[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czarni. Każdy mieszkaniec miałby prawo wypożyczenia miesięcznie dzie-
sięciu książek za opłatą jednego su.
 Lud szuka tylko rozrywek  pisał pan Sacrement.  Lud nie idzie do
nauki, więc nauka powinna iść do ludu itd.
Broszury nie wywołały żadnego echa. Mimo to pan Sacrement wystoso-
wał swą prośbę. Otrzymał odpowiedz, że rozpatrzono jego podanie i po
przestudiowaniu powiadomią go o wyniku. Teraz był pewny powodzenia
i czekał. Nic jednak nie nastąpiło.
Wówczas postanowił rozpocząć starania osobiście. Poprosił ministra
oświaty o audiencję. Przyjął go urzędnik gabinetu ministra, człowiek młody,
ale wyglądający bardzo poważnie. Podczas rozmowy przyciskał jak klawi-
sze fortepianu szereg białych guzików na małej tablicy i wzywał woznych,
gońców oraz podwładnych urzędników. Pana Sacrement zapewnił, że jego
sprawa jest na dobrej drodze, i radził mu, aby kontynuował swe cenne
publikacje.
Pan Sacrement zabrał się znowu do pracy.
Deputowany Rosselin zajmował się teraz bardzo gorliwie jego sprawą,
udzielając mu mnóstwa doskonałych rad. Sam zresztą miał już order legii
honorowej, jakkolwiek nikt nie wiedział, za co go dostał.
Radził panu Sacrement, jakie zagadnienia ma przestudiować, na co zwró-
cić specjalną uwagę. Wprowadził go do różnych towarzystw naukowych,
które zajmowały się zawiłymi problemami, traktując to jako drogę do za-
szczytów. Co więcej, zaczął go nawet protegować w ministerstwie.
Pewnego dnia deputowany przyszedł do przyjaciela na obiad (od kilku
miesięcy często jadał u Sacrementów) i ściskając mu rękę rzekł półgłosem:
 Wystarałem się dla pana o wielkie wyróżnienie. Towarzystwo history-
czne powierzy panu bardzo ważną pracę. Chodzi mianowicie o przeprowa-
dzenie badań w rozmaitych bibliotekach w kraju.
Sacrement, nieprzytomny ze szczęścia, nie mógł jeść ani pić przez cały
obiad. W tydzień pózniej wyjechał.
Wędrował z miasta do miasta wertując katalogi, myszkując po strychach
zawalonych starymi, zakurzonymi foliałami, ściągając na siebie nienawiść
bibliotekarzy.
Pewnego wieczoru, będąc w Rouen, zapragnął uścisnąć żonę, której nie
widział już od tygodnia. Wsiadł do pociągu odchodzącego o dziewiątej
wieczorem, aby o północy stanąć w domu.
36
Miał przy sobie klucz od mieszkania, więc cicho otworzył drzwi, zadowo-
lony, że sprawi żonie niespodziankę.
Tymczasem drzwi jej pokoju były zamknięte. To mu popsuło radość 
niespodzianka nie udała się. Zawołał wiec:
 %7łanetko, otwórz! To ja!
Widocznie przestraszyła się, gdyż usłyszał, jak wyskoczyła z łóżka i mó-
wiła sama do siebie jak przez sen. Następnie pobiegła do umywalni, otwo-
rzyła i zamknęła drzwi od niej, kilka razy przebiegła boso przez sypialnię,
potrącając meble tak silnie, że stojące na nich szkło zadzwięczało.
Wreszcie zapytała:
 Aleksandrze, czy to ty naprawdę?
Odpowiedział:
 Ależ rozumie się! To ja. Otwórz wreszcie drzwi!
Drzwi się otwarły, a żona padła mu w objęcia, wołając urywanym głosem:
 Ach, jak się przeraziłam! Tak się cieszę! Jaka niespodzianka!
Zaczął się rozbierać powoli, systematycznie, jak robi wszystko. Wziął
palto z krzesła, aby je, jak zwykle, powiesić w przedpokoju.
Nagle skamieniał. W butonierce palta widniała czerwona wstążeczka!
Wyjąkał:
 Wstą... żeczka... legii honorowej!...
Wówczas żona jednym susem skoczyła ku niemu i wyrwała mu z ręki
palto, wołając:
 Ależ nie... nie... Mylisz się... Pokaż no...
On jednak trzymał palto za rękaw i nie wypuszczając go mamrotał jak
nieprzytomny:
 Co?..: Dlaczego?... Wytłumacz mi!... Jakie to palto?...To nie moje, bo
w butonierce jest wstążeczka legii honorowej!
Próbowała mu przemocą wyrwać palto szepcąc w przerażeniu:
 Posłuchaj... posłuchaj... Oddaj mi to... Nie mogę ci powiedzieć... to
tajemnica... posłuchaj...
Ale on rozgniewał się i blednąc krzyknął:
 Chcę wiedzieć, skąd się tu wzięło to palto! To nie moje!
Wtedy ona zawołała:
 Ależ tak... tak... tylko nic nie mów! Przysięgnij mi... Posłuchaj... A więc
tak... Rzeczywiście... Dostałeś order!...
37
Wzruszenie jego było tak silne, że upadł na fotel wypuszczając z rąk
palto.
 Ja... ja... dostałem order?...
 Tak... tak... Ale to jeszcze tajemnica, wielka tajemnica  szepnęła.
Otworzyła szafę, zawiesiła w niej piękne palto i zwróciła się do męża
drżąca i blada.
 Tak, to jest nowe palto, które umyślnie kazałam zrobić dla ciebie.
Musiałam jednak przysiąc, że ci o tym nie powiem. Oficjalnie masz dowie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •