[ Pobierz całość w formacie PDF ]

właścicielami. Ta mi się podoba, ale jeśli nie dojdziemy do po-
rozumienia, mam z czego wybierać. Albo poda pan rozsądną
cenę, albo kończymy.
Rodriquez nabrał powietrza, zaklął pod nosem. Wreszcie wydu-
sił cenę. Nie była już wzięta z księżyca, ale i tak bardzo wysoka.
Mimo to, ku zaskoczeniu Merry, Alexander ją przyjął.
S
R
Rodriquez szybko się wyniósł. Dostał o wiele mniej, niż po-
czątkowo żądał, lecz więcej, niż nieruchomość była warta.
Alexander też był zadowolony z rezultatu.
Dobrze to rozegrałeś.
Teraz już wiesz, czemu wyciągnąłem go tutaj?
Nie bardzo.
Przy swoich pracownikach nie byłyby skłonny do ustępstw.
Rozumiesz, autorytet szefa. A on musiał zejść z ceny, bo była
wzięta z sufitu. Co więcej, nie mógł odejść z kwitkiem, bo po-
trzebuje kasy.
Zciągnąłeś go, by ułatwić mu sprawę?
To chyba... A co, myślałaś, że zrobiłem to ze względu na ciebie?
-Tak!
No to się pomyliłaś.
Tyle że cena i tak jest wysoka...
Zależy, jak na to patrzeć. Rodriquez dostał tyle, bo musi spłacić
pilną należność, w przeciwnym razie zbankrutuje. Wiem to z
poufnych zródeł. Oczywiście jego problemy mnie nie obchodzą,
ale tylko do pewnego stopnia. Otóż niżej by już nie zszedł, bo
potrzebował pełnej kwoty, mniejsza go nie ratowała.
-Rozumiem, ale...
To prawda, zapłaciłem cenę wyższą od rynkowej, ale dla mnie
ten teren jest wart o wiele więcej. Dodaj dwie liczby: cenę za
posesję i konieczne inwestycje, a potem wyceń wartość nowego
ośrodka.
No tak! - wykrzyknęła po chwili.
No właśnie. - Podszedł do stolika przy kanapie, sięgnął po tele-
fon. - Zamówię kolację do pokoju.
Kolację?
S
R
- bNie jedliśmy lunchu, a już jest - zerknął na zegarek - prawie
siódma.
Dopiero teraz spostrzegła, że za oknem zrobiło się ciemno.
Aż nie chce mi się wierzyć!
Właśnie to mnie pociąga w tej pracy. Zatracam się w niej. - Gdy
nie skomentowała, mówił dalej: - Kiedy przyjechałem do Sta-
nów, nie byłem taki, ale bardzo chciałem się zmienić. Dzięki
pracy zapomniałem o przeszłości, oderwałem się od wspo-
mnień. Co ciekawe, im bardziej angażowałem się w moje pro-
jekty, tym szybciej stawałem się taki, jakim chciałem być.
Doskonale go rozumiała. Z nią było tak samo. Praca w La Tor-
chere, początkowo traktowana jako konieczne zło, z czasem
stała się dla niej zródłem satysfakcji i dumy. Od tego zaczęła się
jej przemiana. Nie zdążyła mu tego opowiedzieć, oczywiście w
oględny sposób, bo wniesiono kolację.
Kaczka i wino były wyborne. Rozmawiali niewiele. Domyślała
się, że Alexander nie chce rozmawiać przy kelnerach, lecz roz-
budzona ciekawość nie dawała się uciszyć. Kiedy obsługa wy-
szła, była pewna, że nie wrócą do wcześniejszej rozmowy. Spo-
dziewała się, że powrotny lot minie w milczeniu.
Jednak ku jej zdziwieniu Alexander wcale nie zbierał się do
wyjścia. Włączył muzykę, a potem z butelką wina podszedł do
kanapy, na której przysiadła Merry.
- Jeszcze odrobinę wina?
Zamierzała odmówić, bo sytuacja zaczęła robić się zbyt kame-
ralna. Poza tym powinni już wracać. Jednak ciekawość przewa-
żyła.
S
R
- Chętnie.
Napełnił kieliszki, postawił je na stoliku, lecz sam nie usiadł,
tylko wyciągnął rękę do Merry.
- Zatańczmy.
Nie oponowała. Przyciągnął ją do siebie. Jego bliskość rozpalała
w niej krew. Chętnie by się zatopiła w jego ramionach, jednak
wiedziała, że nie powinna z nim tańczyć.
- To miał być wyjazd służbowy - wykrztusiła, daremnie próbu-
jąc wymknąć się z jego uścisku. - Tylko dlatego zgodziłam się
przyjechać.
Nadal się mnie obawiasz?
-Nie.
To samo powiedziałaś wczoraj wieczorem.
Nie, powiedziałam tylko, że nie mogę się zabawiać. Mam po-
wód.
Prawie mnie nie znasz.
No nie! Czyli przeczucia jej nie myliły! Szarpnęła się, popa-
trzyła mu prosto w oczy. To po to był ten wyjazd, kolacja i nie-
oczekiwane wynurzenia. Myślał, że wczoraj od niego uciekła,
bo nie czuła się jeszcze gotowa, bo za mało go znała.
- Dlatego mnie tu przywiozłeś, by pokazać mi swoje
mocne strony?
Roześmiał się, zawirował z nią w rytm muzyki.
W pewnym sensie. Jesteś pod wrażeniem?
Tak. - Nie potrafiła skłamać.
To dobrze, bo zależy mi, byś poznała, z czego bierze się moja
siła. Rzadko komuś ulegam i rzadko idę na kompromis.
Spochmurniała. Z takim podejściem trudno kogoś sobie zjednać.
Nic dziwnego, że jest sam.
S
R
Doceniam twoje zdolności. Jesteś bystry, zręczny, twardy. Ale
to nie ma nic wspólnego...
Od tej strony już mnie znasz - przerwał jej. - Nie wiesz jednak,
jaki jestem naprawdę. Chciałbym, byś mnie poznała. Biznes jest
ważny, ale to nie wszystko.
Nie patrzmy na to, co widać, tylko zejdzmy pod powierzchnię,
gdzie tętnią prawdziwe uczucia - powiedziała w zadumie. Nagle
wszystko zaczęło się jej składać. Wspomniał, że przed laty ktoś
bardzo go zranił. To dlatego tak bardzo szukał ukojenia w pracy,
że aż stała się jego jedynym życiem. - Opowiedz mi o kobiecie,
która cię skrzywdziła.
Nie odpowiedział od razu. Przecież pytała o samą siebie. W
innych okolicznościach szybko by zwekslował rozmowę na inne
tory, lecz teraz, gdy miał ją w ramionach, tracił ostrość widze-
nia. Zresztą nie zaszkodzi, jeśli przedstawi jej swoją wersję
tamtych wydarzeń. Może go to otrzezwi.
Chciałem się z nią ożenić - zaczął, ostrożnie dobierając słowa,
by się nie zdradzić. - Pewnego razu usłyszałem od niej bardzo
przykre stwierdzenia, łącznie z tym, że mnie nie kocha.
Poczekaj. - Popatrzyła na niego stropiona. - Chciałeś ożenić się
z dziewczyną, która cię nie kochała?
Byłem młody.
Dlaczego chciałeś się z nią ożenić?
Była piękna i szczerze wierzyłem, że fizyczna fascynacja wy-
starczy. Bez miłości można się obejść, myślałem. Była nieobli-
czalna w gniewie, zresztą jej napady złości były powszechnie
znane, sądziłem jednak, że jakoś ułożymy sobie - chciał powie-
dzieć  współpracę", ale ugryzł się w język - nasze relacje.
S
R
Och, Alexandrze!
Byłem naiwny. - Jej reakcja świadczyła, że zdawała sobie spra-
wę, jak fatalnie jej postępowanie oddziaływało na życie innych.
Dlatego dodał: - Aż do pewnego wieczoru, kiedy mi powiedzia-
ła, że budzę w niej obrzydzenie.
Co za okropna kobieta!
Byliśmy młodzi. Nie wyglądałem wtedy tak jak teraz, ot, taki
nieopierzony młodzieniec. Do tego sytuacja finansowa mojej
rodziny przedstawiała się marnie. Nie byłem łakomym kąskiem.
Mimo wszystko to było okrutne z jej strony.
Jak urzeczony wpatrywał się w nią. Ciekawe, jak by za-
reagowała, gdyby powiedział jej, że mówi o samej sobie?
- Była za młoda, by zdawać sobie sprawę, jak bardzo mnie do-
tknęła.
Merry milczała przez chwilę, potem powiedziała:
- Dobrze, uznajmy, że jest to jakieś wytłumaczenie. Młodość
bywa szalona. Też mam niejeden błąd na sumieniu.
Zaniemówił, bo w pewnym sensie zabrzmiało to jak przyznanie
się do winy, jak przeprosiny. Te słowa stanowiły pomost mię-
dzy dawną Meredith a dzisiejszą Merry. Ta nowa, którą już po-
lubił, potrafiła przyznać się do błędu.
Pochylił głowę, dotknął ustami jej ust, jakby chciał uczcić tę
chwilę. Przygarnął ją mocniej. Może Lissa miała rację? Czyżby
rzeczywistość okazała się lepsza od jego oczekiwań? Wyznanie
Merry otwierało nowy rozdział w ich stosunkach, wnosiło za-
ufanie, wprawdzie wątłe, lecz jednak.
To i tak więcej, niż spodziewał się w najśmielszych przypusz-
czeniach.
S
R
Rozkwitała pod dotykiem jego rąk. Nabierała życia jak spra-
gniony kwiat odżywający pod kroplami wiosennego deszczu.
Intensywność przepełniających ją doznań upajała i oszołamiała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •