[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drzwi otworzyły się ze zgrzytem i stanął w nich ponury osobnik mogący mieć zarówno
dwadzieścia, jak i osiemdziesiąt lat. Na twarzy porastała mu gęsta broda zasłaniająca
wszystko. Od góry głowę nakrywała grzywa splątanych włosów. W ręce trzymał pędzelek.
- O, wycieczka szkolna - powiedział, patrząc podejrzliwie na dziewczęta.
- Ministerstwo Kultury i Sztuki - powiedział pan Tomasz, pokazując mu legitymację.
Ja także wyjąłem swoją.
- A te dwie damy? - zagadnął facet niechętnie wpuszczając nas do środka.
- Pochodzimy z Walii - zełgała natychmiast Stasia. Mówiła po angielsku praktycznie
bez obcego akcentu. - Przysłała nas komuna miejska z Dover. Zajmujemy się
dokumentowaniem śladów pobytu naszego krajana w Europie.
Konserwator zamyślił się, jakby rozważał prawdopodobieństwo usłyszanej informacji.
A może nie znał angielskiego.
- Mamy też upoważnienie od właścicieli - szef podał papier wystawiony nam w
klasztorze.
- Proszę za mną - powiedział wreszcie zarośnięty człowiek i powędrowaliśmy bardzo
stromymi schodkami do góry.
Główna sala synagogi, w której urządzono warsztat, sprawiała dość przygnębiające
wrażenie. Wprawdzie ściany były ładnie odnowione, a strop lśnił bielą świeżego drewna, ale
jednak czułem, że czegoś mi brakuje. Pośrodku nie było ośmiokątnego podwyższenia, a nisza
w której przechowywano niegdyś Torę, nie była osłonięta haftowaną tkaniną. To miejsce było
martwe. Nigdy już nie zgromadzą się tu %7łydzi, by komentować Pisma. Nigdy nie zmówią
modlitwy kadisz. I nigdy do wnętrza tego przybytku nie spróbuje wedrzeć się Golem...
Sarkofagów stało tu kilka, ale tylko jeden był metalowy. Podszedłem bliżej. Skrzynia
była pusta; trumnę wykonaną z pociemniałego, przepróchniałego drewna, ustawiono obok. W
kilku miejscach wzmocniono jÄ… stalowymi okuciami.
- Musieliśmy wymienić cały spód - odezwał się zarośnięty jegomość. - Końce też
mocno sparciały, zrobiliśmy zastrzyki z żywicy, potem jeszcze przepolerujemy.
Sarkofag wykonano z cynku. Przez te wszystkie lata, gdy przebywał w wilgotnym
lochu, zaatakowała go zaraza cynkowa - charakterystyczna odmiana korozji. Metal zamienił
się w mozaikę żółtych, różowych i szarych plamek.
- Można na to coś poradzić? - zapytał pan Tomasz.
- Można, a nawet trzeba - powiedział konserwator. - Tyle tylko, że niewiele da się
zrobić. Na razie jesteśmy na etapie prób i błędów - pokazał nam na boku skrzyni kilka
zacieków różnego koloru. - Te plamy to różnego rodzaju związki cynku, głównie sole. Trzeba
je najpierw, jak się to mówi, ustabilizować, żeby korozja nie postępowała głębiej. Potem
trzeba podjąć decyzję, czy rozłożyć je, uzyskując z powrotem metaliczny cynk, czy też może
lepiej zostawić w postaci ustabilizowanej i tylko powlec galwanicznie nową warstwą metalu.
- Po ustabilizowaniu korozja nie będzie postępowała w głąb? - zaniepokoiłem się.
- Do końca nie da się temu zapobiec - westchnął. - Mam jednak nadzieję uratować
większą część. Ocalałe zakonserwowane fragmenty osadzimy prawdopodobnie na mniejszej
stalowej skrzyni...
- Chcielibyśmy obejrzeć wieko - powiedziałem.
- Tam leży - wskazał wannę wypełnioną jakimś roztworem. Zajrzałem do środka.
Blacha zachowała się w kilku kawałkach. Pod wpływem oparów kwasu zakręciło mi się w
nosie.
- Wieko nieciekawe - powiedział brodacz. - Na wierzchu resztki napisu
 Cosmopolita , za to od środka przykręcona była ta płyta - wskazał na leżącą w kuwecie
płytkę wielkości mniej więcej kartki z bloku. Pochyliliśmy się zaciekawieni.
- Możecie wziąć w ręce - uśmiechnął się, co poznałem po falowaniu brody. - Już
odczyszczona i zakonserwowana.
Uniosłem ostrożnie ciężką blachę. Lśniła jak złoto.
- Tombak? - zapytała Stasia.
- Złoto Alchemików - powiedział z szacunkiem konserwator.
- Stop miedzi i antymonu - wyjaśnił szef dziewczętom. - I mamy tu napis po
hebrajsku...
- Ciekawe - mruknÄ…Å‚em.
- To stara praktyka - uśmiechnęła się Stasia. - Hermetyści chronili swoje prace pisząc
je po łacinie albo po hebrajsku, rzadziej po grecku lub po aramejsku. Chodziło im o to, żeby
ktoś z ulicy nie mógł tego odczytać. Jeśli pozwolicie, przepiszę i odczytamy.
Przeleciała wzrokiem pierwszy rządek, a potem coś przez chwilę rozważała.
- Siedemnastowieczna łacina zapisana hebrajskim alfabetem, co więcej - pisana nie z
prawej w lewo, ani nawet z lewej w prawo, tylko pionowymi kolumnami.
- Skąd wiesz? - zdumiał się pan Tomasz.
- Spotkałam się już z tego typu szyframi - powiedziała.
Oczy brodacza zabłysły.
- A powiadają, że język polski jest taki trudny do nauczenia się dla cudzoziemców -
mruknÄ…Å‚.
Zaczerwieniła się. Przepisaliśmy informacje i opuściliśmy gościnne progi pracowni.
- Odnalezliśmy wszystko. Mamy księgę i klucz do niej wyryty w sarkofagu Setona... -
powiedziała Stasia.
Szef spojrzał na dziewczęta.
- Naprawdę chcecie spróbować? - zapytał.
- Musimy! - Kasia umilkła skarcona wzrokiem kuzynki.
- Pojedziemy do znajomego rzemieślnika - powiedziała. - Rozmawiałyśmy z nim już
przez telefon. Odbierzemy jajo filozoficzne i wieczorem siadamy do pracy. ZechcÄ… nam
panowie towarzyszyć w tym szalonym przedsięwzięciu?
Na twarzy Pana Samochodzika pojawił się szeroki uśmiech.
- Z największą przyjemnością - powiedział.
ROZDZIAA DWUDZIESTY
PRZYSTPUJEMY DO WIELKIEGO DZIEAA " JAK CHAOPI ROBILI
BIMBER " KOLACJA W ANTYKWARIACIE " NASIENIE ZAOTA "
PRZEZ SIEDEM KRÓLESTW [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •