.
Znów dotarło do jego uszu krótkie miauknięcie. Poszedł
za tym dzwiękiem, trzymając przy oczach mokry pulower.
- Miau...
I wtedy je zobaczył. Ali le\ała skulona w pobli\u
kominka, tuląc w objęciach kotkę. Była przytomna, ale
najwyrazniej zbyt oszołomiona, aby się ruszyć.
- Dzięki Bogu... - Niemal się udusił, gdy otworzył usta.
Rzucił sweter na twarz dziewczyny, która wyciągnęła do
niego ręce. Pociągnął ją razem z Kashką przez pokój. Tu\ za
nimi z hukiem roztrzaskał się o podłogę kryształowy \yrandol.
Nicholas kopniakiem poszerzył przejście i wywlókł Ali na
zewnątrz.
- Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego - zawołał,
wycierając jej z policzków sadzę i łzy. - Co ci wpadło do
głowy? Mogłaś tam zginąć...
- Usłyszałam miauczenie Kashki. Chciałam ją uratować...
- Ali zaczęła płakać. - Ale pózniej... - Chlipnęła głośno. -
Pózniej wpadłam w panikę i zupełnie zgłupiałam.
- Ju\ wszystko w porządku - odezwał się stra\ak, podając
jej kubek z wodą. - Jest pani bezpieczna.
Ali wypiła kilka łyków i nagle jej oczy rozszerzyły się z
przera\enia.
- Och, Nicholas... Tam przecie\ zostały twoje obrazy!
- Niewa\ne. Znów zacznę malować, ale gdybym stracił
ciebie... - Głos mu się załamał.
Szef stra\y zbli\ył się do nich i popatrzył na Kashkę.
Spokojnie wylizywała swoje brudne futerko.
- Powinieneś o tym pomyśleć, Knight, zanim podpaliłeś
dom.
- Ju\ mówiłem, \e to nie ja.
- Czy\by? Nie widać, \eby tu gdzieś uderzył piorun. W
takim razie czyja to sprawka?
- Skąd mam wiedzieć? Jadłem akurat kolację, kiedy
wysiadło światło. Zapaliłem kilka świeczek. Wtedy
zadzwoniła Ali i powiedziała, \e w sklepie przecieka dach,
więc zaraz tam pojechałem...
- No właśnie! - Dziewczyna patrzyła na nich obu z
triumfującą miną. - Nie wiedziałeś...
- Czego? - zapytał oficer.
- Chodzi o Kashkę. Ogień ją fascynuje. Uwielbia
wylegiwać się u mnie przed kominkiem. Godzinami
obserwuje płomienie. Prawdopodobnie przewróciła świecę lub
przywlokła do niej kawałek gazety.
Nicholas poczuł, \e krew odpłynęła mu z twarzy.
- Nicholas... co ci jest? - Ali patrzyła na niego,
zaniepokojona.
- Kashka nale\ała do Camilli. Dałem jej w prezencie
małego kociaka.
- Czy była z Camillą w tamtą noc, gdy spłonęła
rezydencja Hawthorne'ów? - spytała Ali.
- Oczywiście. Nie odstępowała jej na krok. Tak jak teraz
ciebie. A Camilla lubiła zapalać wieczorem w swojej sypialni
pachnące świece.
- Nicholas...
- A więc to był wypadek, prawda? Przez tyle lat sądziłem,
\e moja rodzina jest naznaczona szaleństwem, a teraz... -
Chwycił Ali w ramiona.
- Niech mnie szlag... - mruknął szef stra\y.
EPILOG
- Szybciej, bo się spóznimy na nasze zaręczynowe
przyjęcie i otwarcie twojej galerii. - Ali zajrzała do łazienki, w
której Nicholas właśnie się golił.
Zatrzymała się przy drzwiach, obserwując, jak mydli
twarz staroświeckim pędzlem. Wciągnęła w płuca męski
zapach kremu do golenia.
Mieszkali teraz w pokoju nad sklepem. Za spaloną
rezydencję Knightów Nicholas otrzymał odszkodowanie z
firmy ubezpieczeniowej. Dzięki temu mogli myśleć o
wybudowaniu nowego domu. Wynajęty architekt ju\ kreślił
jego plany.
Przed trzema dniami rodzice Ali wrócili z podró\y po
Europie. Czekało ich teraz spotkanie z człowiekiem, który
skradł serce ich jedynaczki. Córka dozowała im niespodzianki.
Najpierw pochwaliła się własną firmą. Ojciec zadziwił ją
entuzjazmem, z jakim przyjął jej sukcesy. Chciał natychmiast
otworzyć sieć podobnych butików. Ali z trudem go
przekonała, \e woli, aby Skarby z facjatki" nie zostały na
razie rozmno\one. Ojciec się opierał, napomknęła więc o
pewnym mę\czyznie... Tą wiadomością pan Charbonneau nie
był zachwycony. Zwłaszcza gdy się dowiedział, \e Nicholas
jest artystą. Ali zapewniła jednak, \e nie nosi kolczyka w uchu
ani nie jezdzi ryczącym harleyem. Wtedy ojciec nieco się
odprę\ył.
Lecz ją zjadały teraz nerwy.
- Auu... - Nicholas zaciął się w policzek.
- Biedactwo. Mo\e cię pocałuję, \eby przestało boleć?
- Wydawało mi się, \e chcesz zdą\yć na tę zabawę
- odparł. - Ale skoro wolisz mnie pocałować i w ogóle
pocieszyć, to się nie krępuj... - Odwinął ręcznik z bioder.
- Nicholas! - Odwróciła się na pięcie i umknęła, ścigana
jego głębokim, dzwięcznym śmiechem. Uwielbiała, gdy się
tak śmiał.
Chwilę pózniej wyszedł z łazienki i zapiął Ali suwak
czerwonej, wyszywanej koralikami sukni. Zawiązała mu w
rewan\u smokingową muszkę. Trochę zmysłowych pieszczot
sprawiło, \e spóznili się na przyjęcie piętnaście minut.
Natychmiast dopadła ich Jessica.
- Jak ci się tutaj podoba, Nicholas? Nie sądzisz, \e to
piękne miejsce na ekspozycję twoich dzieł? - Zatoczyła ręką
wokół siebie. Przeznaczyła dla Nicholasa jeden ze swoich
sklepów, sąsiadujący z butikiem Ali.
- Szkoda, \e na razie nie ma czego powiesić na tych
białych ścianach - odparł. - Chyba, się trochę pośpieszyłyście
z tą galerią.
- Skąd\e. Ali i ja wiemy, \e zostaniesz słynnym
malarzem.
- A mo\e ten chłopak wystawi swoje prace u nas, w Saint
Louis? - zasugerował wysoki, dystyngowany pan, który
poszedł do nich.
- Och, tatusiu.
- Bardzo dziękuję. To znakomity pomysł, panie
Charbonneau - powiedział Nicholas.
- Widzę, \e wy dwaj dobraliście się w korcu maku
- stwierdziła z westchnieniem Ali. A\ do dziś obawiała
się, \e jej ojciec i narzeczony nie przypadną sobie do gustu.
Stało się inaczej. Teraz nie była całkiem pewna, czy jest z tego
zadowolona. - Tatusiu, poznaj Nicholasa Knighta. Nicholas -
to mój tata.
- Witam, młody człowieku. - Podali sobie ręce.
- Tatusiu, on ma trzydzieści pięć lat.
- Có\, to przecie\ bardzo niewiele. Zgodzi się pani ze
mną? - Pan Charbonneau mrugnął wesoło do Jessiki.
W tej chwili przyłączyli się do nich Caroline Farnsworth i
Billy Lawrence. Caroline poprosiła, aby Ali pokazała jej
zaręczynowy pierścionek ze szmaragdem.
- Piękny, prawda, Billy?
- Tak, ładny - mruknął znudzony.
- Gdzie mama? - Ali poszukała wzrokiem pani
Charbonneau.
- Rozmawia z moją. Właśnie dlatego stamtąd zwiałam.
Obie dosłownie oszalały na punkcie naszych ślubów -
wyjaśniła Caroline, wywracając zabawnie oczami.
- Przepraszam na moment. - Billy zostawił ich i przedarł
się przez tłum gości do atrakcyjnej rudej dziewczyny w sukni
bez pleców.
Nicholas odprowadził go ironicznym spojrzeniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]