[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%H.: Nie jestem w stanie zmniejszyć pańskiej nienawiści.
J a: Myślę.
H.: I dlatego pozostanie pan z tym sam.
Ja: Jak to?
H.: Bo ja panu nie pomogÄ™.
J a: Ja te\ wcale tego nie potrzebujÄ™.
H.: WÄ…tpiÄ™.
J a: Dlaczego?
H.: Bo ja potrafię zapomnieć, ale pan nie.
Ja: To ju\ sobie powiedzieliśmy.
H.: Teraz z kolei mnie pana \al.
J a: No tak. Bardzo dziękuję.
H.: Biedak z pana.
J a: No, no, chwileczkÄ™!
H.: śałosny biedak, mo\e sobie wołać i wołać, i tak nikt go nie usłyszy. J-a: Pocałuj mnie pan
gdzieÅ›.
114
H.: Nikt panu nie pomo\e.
Ja: No ju\ dobrze.
H.: Nienawiść pana ze\re, ale ja będę \ył.
J a: śyczę panu wszystkiego najlepszego.
H.: Zmiesznie siÄ™ pan zachowuje.
Ja: Odwa\nie, odwa\nie jak na'syna kata.
H.: Mnie pan nie jest w stanie obrazić.
Ja: Zauwa\yłem.
H.: Dajmy spokój, to nie ma sensu.
J a: Tak, skończmy z tym, \eby mógł pan zrobić herbatkę swojemu staremu zasrańcowi.
H.: No, no, teraz to ju\ pan przeholował.
Ja: Zgoda, dajmy spokój.
H.: Nie mamy sobie nic do powiedzenia.
Ja: Niestety.
H.: Nie udzielÄ™ panu wywiadu.
J a: Ju\ go nie chcÄ™.
H.: Pan nie zadaje pytań, pan tylko wymyśla człowiekowi.
Ja: Zgadza siÄ™, w ka\dym razie panu.
H.: Szkoda, być mo\e zaprzepaściliśmy jakąś szansę.
Ja: Mo\e ma pan racjÄ™.
H.: Jesteśmy teraz wrogami?
Ja: Nie, na pewno nie.
H.: A czym?
Ja: Nie wiem.
H.: Właściwie to wszystko smutne.
Ja: Tak.
H.: Naprawdę uwa\a pan, \e mój ojciec jest mordercą?
Ja: Sam ju\ nie wiem.
H.: Ja w ka\dym razie nie mogę sobie tego wyobrazić.
Ja: Ja te\ nie.
H.: Kto mógłby sobie coś takiego wyobrazić?
J a: Ma pan racjÄ™.
115
H.: No, dobrze. Ja: Zgoda.
H.: Myślę, \e nie przyjdę na ten wywiad. Ja: Jak pan chce. H.: Jest panu przykro? Ja: Nie.
H.: Mnie te\ nie. Ja: Domyślam się. H.: No to wszystkiego dobrego. ja: Nawzajem.
H.: Być mo\e spotkamy się kiedyś, całkiem przypadkiem.
J a: Nie wiem nawet, jak pan wyglÄ…da.
H.: Te\ prawda.
Ja: No, wszystkiego dobrego.
H.: Nawzajem.
Egon, lat 26
W dzień po maturze oświadczyłem matce, \e chciałbym studiować medycynę. Chyba był to
dla niej szok. Popatrzyła na mnie, taka ju\ była chudziutka, dr\ąca, i powiedziała: Dziecko,
tylko mi nie rób tego!"
Nie chciała, \ebym został lekarzem. Za \adne skarby. Odpowiedziałem, \e dyskutowanie na
ten temat nie ma najmniejszego sensu, \e podjąłem ostateczną decyzję i \e chcę być tak samo
dobrym lekarzem jak- mój ojciec. Niezale\nie od tego, co mu się dziś zarzuca.
Matka nie chciała w to uwierzyć. Była nieszczęśliwa, płakała i mówiła coś do siebie
półgłosem. Mamrotała pod nosem, nie mogłem jej zrozumieć. To i dobrze. Wcale nie
chciałem słuchać, co mówiła. Znałem ju\ to wszystko na pamięć; \e ojciec swoim zawodem
tylko sprowadził na rodzinę nieszczęście itd... itp... Setki razy ju\ się z nią o to kłóciłem.
Zawód ojca nie był \adnym nieszczęściem, jego praca te\ nie, a ju\ na pewno nie to, jak,
gdzie i dla kogo pracował. Wtedy matka była przy nim, kiedy była młoda, i z pewnością była
szanowaną \oną lekarza SS. A potem nagle, gdy było ju\ po wszystkim, a ci, którzy w tym
brali udział, rzekomo stali się przestępcami, okazało się, \e to wyłącznie ojciec jest winien
całego nieszczęścia, jakie spadło na rodzinę. Zmieszne. Mój ojciec był lekarzem, naukowcem,
a ponadto narodowym socjalistÄ… z przekonania.
117
Matka stale teraz powtarza, \e nie musiał dobrowolnie zgłaszać się do Dachau, tylko po to,
\eby być szczególnie przydatnym. Ale wtedy była szczęśliwa, \e nie poszedł na front. Teraz
ciągle powtarza, ile\ to by on zmartwień zaoszczędził rodzinie, gdyby pozostał zwykłym
lekarzem. Nie byłoby tych wszystkich kłopotów po wojnie. Ale on musiał koniecznie zawsze
i wszędzie być tam, gdzie coś się działo. I tak w kółko, przez cały dzień od lat. Zwłaszcza od
kiedy ojciec nie \yje. Kiedy jest u nas moja starsza siostra, starsza ode mnie o kilkanaście iat,
urodzona jeszcze podczas wojny, wtedy zaczynają obie. Doprowadzają mnie do szału.
Wszystko chcą zwalić na ojca. Ach, gdyby tylko był, gdyby chciał, wszystko, wyglądałoby
inaczej. Ojciec nie \yje od sześciu lat. I od dnia swojej śmierci codziennie na nowo umiera.
Nie zostawią go w spokoju. To ojciec ze swymi błędnymi metodami wychowawczymi jest
winien, \e Susanne ma ju\ trzeciego mę\a. Zresztą on, ze swoją przeszłością, nie był dla niej
nigdy przykładem. Najwy\ej w negatywnym sensie, po to, by móc się od niego odsunąć
jak mówi. Nie wiem, co przez to rozumie teraz, kiedy on ju\ nie \yje. Jak daleko mo\na się
jeszcze odsuwać. To ojciec jest winien, \e matce nie starcza pieniędzy; to ojciec jest winien,
\e tak trudno sobie ze mną poradzić. Myślę, \e gdyby miały zatwardzenie, to te\ byłaby
jego wina.
Kiedy jeszcze \ył, nie powiedziały na niego jednego złego słowa. Nic tylko tatuś i tatuś, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]