[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skazana na zgubę. Nieszczęście, o którym śpiewała, było prawdziwe.
Mimo wszystko nie mogli przebaczyć kobiecie, która tak pięknie śpiewała o rozpaczy. To
ona była tym aniołem, który złamał serce jej ojca.
Annie słuchała, zafascynowana, jak matka porzuca bluesowe nuty, aby przejść we
wspaniałą wokalizę. To nie o Nedzie śpiewała, uświadomiła sobie, nie zauważając, że z jej ust
wyrwał się cichy jęk. Miała innych mężczyzn...
Zapadła cisza. Jake schował płytę. Annie wtuliła twarz w poduszkę sofy i nie widziała
bólu w Jego oczach, gdy podszedł i ujął jej dłoń.
- Maleństwo... - powiedział.
Podniósł ją z sofy i objął. Nie protestowała. Bezpieczna w jego ramionach, łkała bez
zahamowań.
Teraz czuła coś więcej niż ciekawość i chęć zawarcia pokoju z matką. Głos Solange, tak
anielski, obudził poczucie odrzucenia i gniew, że nie była dobrą żoną dla Neda i matką dla
Annie.
- Kochanie, nie płacz. - Jake objął ją mocniej. Jego silne ręce gładziły ją czule, jakby była
dzieckiem.
Annie ukryła twarz na jego ramieniu i modliła się, aby łzy przestały płynąć.
- Wybacz, proszę - udało się jej wykrztusić. - Przepraszam, jestem głupia.
- Nie przepraszaj. Powiedz, co mogę zrobić.
- Po prostu obejmij mnie.
Zdawało się, że jej słowa wszystko zmieniły. Nie wiedząc kiedy, ona też go objęła. Stali
pośrodku pięknego pokoju; ciemna głowa przytulona do jasnej. Silne dłonie mężczyzny
odgarnęły włosy i dotknęły gładkiej skóry na szyi i ramionach.
Po chwili dotyk Jake'a zmienił się; współczucie zmieniło się w pożądanie. Annie nie
wiedziała, czy chce, żeby on jej pragnął. A jednak jego namiętność zapaliła w niej płomień
tęsknoty.
:
- Och, Jake - szepnęła, ogarnięta uczuciami, których nie mogła zignorować. Nie myśląc o
konsekwencjach, przesunęła dłonie po jego plecach i zanurzyła palce we włosy, tak jak robiła to
wcześniej w wyobrazni.
Westchnąwszy, jakby poddając się, przygarnął ją do siebie. Czuła jego twarde ciało i
zapach: wody po goleniu i nagrzanej słońcem skóry.
Jake zaczął całować jej czoło i policzki tak, jakby od dawna byli kochankami.
- Annie - szeptał. - Wiesz, jak to dobrze mieć cię tak blisko?
Pózniej Annie wmawiała sobie, że to był moment przełomowy. Mogła się wycofać,
przeprosić gospodarza i zniknąć na chwilę w łazience pod pretekstem poprawienia makijażu.
Bez wątpienia jednak jej zdolność do stawiania oporu była iluzją. Jakaś moc w Jake'u
blokowała wszelkie próby obrony, choć zarazem obiecywała bezpieczne schronienie.
Przy nim nie umiała myśleć racjonalnie. Czuła tylko tęsknotę, zalewającą ją falami i
niemożliwą do kontrolowania. Chcę, żeby się ze mną kochał, uświadomiła sobie ze zdumieniem;
żeby poznał moje ciało i kołysał mnie w ramionach, tak abym zapomniała o wszystkim.
ROZDZIAA 4
Ciepłe wargi Jake'a muskały jej usta, nakłaniając je do rozchylenia się. Po chwili, jakby
wyczuł jej marzenia o poddaniu się, pocałował ją mocniej i zdawało się, że przenika do samego
środka jej jestestwa. Dłońmi pieścił jej piersi, masując je poprzez srebrnoszary materiał. Annie
zabrakło tchu, gdy pomyślała, że za chwilę Jake rozepnie jej sukienkę.
- Nie - powiedział nagle.
Ku jej zdumieniu i wstydowi odsunął się i zdjął jej ręce ze swej szyi. Nastąpiła scena,
którą Annie wyobrażała sobie pod koniec bluesowej piosenki.
- Nie rozumiem... - szepnęła udręczonym głosem.
- Nie mogę tego od ciebie wymagać.
Wykonał niecierpliwy gest i odwrócił się. Na jego twarzy nie malowało się żadne uczucie.
Zapalił papierosa.
Dało to Annie czas na opanowanie się. Zawstydzona i raz jeszcze bliska łez, nie poddała
się. Drżącą ręką poprawiła włosy i wygładziła sukienkę.
- Wydaje mi się, że jesteś mi winien wyjaśnienie - powiedziała, starając się na próżno,
aby jej głos brzmiał normalnie. - Nie da się ukryć, że to, co robiliśmy, sprawiało ci taką samą
przyjemność... jak mnie.
Rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Masz rację - przyznał, wydmuchując dym. - Sprawiało. Ale nie jesteś dziewczyną, z
którą chciałbym nawiązać romans.
Teraz to ona była zdumiona.
- Naprawdę? Za jaką dziewczynę... nie, kobietę, mnie uważasz?
- Miłą, uczciwą i niebezpieczną, a także namiętną i godną pożądania. Prawdę mówiąc,
przykro mi, że nie mogę ciebie wykorzystać.
- Och, jaki ty jesteś uczciwy!
Jake potrząsnął głową. Widziała, że sarkazm w jej słowach dotknął go.
- Jestem niezbyt uczciwy - przyznał. - Ale mam swoje powody i nie spodziewam się, że je
zrozumiesz. Proszę cię o wybaczenie. To moja wina, że daliśmy się ponieść emocjom.
- Naprawdę? Myślałam, że jesteś bardziej spostrzegawczy.
Zebrała swoje rzeczy.
- Annie - odezwał się, stając przy drzwiach i kładąc jej dłoń na ramieniu. - Jeśli chcesz dla
mnie pracować... oboje będziemy musieli zapomnieć o tym, co się dziś wydarzyło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]