[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łeś, że mam usunąć tę ciążę. W sumie było ci na rękę, że wtedy naturalnie poroniłam.
Jed Sabbides, zamożny, władczy, pewien swojego miejsca na ziemi, szanowany
przez wszystkich, po raz pierwszy w życiu nie był w stanie wydobyć z siebie głosu.
Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Gdy dowiedział się, że Phoebe jest w
ciąży, nawet mu na myśl nie przyszło, że miałaby poddać się aborcji. Chciał ją uspokoić,
mówiąc, że doktor Marcus zajmie się nią podczas ciąży, a także potem, gdy dziecko się
już urodzi. Ale dopiero teraz zorientował się, że w tamtym kontekście jego słowa mogły
zabrzmieć dwuznacznie. Nagle jej komentarz w szpitalu, że zaoszczędziła mu mnóstwo
pieniędzy, nabrał sensu. Jak mogła uwierzyć, że chciał się pozbyć dziecka? Jak to moż-
liwe, że nie zrozumieli się do tego stopnia?
- Nigdy nawet nie sugerowałem, abyś usunęła ciążę. Nigdy - podkreślił, zaciskając
wargi, ale w oczach Phoebe widział tylko zimną nienawiść.
R
L
T
Był tak bardzo rozgniewany tym, co uważał za zdradę z jej strony, że nigdy nie
spojrzał na tę sytuację z jej punktu widzenia.
- W sumie miałam szczęście, że postanowiłeś jednak nie wracać, aby się ze mną
zobaczyć po wyjściu ze szpitala - rzuciła z sarkazmem i bezdenną pogardą. - Twoja asy-
stentka, z którą rozmawiałeś o moim poronieniu, uprzedziła mnie zresztą, że nie zamie-
rzasz wrócić i poleciła opuścić mieszkanie. A teraz masz czelność zjawiać się tutaj i py-
tać, dlaczego nigdy nie powiedziałam ci o Benie? Robi mi się niedobrze, jak na ciebie
patrzę. Jedziesz do szpitala i oszukujesz recepcjonistkę, mówiąc, że zamierzamy się po-
brać? Nigdy nie zamierzałeś i nadal nie zamierzasz się ze mną ożenić. Jesteś egoistycz-
nym i samolubnym draniem, który myśli wyłącznie o sobie. Więc wybacz, ale nie uwie-
rzę, że nagle zapragnąłeś zostać ojcem i mieć syna. Mojego nigdy ci nie oddam!
- Skończyłaś już? - spytał ostro, stawiając kieliszek na stoliku i wstając.
Z narastającym przerażeniem słuchał, co myśli o nim Phoebe na podstawie tego,
jak się wobec niej zachował w przeszłości. Powiedział jej kilka przykrych słów, ale wia-
domość o ciąży wytrąciła go z równowagi. Ani przez sekundę nie myślał o aborcji.
Trudno mu było uwierzyć w to, że jego asystentka kazała jej się wyprowadzić, ale
nie było to niemożliwe. Pożegnał się z Christiną wkrótce potem, gdy okazało się, że jest
bardziej zainteresowana nim samym niż pracą dla niego. Polecił jej zadzwonić do Phoebe
tamtego wieczora, ale zupełnie z innego powodu. Wiedział jednak, że Phoebe nie uwie-
rzy teraz w żadne usprawiedliwienia.
To prawda, że nie mógł już cofnąć tego, co kiedyś powiedział, ale to nie po-
wstrzyma go przed walką o własnego syna. Będzie tylko musiał zmienić taktykę.
Uspokoił się w jednej chwili i spojrzał na Phoebe. Musiał przyznać, że stała się na-
prawdę piękną kobietą. Stracił rachubę dni, tygodni i miesięcy, podczas których boleśnie
za nią tęsknił. Nagle zapragnął jej tak mocno jak kiedyś. Zdał sobie sprawę, że istniało
pewne rozwiązanie tej sytuacji. Niezbyt etyczne, co prawda, ale o ile znał Phoebe, na
pewno skuteczne...
- Oczywiście, skończyłam już pięć lat temu. A może raczej powinnam powiedzieć,
że to ty ze mną skończyłeś - poprawiła się. - Teraz jest już za pózno, aby cokolwiek
zmieniać i nie obchodzą mnie twoje podejrzane zamiary.
R
L
T
Pogrążona w gorzkich wspomnieniach, Phoebe nie zauważyła, że Jed podszedł
bardzo blisko. Nagle zdała sobie sprawę, że jego spokojny i kontrolowany wyraz twarzy
nie współgra z jego drapieżnym błyskiem w oku.
- Wychodzi na to, że znasz mnie aż za dobrze - zakpił, jednocześnie obejmując ją
mocno w talii.
Phoebe zastygła w napięciu, czując mocne bicie swojego serca i zaciskając dłonie
w pięści, aby zwalczyć chęć odepchnięcia go od siebie. Nie chciała dać mu satysfakcji,
pokazując, jak bardzo boi się jego bliskości. Przez lata ćwiczyłam swoją odporność i Jed
Sabbides nie robi już na mnie wrażenia, przypomniała sobie.
- Masz rację co do moich zamiarów, które wcale nie są podejrzane. Jestem bardzo
bogatym mężczyzną i zdałem sobie sprawę, że potrzebuję syna, który to wszystko po
mnie odziedziczy. Gotowy już, pięcioletni chłopiec, to o wiele lepiej niż płaczący osesek.
Tak właśnie o mnie myślisz? - spytał, obserwując ją jednocześnie i czekając.
Phoebe nie rozumiała, dlaczego czuje się rozczarowana. Jed potwierdził jej obawy.
Spojrzała na niego i przez moment odniosła dziwne wrażenie. Zupełnie, jakby przejaw
bezbronności i nadziei, że Phoebe zaprzeczy... Musiała się mylić. Jed nigdy nie przy-
znałby się do słabości.
Nic się więc nie zmieniło. Jed się nie zmienił. Był pozbawiony wszelkich uczuć i
postępował właśnie w ten bezwzględny i zimny sposób.
- Tak - przyznała. - Więc teraz, skoro już rozumiesz, dlaczego nie powiedziałam ci
o Benie, możesz odjechać tym swoim wielkim samochodem i zostawić nas w spokoju.
Zawsze możesz się ożenić z Sophią i mieć swoje własne dzieci - doradziła na koniec w
dobrej wierze.
- To może być raczej trudne, bo zerwaliśmy ze sobą zaraz po balu i od tego czasu
Sophia siÄ™ do mnie nie odzywa.
- Mądra kobieta - podsumowała, z odcieniem satysfakcji w głosie.
Wolała nie dociekać, dlaczego akurat wiadomość o ich rozstaniu sprawiła jej przy-
jemność.
Jed miał już dosyć. Rozmowa z Phoebe donikąd ich nie zaprowadzi, a im dłużej na
nią patrzył, im dłużej słuchał jej odważnego i wyzywającego tonu, tym bardziej przypo-
R
L
T
minał sobie, jak bardzo mu jej brakowało. To, co jeszcze przed chwilą uważał za niezbyt
etyczne, nagle stało się wskazane.
W interesach nie miał problemu z tym, aby wykorzystując słabości przeciwnika,
dobić targu. To było powszechnie akceptowaną praktyką.
Dlaczego więc miałby się tym nie posłużyć w prywatnym życiu?
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Nagle silne dłonie Jeda zacisnęły się na jej szczupłych ramionach i Phoebe straciła
równowagę. W chwilę potem znalazła się w jego mocnym uścisku.
- Puść mnie - zaprotestowała, próbując się uwolnić.
- Nie mam zamiaru - wysyczał przez zaciśnięte zęby, wziął ją na ręce, podniósł i w
jednej chwili ułożył na sofie, przyciskając swoim ciężarem.
Przez moment Phoebe była zbyt zaskoczona, aby zareagować, ale po kilku sekun-
dach zaczęła się szamotać. Jednak całe jej ciało unieruchomione było jego ciężarem.
- Zejdz ze mnie! - krzyknęła z paniką w głosie, starając się go od siebie odepchnąć.
Jed zaśmiał się tylko w odpowiedzi, a potem złapał ją za nadgarstki i jedną ręką
unieruchomił jej ramiona nad jej głową. Drugą dłonią przytrzymał jej twarz tak, aby pa-
trzyła prosto w jego ciemne, przepełnione pożądaniem oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •