[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wy robnik do czar nej robo ty. On szukał cze goś więk sze go, znudziło mu się być byle fiutem...
Ję dza spojrza ła na Ma jo ra ostro, ale nie ode zwa ła się.
 Roz glą dał się za czymś więk szym. Tra fili na nie go przy padkiem, tro chę po spraw dza li,
tro chę przyjrze li się temu jego biz ne siko wi i tak to po szło. Miał ła twość podry wa nia dziew 
czyn, pew nie dla te go, że był pe da łem...
Zno wu spojrza ła na nie go ostro i zno wu się nie ode zwa ła.
 Emilię oni zna lez li. Do stał za da nie i się wy wią zał.  Za milkł na chwilę i po nuro spojrzał
na Ję dzę.  Ale ona zmar ła. Może przez nie go, a może nie, ale wolę my śleć  podniósł głos
w gnie wie  że przez nie go... przez tego gno ja...
Czuł, że za czy na tra cić pa no wa nie nad sobą i Ję dza chy ba też to za uwa ży ła, bo zmity go 
wa ła go jednym pro stym ge stem, unie sio ną dło nią. Po czuł wdzięczność za ten gest i za to,
że zno wu nic nie po wie dzia ła, że wy star czył ruch dło nią. Wdzięczność za to, że zna ła ta kie
ge sty, któ re wy star cza ły.
Uspo ko ił się.
 Zdą ży li to roz krę cić w Polsce?
 Nie  odpo wie dział z wa ha niem  chy ba nie, ale wię cej bę dzie my wie dzieć, jak zgar 
nie my Ba ryc kie go. To chy ba on rzą dził. W każ dym ra zie w Polsce. Te dwa cie nia sy mó wiły,
że są w tym mniej wię cej od roku, więc może nie zdą ży li. W każ dym ra zie w Polsce. Dzia ła li
na Ukra inie i na Bia ło rusi. Tam było ła twiej. Tak mó wili. Bie da, pra wie żadne go ry zy ka. Tam
nikt nie szukał ofiar. W Polsce chcie li tra fić do osób z rzadkimi  za sta no wił się przez mo 
ment  z rzadkimi... nie wiem, jak to po wie dzieć... z rzadkimi ukła da mi zgodno ści tkanko 
wej... chy ba ja koś tak to się na zy wa, chcie li mieć na mia ry na ta kich daw ców, któ rzy są rzad
ko ścią. Na ta kie or ga ny jest dużo więk szy po pyt za gra nicą. Trudniej o daw ców, bo są rzadsi,
więc i ceny były wyż sze. Po to im była Emilia.
Ję dza wsta ła i zno wu za czę ła się prze cha dzać, ale te raz już spo kojnie. Ma jor widział, jak
kilka razy skinę ła gło wą, jak by pro wa dziła ze sobą dys kusję. A po tem na gle, zde cy do wa nie
za trzy ma ła się przy biur ku, się gnę ła po ja kieś pa pie ry. Coś na nich na pisa ła, podpisa ła i po da ła
Ma jo ro wi.
 Jest wasz  po wie dzia ła.  Bierzcie go, jest wasz.
Epi log
 Kie dy by łam w cią ży, po je cha liśmy z Ka ro lem do Pa ry ża. By łam bar dzo mło da, bar dzo
za ko cha na i bar dzo szczę śliwa  uśmiechnę ła się, podsta wia jąc twarz spa da ją cym płatkom
śnie gu.  To było w maju. Pa mię tam każ dą chwilę z tam tych dwóch ty go dni, każ dą se kun
dę. Ale pa mię tam je, jak by były jednym wielkim ob ra zem. Albo jednym wielkim uczuciem.
Albo jednym wielkim obra zem miło ści. Do nie go... tylko do nie go...
 Fe ny lo ety lo amina  mruk nął, na cią ga jąc kaptur płaszcza na jej gło wę  i or gan le mie 
szo wy.
 Słucham?
Czac ki po trzą snął gło wą. To jedna z wie lu rze czy, któ re nie zo sta ną odkry te. Może dla te 
go, że za ko cha ne ko bie ty wie rzą w swą leczniczą moc? Jak Ka ro lina, któ ra wy szła za nie go w
najgor szym okre sie, gdy pra wie się nie odzy wał, bo nie po tra fił zmyć z sie bie ca łe go tego gów 
na, któ re do nie go przy le ga ło po każ dej służ bie, każdym prze słucha niu. Dała mu cór kę, nie
prze czuwa jąc, że tym bar dziej bę dzie czuł się nie na miejscu w czy stym i upo rządko wa nym
świe cie. Jedno cze śnie tak bar dzo pra gnął spełnić ocze kiwa nia ma łej, tak bar dzo chciał być
bez za rzutu, dojrza ły i do ro sły. Karo lina chcia ła tylko, żeby jej miłość oka za ła się do sta tecz 
nie silna, by go wy le czyć. A on uda wał. Tak bar dzo chciał, że wy da wa ło mu się, że musi to
ro bić. Więc uda wał.
Po tem przy szło opa mię ta nie, ale wraz z innym uśmie chem, z inną twa rzą. I zno wu uznał,
że trze ba być do ro słym, odpo wie dzialnym. I pojmo wał to w je dy ny zna ny so bie spo sób. Do 
szedł do wnio sku, że musi zre zy gno wać. Wspa nia ło myślnie. Tyle, że po tem było już tylko go 
rzej. Pił, nie chciał, żeby widzia ły, więc nie wra cał do domu. Aa mał dane sło wo. Za po minał o
uro dzinach, imie ninach, na wet o Bo żym Naro dze niu. Znajdo wał róż ne mety. Dziew czynki
za wsze chcia ły mu się przy po do bać, bo nie trak to wał ich z góry, więc nie było pro ble mu z
tym, żeby sta rać się za po mnieć. I było co raz go rzej. I pew nie po grą ża liby się do śmier ci w tej
walce, gdy by. .. w końcu nie odszedł. Nie wie dział wte dy, czy to słuszne, ale nic inne go już
mu nie po zo sta wa ło, je śli chciał za cho wać ja kikolwiek sza cunek dla sie bie i dla Ka ro liny...
 Nic  odpo wie dział. Spojrzał na Na tolską.  Nic. Tro chę nie po trzeb nej na uki w świe 
cie na le żą cym do ser ca.
Po pa trzy ła na nie go zdziwio na.
 Ka rol zaś  cią gnę ła po chwili  on był taki rozsądny i taki ko cha ny. Troszczył się o
mnie nie sa mo wicie, tylko że... Cho dziliśmy po tych wszystkich ko ścio łach. Wiesz, No tre
Dame, Sa cre Co eur, Sa inte-Cha pelle. Wszę dzie, do słow nie wszę dzie za pa la łam wo tyw ne
świe ce w intencji na szej miło ści, tego wszystkie go, o czym ma rzy łam. A on wszę dzie za pa lał
świe ce w intencji zdro wych i szczę śliwych na ro dzin dziec ka...
Znieg roz ta piał się na jej uśmiechnię tej twa rzy. Po liczki mia ła mo kre.
 Przy po mnia łam so bie o tym do pie ro te raz, gdy za pa la łam świe ce za duszę mo jej cór ki
po wie czor nej mszy w No tre Dame. I przy po mnia łam so bie, że wów czas było mi tro chę przy 
kro, bo chcia łam, żeby cho ciaż raz za pa lił świe cę w tej sa mej co ja intencji.
Sta li przed gro bow cem, w któ rym była po cho wa na Emilia. Agnieszka za dzwo niła rano, za 
pra sza jąc go na prze chadzkę. Spo tka li się po raz pierw szy od ty go dni. Od dnia, w któ rym po 
wie dzia ła Te re sie przez te le fon, że Ko walski jest prze słuchiwa ny i że pew nie za raz wyjdzie,
bo nic mu nie mogą zro bić. I po wie dzia ła, gdzie to jest. Po wie dzia ła to zupełnie odrucho wo,
bo Te re sa za py ta ła, a ona wie dzia ła. Nie są dziła, że może to się tak skończyć. Czac ki miał jej
to za złe. Pew nie miał ra cję, ale w sumie to on jej o tym po wie dział. Może dla te go był taki
wście kły, gdy munduro wi za kła da li Te re sie kajdanki? Widzia ła się z nią póz niej. I wbrew
temu, co mó wił Czac ki, bar dzo do brze ro zumia ła. Widzia ła się z nią na Ra ko wiec kiej, w
aresz cie śledczym.
 Bo ka zał za bić wła sne go syna  po wie dzia ła Te re sa, gdy ją za py ta ła, dla cze go. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •