[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do mnie z rezerwą. Potem zobaczył, jak Gerald mnie pocałował i...
- A nie mówiłam! - wykrzyknęła Mary triumfująco. - Zazdrosny!
- Red wcale nie jest zazdrosny o Geralda! - zaperzyła się Alexandra. - Kiedy
czekaliśmy w barze hotelowym na Armstrongów, wyrażał się co prawda
pogardliwie o nim, ale jednocześnie próbował mnie rzucić w jego ramiona.
- No, dobrze, może rzeczywiście nie jest zazdrosny - zgodziła się ostrożnie
Mary. - Może chce ci dać czas do namysłu. Posłuchaj, ten facet czekał na ciebie
osiem lat! Kilka dni dłużej nie zrobi mu różnicy.
- Nic nie rozumiesz, Mary. - Alexandra pokręciła głową i poszła nad mały
staw leżący pośrodku ogrodu. Pływały w nim niewielkie mieniące się
wszystkimi kolorami tęczy rybki. Mary dołączyła do niej po chwili.
- Podjęłam decyzję, Mary. Zlikwiduję biuro. Nie będzie mi już potrzebne, bo
nie mam zamiaru organizować kolejnych rejsów z Redem.
- Uważam, że wcale nie musisz się tak spieszyć. Daj sobie i jemu trochę
czasu.
- Czas nic tu nie zmieni - skrzywiła się Alexandra. - Osiem lat w niczym nie
pomogło... Czy masz może numer telefonu do handlarza używanymi meblami?
Chciałabym, żeby jutro wszystko zabrał, ponieważ pojutrze odlatuję do
Kalifornii. Im szybciej, tym lepiej.
Mary objęła ją serdecznie. - Nie wracaj jeszcze do Kalifornii, Alex. Spotkaj
się z Redem! Porozmawiaj z nim!
- Nie mogę, Mary... - Alexandra urwała. Co miałaby mu powiedzieć. %7łe się
w nim zakochała i co on na to? Nie, miała jeszcze resztki godności. A może
miała poinformować go, że odrzuciła oświadczyny mężczyzny, którego lubiła i
RS
66
szanowała, i który przeleciał cztery tysiące mil, żeby jej zaproponować
małżeństwo? Dopiero by się Red ucieszył!
- Porozmawiaj z nim - nalegała Mary - nie masz przecież nic do stracenia.
Ambicja nie ogrzeje cię w długie, bezsenne noce.
Alexandra zaczerwieniła się. - Nie wiem, jak kobieta może wyznać miłość
mężczyznie nie wiedząc, czy on ją też kocha. Nie wymagaj ode mnie zbyt
wiele, Mary.
- Nie musisz być aż taka szczera - uśmiechnęła się Mary. - Na początek
wystarczą aluzje. Red nie jest taki niedomyślny, jakby się zdawało.
- Nie, Mary, nie mogę, zrozum mnie.
- No to spotkaj się z nim chociaż. Spójrz mu w twarz. To ci powinno coś
dać. W najgorszym razie będzie ci życzył przyjemnego lotu. Nie urwie ci
przecież zaraz głowy.
- Chyba nie - uśmiechnęła się Alexandra. - Obawiam się jednak, że nie będę
w stanie spotkać się z nim.
- Tylko krowy i wielcy uczeni nie zmieniają zdania. Nie jesteś ani jednym,
ani drugim, więc mam nadzieję, że się jeszcze namyślisz. Przypominam sobie,
jak bardzo nie chciałaś zatrudnić Reda na Neptunie". Pózniej jednak zmieniłaś
zdanie i popłynęłaś z nim w rejs.
- Lepiej by było, gdyby tak się nie stało. Nie zakochałabym się w nim i nie
byłabym teraz taka nieszczęśliwa.
- To tylko taki chwilowy nastrój. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze,
Alex.
- Może... - powiedziała Alexandra smutno.
- Nie rezygnuj tak łatwo. Nie poddawaj się. Gdzie twoja wola walki? Jako
mała dziewczynka byłaś bardzo wojownicza. Nie wierzę, żebyś aż tak się
mogła zmienić. Są pewne cechy charakteru, z których się nie wyrasta.
- No, dobrze, przemyślę jeszcze raz wszystko, skoro ci tak na tym zależy.
- A zależy, zależy. Nie lubię patrzeć bezczynnie, jak moi przyjaciele
unieszczęśliwiają się na własne życzenie. Nie odlatuj do Kalifornii, zanim nie
nabierzesz pewności, że nic cię już tu nie trzyma.
- Okay, Mary. - Alexandra pożegnała się z przyjaciółką i pojechała do
miasta. Zatrzymała się przed pocztą, żeby wysłać czeki. Wrzuciła do skrzynki
wszystkie koperty oprócz jednej. Tę jedną z adresem Reda ważyła jeszcze
przez chwilę w dłoni. Gdyby ją teraz wysłała, przypieczętowałaby tym samym
rozstanie z Redem. Ale mogła też być dobrym pretekstem do spotkania. Tak,
odwiedzi Reda i osobiście wręczy mu należność.
RS
67
Bojąc się, że za chwilę się rozmyśli, wsiadła do jeepa i pomknęła do
Governor's Harbour.
Zaparkowała samochód przed domem Reda i znowu ogarnęły ją
wątpliwości. Uświadomiła sobie, że okropnie wygląda. Wiatr na pewno
zmierzwił jej włosy, nie miała makijażu i była spocona.
Mimo to podeszła do drzwi i nacisnęła dzwonek. Ni stąd ni zowąd pojawił
się obok niej jakiś pies. Nie miał chyba wobec niej wrogich zamiarów, bo
wesoło merdał ogonem.
- Zgubiłeś się, piesku? - Alexandra pogłaskała zwierzaka po grzbiecie.
W tym momencie Red otworzył drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]