[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dyskutowało na temat ideogramów japońskich... I oto jej cel. Wysoki, jasnowłosy student
siedział nad słownikiem. Na stole przed sobą rozłożył kserokopię jakichś tekstów. Na oko
sądząc, perski z jedenastego wieku naszej ery. Zapisywał tłumaczenie, kreślił, klął i grzebał w
słowniku. Dostał pracę, która wyraznie go przerasta. Pomożemy...
Siadła obok niego, nawet nie zauważył. Bazgrał strasznie, ale dało się odczytać. Są i
błędy.
 To nie tak  powiedziała mu tuż nad uchem.  Pomyliłeś formy. Ta litera  stuknęła
długopisem w tekst  to nie  r , ale ozdobna forma litery  m .
 Niemożliwe  pokręcił głową.
 Założymy się?
183
Z uśmiechem przeczytała na głos całą linijkę. Teraz dopiero na nią spojrzał. I zamurowało
go. Taka młoda i zna się na perskiej kaligrafii? Dalej przez tekst brnęli razem. Wytykała mu
błędy, a właściwie potknięcia. Niezle sobie radził, po prostu odrobinę brakuje mu wiedzy,
wystarczyło tylko ukierunkować i robota poszła jak z płatka.
 O rany  westchnął, gdy wreszcie skończyli.  Jak mogę się odwdzięczyć?
 Mam problem  mówi.  Jest tu taka wysoka Murzynka. Chodzi w garsonce i z teczką
pod pachą... Sądząc po kształcie czaszki, przyjechała z Sudanu. Chciałam sobie z nią chwilę
pogadać o inskrypcjach z kościołów w Starej Dongoli...
 Nazywa się Anysza Safez. Jest lektorką arabskiego  wyjaśnia.  Znajdziesz ją na
ostatnim piętrze, ma teraz indywidualne zajęcia ze studentami.
 Dzięki.
 To ja dziękuję...
Pobiegła schodami na górę. Student odprowadził ją spojrzeniem. Ileż ona może mieć lat?
Szesnaście? Kim jest, skąd się wzięła, jakim cudem zna jedenastowieczną odmianę
perskiego!? Może to córka któregoś z profesorów? Nie, wtedy nie pytałaby o panią Anyszę. A
zresztą, czy to ważne? Spojrzał na dalszy ciąg pracy domowej i zagryzł wagi. Trzeba się
pospieszyć i nadrobić stracony czas. Zwłaszcza że dzięki temu złotowłosemu cielątku
wreszcie wiedział, jak się za to zabrać.
Czwarte piętro, kilka par drzwi. Przed jednymi tłoczyła się grupka studentów. Stanęła po
drugiej stronie korytarza. Kolejne ofiary wchodziły i wychodziły, a ona patrzyła. Anysza
wyglądała bardzo podobnie do małej Alodyjki, ale jednak nią nie była. Po pierwsze, ma
dwadzieścia kilka lat, po drugie, znacznie smuklejszą szyję. I dużo ciemniejszą karnację. A
zatem pomyłka. Cholera. Ale podziękować trzeba... Ostatni student? Ostatni...
Zapukała do drzwi. Weszła i uśmiechnęła się do lektorki. Ta oderwała wzrok od leżącej
przed nią arabskiej gazety. Księżniczka słabo zna fusha, ale kilka zdań była w stanie sklecić.
 Chciałam podziękować...
Twarz Murzynki nie pokryła się trupią bladością. Za dużo pigmentu. Zrobiła się za to
szara jak popiół.
 Wampir!
184
Słowo to różnie brzmiało w różnych językach, ale kultura masowa ujednoliciła jego
wymowę. Anysza odepchnęła krzesło, odskakując do tyłu. Błyskawicznym ruchem sięgnęła
pod pachę. O mamusiu, rewolwer. I to jaki, kaliber co najmniej dziewięć milimetrów.
Pociągnęła za spust, nawet nie celując. Księżniczka w ostatniej chwili, widząc już czarną
smugę pocisku, wykonała unik rodem z Matrixa. Huk ogłuszył je obie i zdezorientował.
Ale Monice zdarzało się bywać na wojnie, a pewnych rzeczy się nie zapomina. Przez
drzwi nie zdążyłaby, a zatem oknem. Skoczyła, zaplątała w firanki, rozbiła szybę głową i
ramionami, i wyrwała się na świeże powietrze. Które to piętro? Czwarte. Fatalnie...
Rąbnęła nogami, nie utrzymały jej i zaraz runęła na plecy. Cóż, fajny mieli przed
wydziałem żywopłot. Wyłamała w nim dziurę jak stodoła. No trudno, jeszcze piętnaście lat i
krzaki odrosną. Odetchnęła głęboko. Nic nie boli? Właściwie to wszystko. Kolana, kostki
nóg, mięśnie, żebra, ramiona, głowa. Ale to inny ból, tępy, od wstrząsu i stłuczenia, a nie
ostry od złamanych kości. Poruszyła stopami. Działały. A zatem kręgosłup nie jest
uszkodzony.
Do listy urazów dodać musiała jeszcze liczne drobne skaleczenia wywołane przez
odłamki szkła. Spojrzała w górę, na szczęście lektorka chyba przestraszyła się na tyle, że
nawet nie podchodzi do okna. I bardzo dobrze, mogłaby ją zastrzelić bez trudu.
Teraz dopiero spostrzegła, że wokoło stoi wianuszek studentów. Ktoś podał jej rękę.
Musieli słyszeć o wczorajszej strzelaninie przed budynkiem. A teraz znowu strzał i jej skok z
okna. Co robić? Nietrudno udawać biedną, przerażoną, zagubioną nastolatkę. Azy w oczach,
potargane włosy, drobne, krwawe nacięcia na twarzy... Wyglądała niewinnie, bezbronnie, była
na tyle śliczna i sponiewierana, by wzbudzić natychmiastowe współczucie. Jakaś studentka
podała jej paczkę chusteczek. Dygnęła w podziękowaniu, co jeszcze odjęło jej kilka lat.
Przyłożyła jedną do rozbitego czoła.
 Cóż za krwiożerczy wydział  powiedziała.  Już drugi raz próbują mnie tu
zamordować...
 Nigdy wcześniej nic takiego nie miało tu miejsca.  Ktoś próbował bronić honoru
swojej uczelni.
Rozejrzała się, okupując to porażającym bólem głowy. Wstrząs mózgu? Niewykluczone.
Zakaszlała głucho. Dobra. %7łyła, ale policja będzie tu za kilka minut. A zatem musiała wiać. Z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •