[ Pobierz całość w formacie PDF ]
innego spytałem.
Nie ma obawy, prędko wybiją panu takie głupstwa z głowy. Zmuszą pana
odpowiedział stolarz. Nie radziłbym nawet próbować, mój chłopcze.
Potem dają obiad podjął. Osiem uncji chleba, półtorej uncji sera i zimna woda.
Kiedy skończysz pracę, dostaniesz kolację taką jak przedtem: trzy miarki polewki i
sześć uncji chleba. I do łóżka o szóstej wieczór, a następnego dnia puszczają cię wolno,
pod warunkiem, że skończyłeś pracę.
Dawno już opuściliśmy Mile End Road i przebrnąwszy przez ponurą plątaninę wąskich i
krętych uliczek (dotarliśmy do domu noclegowego Poplar.
Na niskim kamiennym murku rozłożyliśmy chustki do nosa i każdy zawinął w nie
wszystkie swoje dobra doczesne z wyjątkiem odrobiny tytoniu, która powędrowała do
buta. Gdy już ostatnie promienie światła znikały z posępnego nieba i powiał zimny,
przenikliwy wiatr, stanęliśmy z żałosnymi zawiniątkami w rękach przed furtą domu
noclegowego.
Zbliżyły się do nas trzy robotnice. Jedna rzuciła mi współczujące spojrzenie; patrzyłem
za nią i widziałem, że obejrzała się jeszcze z tym samym współczuciem w oczach. Na
mych towarzyszy nie zwróciła uwagi. Mój Boże, współczuła mi, choć byłem młody, silny i
zdrowy, ale nie miała litości dla tych dwóch starców, którzy stali przy mnie. Była młodą
kobietą, a ja byłem młodym mężczyzną i jej litość zrodziła się z niejasnych pobudek
płciowych, co obniżało wartość tego uczucia. Litość dla ludzi starych jest uczuciem
altruistycznym, a zresztą furta domu noclegowego to odpowiednie miejsce dla starców.
Nie okazała więc litości im, tylko mnie, który zasługiwałem na nią mniej albo raczej
wcale. W Londynie siwe włosy nie schodzą do grobu z należytymi honorami.
Po jednej stronie furty wisiała rączka zwykłego dzwonka, a po drugiej widniał guzik
dzwonka elektrycznego.
Niech pan zadzwoni zwrócił się do mnie woznica.
I tak jak byłbym to zrobił przed każdymi drzwiami, pociągnąłem za rączkę dzwonka.
Och, och! wrzasnęli zgodnym chórem przerażonych głosów. Nie tak gwałtownie!
Puściłem rączkę, a oni spojrzeli na mnie z wyrzutem, jak gdybym zmniejszył ich szansę
na nocleg i trzy miarki wodnistej polewki. Nie zjawił się nikt.
Na szczęście nie był to ten dzwonek. Odetchnąłem z ulgą.
Niech pan naciśnie guzik tym razem ja zwróciłem się do stolarza.
Nie, nie, odczekajmy chwilę przerwał pośpiesznie woznica.
Z ich zachowania wyciągnąłem wniosek, że odzwierny domu noclegowego, który zarabia
przeciętnie od siedmiu do dziewięciu funtów rocznie, jest bardzo kapryśną i bardzo
ważną osobistością i że żadna czołobitność nie mogłaby być dla niego zbyt wielka
oczywiście ze strony nędzarzy.
Wobec tego czekaliśmy naturalnie dziesięć razy dłużej, niż wymagały tego względy
przyzwoitości, aż wreszcie woznica wyciągnął nieśmiało i jakby ukradkiem palec
wskazujący, zbliżył go do dzwonka i możliwie najdelikatniej nacisnął guzik. Widziałem
30
ludzi zamarłych w oczekiwaniu, gdy w grę wchodziło życie lub śmierć; ale nawet na ich
twarzach nie dostrzegłem takiej męki niepewności, jak na twarzach tych dwóch starców
oczekujących odzwiernego.
Przyszedł. Ledwie raczył na nas spojrzeć. Nie ma miejsc powiedział i zatrzasnął
drzwi.
Jeszcze jedna noc jęknął stolarz.
W mdłym świetle twarz woznicy była szara i wynędzniała. Przypadkowa jałmużna jest
grzechem, twierdzą zawodowi filantropi. Hm... ja jednak postanowiłem zgrzeszyć.
Nie mamy na co czekać; niech pan wyciągnie nóż i idzie ze mną zwróciłem się do
woznicy.
Wytrzeszczył przerażone oczy i usiłował się cofnąć. Wziął mnie prawdopodobnie za
nowego Kubę Rozpruwacza o specjalnej inklinacji do podstarzałych nędzarzy lub
pomyślał, że chcę go nakłonić do jakiejś zbrodni. Tak, czy owak, zląkł się wyraznie.
Pamiętacie pewno, że w ciepłą półkoszulkę wszyłem tuż pod pachą złotego suwerena.
Schowałem go na czarną godzinę i teraz po raz pierwszy musiałem zrobić z niego
użytek.
Pomoc woznicy zapewniłem sobie dopiero wtedy, gdy wykonawszy kilka akrobatycznych
ruchów człowieka-gumy pokazałem mu wszytą w odzież twardą monetę. Ale mimo to
ręce drżały mu tak gwałtownie, że bałem się, aby zamiast szwów nie rozpruł mi skóry, i
odebrawszy mu nóż rozciąłem szwy własnoręcznie. Błysnął złoty krążek fortuna w ich
zgłodniałych oczach. Ruszyliśmy kłusem do najbliższej jadłodajni.
Musiałem im oczywiście wyjaśnić, że jestem jedynie badaczem, studentem nauk
społecznych, pragnącym przekonać się, jak żyje druga połowa ludzkości, I natychmiast
zamknęli się w sobie jak ślimaki. Przestałem być jednym z nich; zmienił się mój sposób
mówienia, ton mojego głosu zabrzmiał obco, słowem, stałem się nagle istotą nadrzędną,
a oni uświadamiali sobie doskonałe swoją przynależność klasową.
Co zjecie? spytałem, gdy nadszedł kelner.
Dwie kromki i filiżankę herbaty powiedział potulnie woznica.
Dwie kromki i filiżankę herbaty zawtórował mu potulnym echem stolarz.
Poświęćcie mi chwilę uwagi i zastanówcie się nad sytuacją. Miałem przed sobą dwóch
mężczyzn, których zaprosiłem do jadłodajni. Widzieli mojego złotego suwerena i
domyślali się, że nie jestem nędzarzem. Jeden zjadł tego dnia bułkę za pół pensa, drugi
nie jadł nic. A poprosili o dwie kromki i filiżankę herbaty"! Zamówili dania po dwa pensy
od osoby. Nawiasem mówiąc, określenie dwie kromki" oznacza dwa kawałki chleba z
masłem.
Była to ta sama poniżająca pokora, która cechowała ich stosunek do odzwiernego z
przytułku dla nędzarzy. Ja jednak nie zamierzałem jej tolerować. Stopniowo, krok po
kroku, powiększałem ich zamówienia jajka, płatki boczku, nowa porcja jajek, nowa
porcja boczku, nowa porcja herbaty, nowa porcja chleba z masłem i tak dalej, i dalej, a
oni przez cały czas zapewniali mnie z tęsknym spojrzeniem, że nie zdołają już zjeść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]