[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A może tak się ucieszył, że ma mnie z głowy, że nie dbał o to, co mu się przytrafiło.
Wiedziałam tylko, że zostałam sama, mając przed sobą długą, długą drogę do drzwi
frontowych.
Nie mam pojęcia, jak ją przebyłam. Naprawdę nie wiem. Posuwając się powolutku -
tak wolno jak stuletnia babuleńka - wdrapałam się na ganek i do środka.
- Wróciłam! - wrzasnęłam na wypadek, gdyby to kogoś obchodziło. Jedynie Maks
wybiegł mi na powitanie, obwąchując mnie w nadziei, że mam jakieś jedzenie ukryte po
kieszeniach. Nic nie znalazł, więc zostawił mnie, pozwalając w spokoju wdrapać się po
schodach do mojego pokoju.
Dokonałam tego, stopień po przerazliwie męczącym stopniu. Zajęło mi to, no nie
wiem, jakieś dziesięć minut. Normalnie w górę i w dół biegam po dwa stopnie naraz. Ale nie
dzisiaj.
Wiedziałam, że będę musiała gęsto się tłumaczyć, kiedy wpadnę na kogoś poza
Maksem. Byłam pewna, że pierwszą osobą, na którą się natknę, będzie ta, z którą najmniej w
tej chwili miałam ochotę stanąć twarzą w twarz: Jesse. Jesse, który po pierwsze i
najważniejsze nie zrozumie, co robiłam w domu Paula Slatera. Jesse, przed którym, jak
sądziłam, trudno będzie ukryć fakt, że się całowałam z poślizgiem z innym chłopakiem.
I że całkiem mi się to podobało.
To była, uznałam, stojąc z ręką na klamce, wina Jesse'a. Ze mi odbiło i całowałam się
z kimś innym. Bo gdyby Jesse okazywał mi choćby najdrobniejszy ślad uczucia przez
ostatnich kilka tygodni, nigdy nie wzięłabym pod uwagę odwzajemnienia pocałunków Paula
Slatera. Nawet przez milion lat.
Tak, właśnie tak. To wszystko wina Jesse'a.
Nie miałam oczywiście cienia zamiaru mówić mu o tym. Przeciwnie, gdyby mi się
tylko udało, wolałabym w ogóle nawet nie wymieniać imienia Paula. Musiałam wymyślić
jakąś historyjkę - jakakolwiek byłaby lepsza od prawdy - żeby wyjaśnić, co się stało z moimi
biednymi, ciężko poszkodowanymi stopami...
...nie mówiąc już o obolałych ustach.
Ku mojej radości, kiedy otworzyłam drzwi, okazało się, że Jesse'a nie ma w pokoju.
Szatan, owszem, siedział na parapecie, zajęty toaletą. Pana nie było. Tym razem.
Alleluja.
Zrzuciłam plecak oraz buty i skierowałam się do łazienki. Myślałam tylko o jednej,
jedynej rzeczy, a mianowicie o umyciu stóp. Może to było właśnie to, czego im trzeba. Może
po wymoczeniu w ciepłej wodzie z mydłem odzyskają, choćby częściowo, czucie...
Odkręciłam wodę, włożyłam korek do wanny, usiadłam na jej brzegu i z trudem
przerzuciłam stopy do wody.
Przez sekundę czy dwie wszystko było dobrze. Poczułam ogromną ulgę.
A potem woda dosięgła moich bąbli i omal nie skręciłam się z bólu. Nigdy więcej,
przysięgłam sobie, trzymając się kurczowo brzegu wanny, żeby nie upaść. Nigdy więcej
modnych butów. Od tej chwili istnieją dla mnie wyłącznie aerosole. Nie obchodzi mnie, jak
brzydko mogą wyglądać. Aadny wygląd nie był tego wart.
Ból zmalał na tyle, żeby podjąć próbę użycia mydła i gąbki. Dopiero po około pięciu
minutach delikatnego szorowania udało mi się przedrzeć przez ostatnią warstwę brudu i
stwierdzić, dlaczego straciłam zdolność czucia w stopach. Okazały się pokryte - dosłownie
pokryte - ogromnymi czerwonymi bąblami, które rosły w oczach z każdą chwilą. Niektóre z
nich wypełniała krew. Uświadomiłam sobie z przerażeniem, że upłyną dni - a może nawet
tydzień - zanim bąble zmniejszą się na tyle, że będę w stanie chodzić, nie mówiąc już o
włożeniu butów.
Siedziałam tam, przeklinając z całej duszy Paula Slatera - do spółki z Jimmym Choo -
kiedy usłyszałam przekleństwo w wykonaniu Jesse'a, które chociaż wypowiedziane po
hiszpańsku, poraziło moje uszy.
11
- Querida, coś ty ze sobą zrobiła?
Jesse stał obok wanny, wpatrując się w moje stopy. Wylałam brudną wodę i nalałam
nowej, żeby je spłukać. W czystej wodzie wszystko było widać wyraznie, aż po gniewne
krwawe bąble.
- Nowe buty - odparłam. To było jedyne wyjaśnienie, jakie mi chwilowo przyszło do
głowy. Nie uznałam za stosowne wyjaśniać w tym momencie, że uciekałam boso przed
seksualnym prześladowcą. Nie chciałam, aby z mojego powodu doszło do pojedynku czy
czegoś w tym stylu.
Tak, tak, wiem: marzenie ściętej głowy.
A jednak znowu nazwał mnie querida. Nie mógł tego powiedzieć ot tak sobie,
prawda?
Tyle że Jesse pewnie zwracał się w ten sposób do swoich sióstr. Prawdopodobnie
nawet do matki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •