[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak  rzucił, oddychając z trudem.
 Kochanie, Karl chyba potrzebuje opaski uciskowej.
 Rory?  spytał.
 Nie żyje  powiedziałam.
Próbując nie siadać, wyciągnęłam pasek ze spodni i obwiązałam nim udo Karla. Ku mojej wielkiej
uldze, Martin na łokciach podczołgał się do rannego i ciasno zaciągnął pasek.
Karl umilkł, a ja zaryzykowałam spojrzenie na jego twarz i zobaczyłam, że jest tak blady, jak tylko na to
pozwala jego cera.
Popatrzyłam na Martina, żeby sprawdzić, czy zarejestrował kiepski stan Karla.
Wydałam z siebie jęk przerażenia. Martin był pokryty krwią.
Mój mąż, niepokonany i silny, radzący sobie z kryzysami.
 Och, kochanie  powiedziałam  Och, kochanie, jesteś ranny.
Czasami w głowie kołacze się tylko stwierdzenie faktu i nieważne, że brzmi się głupio.
 Od szkła  powiedział krótko. Ale oddech miał płytki i był równie blady, co Karl.
Nie marnując więcej oddechu, Martin sięgnął ostrożnie po telefon stojący na blacie.
Na górze zaczął płakać Hayden. Wyraznie było go słychać w odbiorniku. Zrobiłam ruch, jakbym chciała
wstać, ale Martin przytrzymał mnie za ramię. Jego uścisk nie był silny, ale siła jego woli tak.
 Oszalałaś?  syknął.  Nie ruszaj się!
Wybrał numer, nie podnosząc słuchawki do ucha. Byłam bliżej i widziałam, że podświetlenie klawiszy,
to, które pomaga wybrać numer po ciemku, nie świeci.
 Telefon nie działa  powiedziałam mu, nie mogąc opanować drżenia głosu.
Popatrzyłam wzdłuż przewodu i gdy dotarłam wzrokiem do wtyczki, zobaczyłam, że telefon nie został
odcięty na zewnątrz domu, ale w środku; mała plastikowa złączka została zerwana. Pokazałam palcem,
a Martin spojrzał w tym kierunku. Po raz pierwszy, odkąd go poznałam, w jego oczach zobaczyłam
rozpacz.
Martin podniósł słuchawkę do ucha, żeby potwierdzić to, co widziały jego oczy. Zrobiła to jedna
z osób, które dwie godziny temu były naszymi gośćmi. Wszyscy byli w kuchni. To był jedyny telefon
w domu.
 Gdzie jest komórka?  zapytałam.
 Na zewnątrz, w jeepie.
No tak. Widziałam ją tam kilka minut temu.
 Musimy przenieść Karla do samochodu. Po drodze zadzwonimy do szpitala.
 Musisz jechać razem z dzieckiem.
Martin, choć ledwie przytomny, poczołgał się po podłodze i wziął strzelbę Karla.
Nie mogłam sobie przypomnieć, jak daleko od drzwi frontowych stał jeep.
 Pójdę sprawdzić, gdzie zaparkowałam  powiedziałam i na czworakach poszłam do drzwi.
Wyciągnęłam rękę i otworzyłam je, tuląc się do futryny, żeby mieć jakąś osłonę.
Samochód stał cudownie blisko. Poczułam przypływ nadziei. Wydostaniemy się stąd do miasta, do
małego szpitalika w Corinth.
Potem zauważyłam, że jeep był dziwnie pochylony na jedną stronę. Serce mnie zabolało, gdy
zobaczyłam, że dwie opony są płaskie, te z dalszego boku.
Zatrzasnęłam drzwi i przygarbiona pobiegłam po schodach. Nie były widoczne z żadnego okna,
a przynajmniej kąt byłby dość ostry. Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam, i bezpiecznie dotarłam na
górę. Stałam i dyszałam przez kilka sekund, próbując doprowadzić mój oddech do stanu zbliżonego do
normy, potem pobiegłam do pokoju Haydena, który był nad kuchnią. Najbezpieczniej dla niego byłoby
zostawić go tam, gdzie był, stwierdziłam, choć wszystkie instynkty kazały mi go podnieść i zabrać ze
sobą. Ale nie mogłam znieść płaczu. Spróbowałam wsadzić mu do buzi smoczek. To go zajmie, miałam
nadzieję.
Nie chciałam mówić Martinowi, że jeep był unieruchomiony, ale musiałam. Wyglądał jeszcze gorzej,
niż trzy minuty temu, a Karl, jak mi się wydawało, stracił przytomność.
Jednak Martin nadal myślał jasno.
 Sprawdz, czy telefon nadal jest w samochodzie  powiedział, choć wyraznie nie miał wielkiej
nadziei.
To ciche przyznanie się, że nie był zdolny do działania, było dla mnie najbardziej przerażające ze
wszystkiego w tej koszmarnej kuchni. Martin, silny, niebezpieczny i odważny, przez trzy lata trwał przy
mnie jak skała. Czułam się narażona na niebezpieczeństwa i udręczona.
 Jeśli w jeepie nie ma telefonu, pickup Karla stoi za tym zagajnikiem na południowym polu. Pojechał
tam, żeby sprawdzić, czym przyjechał ten ktoś, kto zaglądał nam w okna. Potem po śladach przyszedł do
domu.
 Okay  wyszeptałam, częściowo rozproszona przez rozbrzmiały na nowo płacz Haydena.  I?
 Będziesz musiała dostać się do samochodu Karla.
 A skąd mamy wiedzieć, że nikogo już tam nie ma?  spytałam, sądząc, że Martin oszalał. Nie
miałam zamiaru go zostawić.
 Nikt nie strzela  krótko odpowiedział Martin.
 Chyba że czekają, żebyśmy wstali, żeby znów zacząć  zaprotestowałam.
 Do tej pory mógłby podejść bliżej i wystrzelać nas jak kaczki, jeśli nadal tam jest. Zakładam, że
chodziło mu o Rory ego.
Spojrzałam na Karla, którego twarz miała woskowy odcień, który przypominał mi Madame Tussaud.
Był pokryty potem, krwią i odłamkami szkła. Wyglądał bardzo kiepsko. Martin miał plamy krwi na
koszuli, głównie z tyłu, tam, gdzie szkło wbiło się w materiał, gdy leżał, osłaniając mnie. Miał jedno
długie rozcięcie nad prawym okiem, które wyglądało szczególnie zle, ale przypomniałam sobie, że rany
głowy bardzo krwawią. Jednak barwa jego skóry mnie nie uspokajała i wiedziałam, że Martinowi
przytrafiło się coś gorszego niż tych kilka nacięć. Złapałam się na tym, że bałam się go zapytać.
 Zabierz dziecko  powiedział Martin.
 Co?  To było szaleństwo. Znowu zaczął sypać śnieg.
 Zabierz dziecko.
 Mówisz poważnie?  spytałam dziko, bo byłam przerażona.  Na to zimno, gdy nie wiem, kto tam
jest? Przyjadę tutaj i załadujemy Karla do pickupa, żeby miał wyciągniętą nogę. Wtedy zabiorę dziecko.
 Powinnaś jechać prosto do miasta. Bez przystanków.
 Martin, nie mogę cię zostawić  zaczęłam zrozpaczona tym, jakie bzdury mówił.
 Jedz!  powiedział ostro.  Przynajmniej raz przestań o tym myśleć!
Wiedział coś, o czym ja nie wiedziałam.
 Okay  powiedziałam, starając się opanować łzy.
Wzięłam kluczyki, które mi podał, a które wyciągnął z kieszeni Karla. Pobiegłam na górę i owinęłam
ciepło Haydena. Potem stanęłam w drzwiach frontowych, bojąc się wyjść na zewnątrz. Zajrzałam do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •