[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wodze i odjechała.
Patrzył za nią, póki mu nie zniknęła z oczu. Czy ta dziewczyna nie
udzieliła mu przed chwilą reprymendy? Trevor St. John nie pamiętał, kiedy
ostatnio ktoś go strofował. Nigdy nie naruszał żadnych reguł, a jednak ta kobieta
miała mu coś do zarzucenia.
- Czasami, Ryeburn, zachowujesz się jak osioł - mruknął Sterling,
ruszając śladem panny Grant.
- Właśnie się tego dowiedziałem - rzucił Trevor w przestrzeń. Ta
dziewczyna pyszni się swoją brawurą, a potem oczekuje, że to ja poczuję się
winny. Nie do wiary. Jednak gdy tylko przypomniał sobie wyraz jej twarzy,
poczuł wyrzuty sumienia.
Nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać. Zcisnął konia łydkami, by ruszyć
za Amerykanką, ale się rozmyślił. Dlaczego miałby się jeszcze bardziej
denerwować? Ona nic dla niego nie znaczy. Po co ją przekonywać, że zle
postępuje? Tak czy inaczej za jakiś czas już jej tu nie będzie. Nie powinno go
obchodzić, ile razy wystawi się na pośmiewisko.
Zawrócił konia. Im dalej się będzie od niej trzymał, tym lepiej dla jego
reputacji.
Zawrócił raz jeszcze. Pojedzie za nią tylko po to, żeby się upewnić, czy
wróciła do swej opiekunki. Dlaczego ta pani Roberts pozwala jej jezdzić bez
nadzoru? Nie powinna nigdzie puszczać Eden w towarzystwie Sterlinga, a
Sterling nie powinien nic takiego proponować. Chyba że...
Chyba że Sterling zainteresował się tą Amerykanką. Co on powiedział
wczoraj wieczorem? Coś na temat jej ojca Myśl o tym, że Sterling mógłby mieć
jakieś skryte zamiary względem Eden, zaniepokoiła Ryeburna. Może powinien
porozmawiać z panią Roberts i dowiedzieć się, jakie to są zamiary.
Deresz galopował spokojnie. Trevor upewnił się, że Eden wróciła do swej
opiekunki. Toddington jechał obok pań, uśmiechając się jak idiota do panny
Baylor. Towarzyszył im także Sterling. Hrabia spostrzegł, że Sterling mówi coś
do Eden Grant. Nawet z daleka widać było, jak jej twarz się rozjaśnia. Trevor
domyślił się, że nie będzie mile widziany w tym gronie. Nie pasował do nich.
Od śmierci ojca nie okazano mu takiej pogardy. Tym razem jednak sam na nią
zapracował.
Patrzył, jak grupka opuszcza park, ale nie pojechał za nimi
Eden cierpiała na migrenę. Leżała w sypialni z zasłoniętymi oknami.
Oczy miała zamknięte, ale nie spała. Myśli wirowały w jej głowie niczym
huragan. Złościła się na siebie za to, że pozwoliła, by ten napuszony, arogancki,
apodyktyczny i obłudny lord Ryeburn tak ją zirytował.
Przewróciła się na brzuch i wypuściła powietrze. Może rzeczywiście nie
powinna się ścigać - wiedziała, że to nie jest odpowiednia rozrywka dla
młodych dam - ale tak bardzo lubiła czuć wiatr na policzkach. Wszystko
wydawało jej się takie niesprawiedliwe. Jej brat studiował w Harvardzie, a ona
nie mogła, tylko dlatego, że była kobietą. Z tego samego powodu społeczeństwo
zabrania jej ścigać się konno. Dobrze, że społeczeństwo pozwala jej śpiewać,
choć talent przysparza tylu problemów. Eden nie mogła sobie wyobrazić życia
bez śpiewu. Wyrzec się muzyki, znaczyłoby przestać oddychać.
Dziś wieczorem z pewnością zaśpiewa na balu. Markiz i markiza
Heathsbury zaprosili ją w tym właśnie celu. Jeśli będzie tam Ryeburn i ją
usłyszy, to...
Wielkie nieba, co to za pomysły? Nigdy przedtem nie przyszło jej do
głowy, by imponować komuś swoim śpiewem. Zpiewała dla siebie. Dlaczego
więc chciała zaimponować hrabiemu? Ten człowiek uważał ją za osobę
pozbawioną ogłady i zachowującą się niegodnie. Może chciała mu udowodnić,
że się myli.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Zwietny pomysł. Dziś wieczorem
przedzierzgnie się w idealną damę. Ubierze się zgodnie z wymogami dobrego
tonu i tak też będzie się zachowywać. Udowodni Ryeburnowi, jak bardzo się
mylił.
Zerwała się z łóżka, by czym prędzej rozpocząć przygotowania do balu.
Po konnej przejażdżce powinna się wykąpać. W drodze do garderoby
pociągnęła za sznurek, by wezwać pokojówkę.
Obrzuciła krytycznym spojrzeniem swoje suknie. Którą z nich włożyć?
Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia.
- Proszę.
- Eden? - W pokoju rozległ się głos Lily.
- Tutaj - odparła, nie odrywając wzroku od sukni. Lily weszła do
garderoby.
- Lepiej się już czujesz?
- Zdecydowanie. Którą suknię mam włożyć dziś wieczorem? - Eden
postukała palcem w wargę.
- Jesteś pewna, że dobrze zniesiesz całonocne tańce? Martwiłyśmy się o
ciebie...
- Ból głowy minął, a ja nie mogę się doczekać wieczoru.
- Pani Roberts odetchnie z ulgą. Obawiała się, że nie pójdziemy na bal z
powodu twojej choroby.
- Możesz ją zapewnić, że jestem w dobrej formie. Pomóż mi zdecydować,
jak się ubrać?
- Masz jakiś dziwny błysk w oku. - Panna Baylor przekrzywiła głowę. -
Co planujesz?
-Nic.
- Nie wierzę ci.
- Tym razem możesz się niczego nie obawiać. Zamierzam zachowywać
się nienagannie. - Eden dotknęła sukni w kolorze topazu. - Co myślisz o tej?
- Eden, spójrz na mnie. - Lily skrzyżowała ramiona na piersiach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]