[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gumką, którą zdjął powoli i położył na ladzie. Przez chwilę jego smukłe, niemal kobiece
palce grzebały w portfelu, wreszcie wyciągnął z niego małą kopertę, a z niej złożony we
21
czworo papier. Rozwinął go i podał celnikowi, który szybko odczytał pismo, zasaluto-
wał i zwracając mu papier, powiedział:
Proszę nam wybaczyć, panie profesorze. Nasza natarczywość mogła się panu
wydać przesadna, ale my tutaj nie jesteśmy ekspertami od czaszek, a tego rodzaju po-
stępowanie, które chroni rozmaite eksponaty przed nielegalnym opuszczeniem granic
naszego kraju, na pewno chroni je przede wszystkim dla nauki, prawda?
Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości! Pan w rogowych okularach
uśmiechnął się lekko. Gdybyście panowie wiedzieli, jak wiele bezcennych wykopa-
lisk wpada w ręce pokątnych handlarzy, a w konsekwencji w ręce tak zwanych zbie-
raczy amatorów, żeby zniknąć na długie lata z pola widzenia nauki albo ulec częścio-
wemu zniszczeniu ze względu na nieumiejętne obchodzenie się z nimi, bylibyście za-
pewne jeszcze dokładniejsi w swoich poszukiwaniach. Czy mogę uważać formalności
z zakończone?
Oczywiście, panie profesorze. Nie mamy żadnych zastrzeżeń. Dziękuję bardzo.
Powoli wsunął papier do portfelu, który ponownie okręcił gumką. Pózniej zaczął
z największą ostrożnością nakładać pokrywę na tekturowe pudełko, mieszczące to
wszystko, co zostało z doczesnej powłoki Australopithecusa.
Czy widział pan kiedyś większe paskudztwo niż ten jego bezcenny skarb? za-
pytał szeptem pan Knox, pochylając się do ucha Alexa.
Ale profesor, który właśnie zamknął neseser i gotował się do odejścia, musiał go
usłyszeć, bo odwrócił się nagle na pięcie i wpatrując się w pana Knoxa ogromnymi, po-
większonymi wypukłościami szkieł oczyma, powiedział:
Paskudztwo to dość ryzykowne określenie, drogi panie, zważywszy prosty fakt,
że czaszka ta mogła należeć do pańskiego bezpośredniego przodka. Bo cóż możemy
wiedzieć na ten temat, jeśli przeciętny Europejczyk w dziewięćdziesięciu wypadkach na
sto nie zna imion i pochodzenia swych prapradziadków, którzy żyli mniej więcej pół-
tora stulecia przed nim? A ten człowiek, jeśli był już zupełnym człowiekiem oczywiście,
bo zdania co do tego są podzielone, żył ponad pół miliona lat temu. Dlatego pewna re-
zerwa w określeniach i odrobina szacunku mogą okazać się po prostu szacunkiem dla
własnych przodków, czyli dla samego siebie! Uśmiechnął się uprzejmie i odszedł,
piastując pieczołowicie pod pachą swój neseser.
Pan Knox zaczerwienił się gwałtownie i zrobił krok ku przodowi, co nie dało żad-
nego rezultatu, gdyż przypomniał sobie natychmiast o stojącym na ladzie bagażu.
Zatrzymał się więc ze słowami:
A cóż to za arogancja! Patrzył przez chwilę za oddalającym się człowiekiem,
którego pochłonęły następne wahadłowe drzwi. W wyrazie jego twarzy walczyły z sobą
gniew, pogarda i mimowolny szacunek.
Mój bezpośredni przodek! Raczej jego własny! Podobny nawet do niego! I to ma
22
być profesor? Pomyśleć, że ludzie tego rodzaju jeżdżą po świecie i wyrzucają spokojnie
pieniądze podatników, udając, że każdy wykopany z ziemi gnat jest więcej wart niż tona
diamentów. Gdyby zamiast tego chcieli sobie co niedziela poczytać Biblię, wiedzieliby,
skąd się wziął człowiek na ziemi i jak go Pan Bóg stworzył. Przestaliby wtedy badać, kto,
z kim i dlaczego żył pół miliona lat temu! Jutro następny taki szarlatan ogłosi w gaze-
tach, że znalazł żebro Adama albo pałkę Kaina i wtedy...
Stojący naprzeciw niego celnik chrząknął uśmiechając się.
Dobry wieczór, panie Knox! Zapewne wielu ludzi myśli tak jak pan, ale ten angiel-
ski profesor miał zezwolenie na wywóz swojej czaszki, a reszta jest jego prywatną spra-
wą, prawda? A jeśli chodzi o pana, to przecież widzieliśmy się niedawno. Zaledwie pan
wrócił i znowu wybiera się pan w świat?
Znowu? Pan Knox zwrócił się ku niemu i skinął głową. Oburzenie jego przy-
gasło nagle. Jak zawsze. Cóż robić? Jedni żyją z tego, że muszą nieustannie pakować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]