[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czerwonego chroniło jakieś zabezpieczające pole. To było coś, z czym Apacze na pewno
dotąd się nie spotkali. Gwizd Nolana wezwał ich do odwrotu.
Czerwony wystrzelił znowu z ręcznego pistoletu z ostrym i donośnym dzwiękiem. Nie
miał żadnego widocznego celu, ponieważ, z wyjątkiem Lupe'a, wszyscy Apacze zapadli się w
ziemię, został więc sam pomiędzy skałami, Czerwony usiłował wstać, lecz poruszał się
wolno, oszczędzając swój bok i jedną nogę - nie wyszedł całkiem bez szwanku po tym, jak
upadł razem z koniem.
Uzbrojony wróg, którego nie można dotknąć, a przy tym wie, że w tych stronach
znajdują się nie tylko banici. Czerwony dowódca stanowił teraz dla Apaczów o wiele większe
zagrożenie niż przedtem. Nie można było dopuścić, by uciekł.
Wróg schował broń do kabury. Poruszał się z jedną ręką opartą , o skałę, by utrzymać
równowagę, i usiłował dotrzeć do jednego z koni stojących ze zwisającymi lejcami obok
bezwładnych Tatarów,
Kiedy dotarł do dalszego odcinka skały, musiał poświęcić albo swój zapewniający
stabilność uchwyt, albo dotyk płyty na piersi, na której spoczywała druga jego ręka. Czy w
związku z tym przez chwilę pozostanie bezbronny?
Koń!
Travis nałożył strzałę na łuk i strzelił. Nie w Czerwonego, który przestał opierać się o
skałę, gdyż wolał chwiać się, niż stracić kontrolę nad płytą na piersi, lecz w powietrze tuż
przed nosem wierzchowca.
Koń zarżał dziko, usiłując odwrócić się, a jego rzemień zaczepił o wyciągniętą wolną
rękę Czerwonego i pociągnął mężczyznę dookoła, a potem w tył, tak że ten wyrzucił w górę
obie ręce, usiłując odepchnąć się od skał. Wówczas koń uciekł w popłochu w dół rozpadliny,
a pozostałe, ogarnięte tą samą gorączką, pobiegły szalonym pędem. Czerwony mocno
uchwycił się głazu.
Stał tam nadal, aż wszystkie konie, z wyjątkiem rannego wierzchowca, który wciąż
wierzgał bezskutecznie, uciekły. Travis doznał uczucia ulgi. Nie udało im się schwytać
Czerwonego, lecz został on ranny i musiał poruszać się na piechotę, co mogło sprawić, iż
wkrótce będzie w takim stanie, że Apacze dadzą sobie z nim radę.
Wróg był najwyrazniej świadom tego, bo wydostał się spomiędzy skał i pokuśtykał za
końmi. Ale postawił tylko jeden czy dwa kroki. Potem, opierając się jeszcze raz o odpowiedni
głaz, zaczął manipulować przy płycie na piersi.
Nolan bezszelestnie pojawił się obok Travisa.
- Co on robi? - Usta przybliżył do ucha mężczyzny, a jego głos był zaledwie
tchnieniem,
Travis lekko potrząsnął głową. Działania Czerwonego stanowiły dlań całkowitą
tajemnicę. Chyba że, niesprawny teraz i pozbawiony konia, usiłował wezwać pomoc. Lecz
tutaj nie było miejsca, gdzie mógłby wylądować helikopter.
Teraz nadszedł odpowiedni moment, by spróbować dotrzeć do Lupe'a. Travis
dostrzegł lekki ruch dłoni leżącego Apacza, pierwszy znak, że wrogi strzał nie miał tak
fatalnych skutków, jak to przedtem wyglądało. Dotknął ramienia Nolana, wskazując na
Lupe'a, a następnie położył łuk i kołczan obok wojennego wodza i ruszył do akcji.
Po drodze musiał minąć jednego z Tatarów, lecz żaden z członków tego plemienia nie
dawał znaku życia, odkąd spadli z siodeł podczas pierwszego ataku Apaczów.
Z niesłychaną ostrożnością Travis zszedł niżej i ruszył wąskim przejściem pomiędzy
zaroślami a głazem. Zatrzymał się tylko wtedy, gdy dotarł do leżącego Tatara, aby krótko
przyjrzeć się potencjalnemu wrogowi.
Szczupła brązowa twarz była na wpół odwrócona, jeden policzek spoczywał na
piasku, ale widząc zwiotczałe usta i zamknięte oczy, Travis uznał, że mężczyzna jest już
trupem. Za pomocą diabelskiej maszyny Czerwony zlikwidował zapewne swych czterech
niewolników -być może sądząc, że mieli jakiś udział w indiańskim ataku.
Travis dotarł do skały, na której leżał Lupe. Wiedział, że Nolan obserwuje
Czerwonego i ostrzegłby go, jeśli ten nagle zainteresowałby się czymś poza swoją maszyną.
Apacz wyciągnął ręce i schwycił Lupe'a za kostki. Pod wpływem jego dotyku mięśnie
chłopca naprężyły się. Oczy Lupe'a były otwarte i skierowane teraz na Travisa. Nad prawym
uchem miał krwawiącą bruzdę. Czerwony zaryzykował trudny strzał w głowę i chybił celu
zaledwie o ułamek cala.
Lupę wykonał gwałtowny ruch, ale Travis był na to przygotowany. Przylgnął do ciała
towarzysza, co pozwoliło obu przetoczyć się za skałę, która znajdowała się pomiędzy nimi a
Czerwonym. Widniała na niej szczerba od drugiego strzału i kamienny miał odstrzelony z
boku głazu. Leżeli tak razem, w tej chwili bezpieczni, gdyż Travis był pewien, że wróg nie
zaryzykowałby otwartego ataku na ich małą fortecę.
Przy pomocy Travisa Lupę dotarł do miejsca, gdzie czekał Nolan. Był tam także Jil-
Lee, który dokonał fachowych oględzin rany chłopca.
- To tylko draśnięcie - stwierdził. - Głowa może boleć, ale uszkodzenie nie jest
wielkie. Pozostanie ci chyba blizna, wojowniku! - Szturchnął Lupe'a w ramię, pragnąc
podnieść go w ten sposób na duchu, po czym założył na ranę opatrunek.
- Teraz możemy iść! - zakomunikował stanowczo swoją decyzję Nolan.
- Czerwony widział wystarczająco dużo, by zorientować się, że nie jesteśmy Tatarami.
Nolan zwrócił się do Travisa z zimnym wyrazem oczu i zaciśniętymi w grymasie
wargami.
- A w jaki sposób mielibyśmy go pokonać? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •