[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myśleć i pozbędzie się dojmującego uczucia pustki?
Mężczyzna ruszył ku schodkom prowadzącym do rezydencji i zniknął z pola widzenia.
Od wyjazdu Connora unikała Ogrodu Botanicznego, omijała parki, żeby nie zobaczyć broń Boże
jakiejś wierzby płaczącej. Nawet księżyc przyprawiał ją o łzy. Wisiał teraz na niebie w całej swojej
glorii, łyskał srebrnym światłem i zdawał się z niej kpić. Mężczyzna był bliżej, widziała między
krzewami jego głowę. Był tak bardzo podobny do Connora.
Spojrzał w jej stronę.
To był Connor. To musiał być on, chyba że uległa halucynacjom. Zbliżył się.
- Sophy?-Porwał ją w ramiona i przycisnął do piersi. - Och, Sophy, moja najdroższa. - Zaczął
obsypywać ją pocałunkami, głaskać po włosach.
- Skąd się tu wziąłeś? Jak długo...? Kupiłeś
ZAKOCHANY AGENT
311
łódz? Dlaczego...? Jak...? Myślałam, że ty...
- wyrzucała z siebie nieskładne słowa, była w szoku, nie mogła wydobyć z siebie jednego sensownego
zdania.
Opuścił ręce, odsunął się o krok.
- Tak mi przykro - zaczął niepewnie. - Nie powinienem był... Należało cię uprzedzić... Dać trochę
czasu... - Przeczesał włosy palcami.
- Aódz... Pożyczyłem od sąsiada... Najprostsza droga... Czy ty nadal...? Chyba się ucieszyłaś na mój
widok... - Też miał najwyrazniej kłopoty z budowaniem sensownych zdań. - Musimy porozmawiać -
powiedział już spokojniej.
- Tutaj za dużo ludzi.
W tym momencie na tarasie pojawił się sir Frank w towarzystwie Parkinsa. Na widok Connora
podszedł zaskakująco żwawo.
- Sophy, tu się ukryłaś. Connor, co za niespodzianka. Myślałem, że jesteś na drugim końcu świata.
- Musiałem wrócić.
- Wiedziałem, że wrócisz. Rozmawialiśmy o tym. - Zwrócił się do szofera. - Prawda, Parkins? - Stary
najwyrazniej przypisywał sobie rolę swata i był uszczęśliwiony.
- Sir Frank - odezwał się Connor. - Proszę wybaczyć, ale musimy wracać do domu. Mam kilka spraw
do omówienia z Sophy. Dopiero co
312
ANNA CLEARY
przyleciałem. Odwiedzimy pana w najbliższych dniach, jeśli pan pozwoli.
Zeszli do motorówki. Był to właściwie mały luksusowy jachcik z wygodnymi fotelami i salonikiem.
Sophy usadowiła się obok Connora. Miała wrażenie, że za chwilę zdarzy się coś wspaniałego.
- Sophy... Kochanie... - Na szczęście  kochanie" było specjalistką od zaburzeń mowy.
- Chcesz mnie wyrzucić za burtę? - zapytała, żeby pomóc mu w artykulacji myśli. - Umiem pływać.
- Zachowałem się jak ostatni idiota. Strasznie mi przykro. Wiele myślałem. Nie chcę już pracować dla
wywiadu ani dla ministerstwa spraw zagranicznych.
- Myślałam, że to lubisz - powiedziała ostrożnie.
- Skończyłem z tym. Udało mi się anulować kontrakt. Obydwa kontrakty. - Z uśmiechem uścisnął jej
dłoń. - Oszukiwałem się przez te wszystkie lata. Dopóki nie spotkałem ciebie,, wmawiałem sobie, że
mogę żyć bez... ludzi. Funkcjonowałem jak automat, nie miałem życia prywatnego, nie angażowałem
się w związki. Kiedy cię zobaczyłem... Od pierwszej chwili... - Znowu miał kłopoty z
wypowiedzeniem tego, co myśli i czuje.
ZAKOCHANY AGENT
313
- I ja, kiedy cię zobaczyłam...
- Zobaczyłaś cynicznego, przegranego faceta, a ja miałem przed sobą niewinną dziewczynę.
- Co takiego? Niewinną? Próbujesz mnie obrazić? Myślisz, że żyłam dotąd w klasztorze? Fakt, że
byłam dziewicą, to znowu nic nadzwyczajnego. Nie ma w tym żadnej magii, żadnej mistyki. -
Uśmiechnęła się szeroko. - Myślisz stereotypami.
- Wiem, ale kiedy... kiedy cię uwiodłem...
- Ty mnie uwiodłeś? - Sophy omal nie parsknęła śmiechem. Cały czas musiała się hamować, ale plótł
takie bzdury.
- No dobrze, uwiedliśmy się nawzajem. A potem, kiedy wsiadłem do samolotu, wpadłem w czarną
rozpacz. Nie potrafię żyć bez ciebie. Im bardziej się oddalałem, tym bardziej chciałem być z tobą.
Przeżywałem piekło. Mam nadzieję, że wybaczysz mi, że byłem takim sukinsynem. I idiotą. Kocham
cię, Sophy.
Oczy zaszły jej łzami.
- I ja cię kocham. Wiesz przecież.
- W drodze powrotnej cały czas się zastanawiałem, czy dasz mi jeszcze jedną szansę.
- Rzeczywiście jesteś idiotą. Chociaż kiedy nie kpisz z ludzi, nie jesteś taki najgorszy.
- Zamieszkasz ze mną na Point Piper? Ku
314
ANNA CLEARY
pitny meble, obrazy. Zamienimy te puste ściany w prawdziwy dom. Zgadzasz się?
- No cóż... zgadzam się.
Ciemne oczy Connora śmiały się radośnie. Wiedziała już, jak będzie brzmiało następne pytanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •