[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pogalopowała w stronę zagłębienia u stóp nagiego stoku. Burza była
blisko, coraz mniej sekund upływało między błyskawicą a grzmotem.
Zdawało się jej, że są skazani na porażenie piorunem. Przemknęła jej
straszliwa myśl, że Kinross celowo wystawił ją na niebezpieczeństwo i
zaczęła błagać niebiosa o deszcz. Wiedziała, że podczas burzy z piorunami
bezpieczniej mieć mokre ubranie. Pędziła na oślep, nie oglądając się za
siebie, więc nie wiedziała, czy Stewart Kinross jedzie za nią.
Z powodu nadciągającej burzy Brod wrócił wcześniej. Nie zastał
nikogo na parterze, więc poszedł na piętro i zapukał do pokoju ciotki.
- To ja! - zawołał. - Gdzie się wszyscy podziali?
Fiona wyszła z łóżka i otworzyła drzwi.
- Witaj, kochany. Zdrzemnęłam się dla urody...
- Gdzie ojciec i Rebeka?
- Nie ma ich w domu?
- Nie.
73
R S
- Zaraz, zaraz... Aha, już sobie przypominam. Rebeka zajrzała do
mnie i powiedziała, że wybierają się na konną przejażdżkę.
- Kiedy to było?
- Ze trzy godziny temu. Czy coś się stało?
- W domu ich nie ma, może są w stajni... Zanosi się na solidną burzę,
a ojciec dobrze wie, że jazda w taką pogodę to igranie z ogniem.
- Ale znasz ojca. - Fiona pogardliwie wydęła wargi. - Lubi udawać
Gromowładnego.
- Mimo to dziwię mu się... Rebeka pojechała, a ma oczy i mogła
popatrzeć na niebo.
- Naprawdę będzie burza? - Wybiegła na werandę. - O Boże! Nawet
jak na te strony niebo wygląda groznie. - Spojrzała na Broda. - Miejmy
nadzieję, że są bezpieczni, bo chyba schronili się w jaskini.
- Przy takiej pogodzie tylko wariat wybrałby się w tamtym kierunku.
Raczej pojechali szlakiem Willowie. Sprawdzę.
Ciotka schwyciła go za rękę.
- Mój drogi, zastanów się, co robisz. Ojcu to będzie nie w smak.
- Jego sprawa. Dlaczego zachowuje się jak głupiec? To beznadziejne.
- Nie denerwuj się.
- Rano zapewnił mnie, że powiedział Rebece o naszyjniku. A mimo
to go włożyła!
- Czy wziąłeś pod uwagę, że mógł cię okłamać? Znam Rebekę...
- Ale ja nie. - Gniewnie prychnął. - Może ona nas wszystkich
wystawia do wiatru? Nie wiem. Pierwszy raz muszę się przyznać, że
czegoś nie wiem. Ale jadę po nią, bo znam ojca. Jeśli się pokłócą, nie da
sobie z nim rady.
74
R S
Jechał na pełnym gazie i przeklinał za każdym razem, gdy bły-
skawica przecinała niebo i rozlegał się ogłuszający grzmot Burza była tuż-
tuż. Gorączkowo zastanawiał się nad tym, jakimi motywami ojciec się
kierował, by w taką pogodę wyruszyć na konną przejażdżkę. Czy miał
nadzieję, że gdy wywiezie Rebekę na odludzie, łatwiej przekona ją, by go
pokochała? Czy sądził, że w ogóle może wzbudzić w niej cieplejsze
uczucia? %7łe skusi ją obietnicą życia w luksusie? Czy jechał w stronę
jaskiń, ponieważ przewidział, że będą musieli schronić się przed burzą?
Nie miał prawa tak postępować. Nie miał prawa narzucać się młodej
kobiecie.
A może ona tego chciała?
Nie znał prawdy, więc mógł jedynie snuć domysły.
Oślepiająca błyskawica spięła klamrą niebo i ziemię. Instynktownie
zamknął oczy, a gdy je otworzył, ujrzał w dali dwoje jezdzców, pędzących
co koń wyskoczy. Pierwsza jechała kobieta z rozwianymi włosami.
Rebeka!
Domyślił się, że gna w kierunku wąwozu koło najbliższego wzgórza.
Ucieszył się, że ma tyle rozsądku, by nie chować się pod drzewem.
Gwałtownie skręcił w prawo.
Spadły pierwsze krople deszczu, a to najbardziej niebezpieczny
moment podczas burzy z piorunami.
Ledwo o tym pomyślał, ołowianą chmurę rozdarła błyskawica i w
drugiego jezdzca uderzył piorun. Broda przeszył taki ból, jakby
wyszarpywano mu serce. Na jego oczach piorun zabił mu ojca! Rebekę
wyrzucił z siodła, a jej konia przewrócił.
Wysiadł z samochodu. Musiał spieszyć na ratunek, mimo że
wiedział, iż piorun często uderza dwa razy w to samo miejsce. Na moment
75
R S
stanął, gdy poraziła go myśl, że przez cały dzień wisiała w powietrzu
grozba niebezpieczeństwa. Czy ojciec świadomie igrał z losem?
Rebeka była przytomna, ale cicho jęczała. Sprawdził, czy nie ma
złamań i uspokojony zaniósł ją do samochodu.
- Brod? Co się; stało?
- Niedaleko trzasnął piorun. Zostań w samochodzie. Nie ruszaj się z
miejsca.
Zamknął drzwi i minął kulejącą Jeebę. Pomyślał z żalem, że jeśli
klacz złamała nogę, trzeba będzie ją zabić.
Stewart Kinross leżał na martwym koniu. Starając się trzymać
uczucia na wodzy, Brod zaczął masować ojca i robić mu sztuczne
oddychanie. Po pewnym czasie przyszła Rebeka, przyklęknęła i oparła
głowę na jego ramieniu.
- Brod - szepnęła nieśmiało. - Twój ojciec nie żyje.
- Co ty wygadujesz?! - krzyknął. - %7łyje, oddycha...
- Nie.
- To niemożliwe! - Nadal próbował ożywić ojca. - Nie mógł umrzeć.
Widziałem, jak pędził za tobą. On żyje...
- To straszne... współczuję ci.
Chciała go pocieszyć, ale opuściły ją siły i zemdlała.
Po pewnym czasie nadjechało kilka osób, które stanęły wokół
martwego Stewarta Kinrossa i bezradnie pochylonego nad nim syna.
- Co to znaczy? - szepnął zdezorientowany Ted Holland. - Brod,
odezwij się. Co tu się stało?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]