[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chcesz, \ebym została twoją wspólniczką, Amando?! -
Beth nie ukrywała zdziwienia. Uśmiechnęła się od ucha do
ucha. - Mam nadzieję, \e wiesz, co robisz. Będę trzymała
kciuki za ciebie i za Daniela. Naturalne sposoby poczynania
dzieci są o wiele przyjemniejsze ni\ te laboratoryjne.
Amanda skrzywiła się na samą myśl.
- Mo\e spróbuję się czegoś o nim dowiedzieć - rzuciła na
zakończenie Beth.
I to mówiła ta niepoprawna romantyczka? Amanda
popatrzyła na nią zaskoczona.
- Dowiedzieć się czegoś o Danielu? Ale dlaczego?
- Wybacz mój cynizm, ale coś mi się wydaje... no, mo\e
nie ty jedna zauwa\yłaś jego zniewalający uśmiech. A jeśli to
znany uwodziciel?
- Co za bzdura. Bądz powa\na, Beth.
- Staram się. Ale tu przecie\ chodzi o potencjalnego ojca
twego dziecka.
Amanda nie chciała usłyszeć ó Danielu nic złego.
Powiedziała jednak:
- W porządku, pomyślę nad tym.
- Wiesz, \e nie mo\esz go w \adnym wypadku zaprosić
do siebie?
- Niby dlaczego?
- Tylko idiota uwierzyłby, \e sekretarkę stać na
utrzymanie mieszkania w modnej, drogiej dzielnicy. Nawet
tak dobrze opłacaną jak Mandy Fleming.
- Fakt. O tym nie pomyślałam. Ale i tak kiedyś będzie
musiał poznać prawdę.
- Po co?
- Bo chcę być w stosunku do niego fair.
- Gdzie Sadie? - spytał Daniel, rozglądając się dokoła.
Bob wysunął się spod doskonale utrzymanego, pięknego
starego samochodu, którym wozili do ślubu młode pary.
- Poszła z chłopakami na obiad.
- Z jakimi chłopakami? - zapytał zaniepokojony.
- Z Davidem i Michaelem.
- Był z nimi Ned Gresham?
- Spokojnie, szefie. Wiedzą, na co mogą sobie pozwolić.
Mała świetnie sobie radzi.
- Zale\y, z której strony na to spojrzeć. - Zamyślił się, a
po chwili dodał: - Nie masz z nią \adnych problemów?
- Próbuje mnie trochę zaszokować, klnąc jak szewc.
Postanowiłem to ignorować. Niezbyt lubi myć samochody, ale
zadziwiająco du\o wie o mechanice. Myślisz, \e wróci do
szkoły?
- Taki jest plan.
- Nie martw się na zapas. Zobaczysz, wszystko się uło\y.
- Bob starał się go pocieszyć. - Sadie marudziła, \e nie
chcesz jej wozić do pracy.
- Dziwisz się? Zawiezć to ja ją mogę, ale z powrotem do
szkoły.
- Tak sobie pomyślałem, \e skoro mam ten niewielki
motocykl... Nic specjalnego, ale trochę go mo\na podrasować.
Przecie\ Sadie ma prawo jazdy na motocykl, nic nie stoi na
przeszkodzie...
Dan nie wierzył własnym uszom.
- Sadie ma prawo jazdy?
- Powiedziała, \e świetnie ją wyszkoliłeś.
- Owszem, zgadza się. Ale co z tego, jest za młoda!
- Teraz mo\na zdawać po ukończeniu szesnastego roku
\ycia. Zrobiła je latem, gdy spędzała wakacje u kole\anki.
- A to spryciara! - Daniel uśmiechnął się pod nosem.
- Powiedziałeś jej o motocyklu?
- Coś tam wspomniałem, \e mogłaby... mi przy nim
pomóc. Poza tym Maggie się o nią dopytywała.
Znali się od wieków. Bob i Mag okazali mu wielką
\yczliwość, kiedy Vicky odeszła i Daniel został sam z małym
dzieckiem. Gdyby nie oni... Westchnął cię\ko na wspomnienie
tamtych trudnych chwil.
- No dobra, zobaczymy się pózniej. Cześć, Bob.
Daniel wyjął bilety z szuflady biurka. Jeszcze raz przyjrzał
się kolczykowi, który znalazł w jaguarze. Zdrowy rozsądek
podpowiadał mu, \e w obecnej sytuacji nie powinien
anga\ować się w związek z Mandy Fleming. Dość miał
kłopotów ze swoją zbuntowaną córeczką... A poza tym,
dlaczego taka kobieta jak Mandy miałaby zainteresować się
szoferem? To czysty absurd. Zacisnął kolczyk w dłoni,
podniósł słuchawkę i wystukał numer. Do diabła ze zdrowym
rozsądkiem, pomyślał.
- Agencja Garland. Mówi Beth Nolan.
- Beth, czy mógłbym zostawić wiadomość dla Mandy
Fleming?
Po drugiej stronie słuchawki zapanowała zadziwiająca
cisza.
- Mandy Fleming?
- To jedna z waszych sekretarek.
- Mogę się dowiedzieć, z kim rozmawiam?
- Bardzo przepraszam. Nie przedstawiłem się. Nazywam
się Daniel Redford.
- Przykro mi, ale nie wolno mi przekazywać
dziewczynom prywatnych informacji.
Nie zdziwiło go to.
- To właściwie nic osobistego. Dzwonię z Capitol Cars.
Myślę, \e panna Fleming w zeszłym tygodniu zostawiła
kolczyk w jednym z naszych samochodów.
- Doprawdy?
- To chyba dosyć cenny drobiazg. Czy mogłaby
zadzwonić do naszego biura?
- Dlaczego nie podrzuci go pan do nas, do agencji? Mogę
zaręczyć, \e dopilnuję, aby do niej trafił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •