[ Pobierz całość w formacie PDF ]
porozumiewawczych spojrzeń. W końcu jednak nie
wytrzymali i wybuchnęli gromkim śmiechem.
Z kim my się zadajemy, kochanie? Coltrain
zwrócił się do żony. Co to za ludzie?! Zero klasy,
zero kindersztuby, zero szacunku dla świętej instytucji
małżeństwa.
Z czego się śmiejecie? zainteresował się Drew,
który wrócił od teściów specjalnie na tę imprezę.
Jane z trudem pohamowała śmiech.
Jej jest większy niż jego! parsknęła.
Dajcie spokój! zirytował się Coltrain. Chodz,
kochanie, zatańczmy powiedział i kręcąc głową
z dezaprobatą, pociągnął ją na parkiet.
Niezły zespół zauważyła Dana, wskazując na
grupę muzyków zaproszonych przez Jane, która zro-
biła wszystko, żeby impreza wypadła jak najlepiej.
Przyjmijcie ode mnie najserdeczniejsze życzenia
dodała.
Dziękujemy odparli zgodnym chórem.
Nickie nie przyszła zauważyła Dana obojęt-
nym tonem. Podobno od pierwszego stycznia zmie-
nia pracę.
Mam nadzieję, że będzie zadowolona.
Oby. Nie przeszkadzam mruknęła Dana na
odchodnym.
Co powiemy twojemu nowemu wspólnikowi?
przypomniała sobie nagle Lou.
Nic nie wiem o żadnym wspólniku odparł
z miną niewiniątka. Ale jak się ktoś taki pojawi, na
Diana Palmer 221
pewno przyjmę go z otwartymi ramionami. Auu! Co ty
robisz?! jęknął, gdy z całej siły nadepnęła mu na
palec. No co? Przecież musiałem coś wymyślić, żeby
ratować swoją męską dumę broniła się.
Wystarczyło powiedzieć, że mnie kochasz.
Przecież już to powiedziałem. I mogę jeszcze raz
powtórzyć. A jak wrócimy do domu, udowodnię ci to
raz, drugi, trzeci...
Genialny pomysł. Przytuliła się mocniej do
niego.
Jestem tego samego zdania. Tańczmy. Teraz nikt
nie może mieć mi za złe, że cię obejmuję na oczach
wszystkich.
Nareszcie!
Niespodziewanie tuż obok znalazł się Drew Morris
wraz z partnerką.
Może pojechalibyście już do domu? zagadnął
ich.
Rzeczywiście. Najwyższa pora na uroczystość
we dwoje stwierdził Coltrain.
Oby nie zabrakło wam szampana mruknął
Drew, oddalając się wraz ze swoją towarzyszką.
Tak się złożyło, że wypili go całkiem sporo, zanim
zamknęli się w sypialni, gdzie Coltrain przekazał
swojej żonie tajemnice, o jakich jej się nie śniło.
O niczym takim nie było w żadnym moim
podręczniku medycyny sapnęła, odpoczywając w je-
go ramionach.
Skarbie, czytałaś nie te książki, co trzeba szep-
222 SERCE Z RUBINU
nął, skubiąc zębami jej wargę. Nie zasypiaj! Jeszcze
nie skończyłem.
Jak to?!
Roześmiał się.
Myślałaś, że na tym koniec?
Nie minęło nawet pięć minut... Patrzyła na
niego szeroko otwartymi oczami. Podobno męż-
czyzna nie może...
Coltrain mógł. I natychmiast dał tego dowód.
Dwa miesiące pózniej, dokładnie w walentynki,
Coltrain podarował żonie naszyjnik z rubinem
w kształcie serca. Zrewanżowała mu się wynikami
testu ciążowego, który zrobiła sobie dzień wcześniej.
Jakiś czas pózniej wyznał jej, że był to najwspanialszy
walentynkowy prezent, jaki w życiu dostał.
Gdy upłynęło dziewięć miesięcy, ten ,,prezent
zmaterializował się pewnego dnia w szpitalu miejskim
w Jacobsville. Był to Joshua Jebediah Coltraine.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]