[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że pójdziemy razem na górę.
 Tak. I co powiedziała, kiedy zostaliście sami?
59
 O ile pamiętam, wyglądała na wściekłą i powiedziała:  Do diabła z tą wariatką.
Nie wolno takich rzeczy robić. Zniweczy sobie wszystkie szanse. Czy wiesz, z kim może
być? Powiedziałem, że nie mam najmniejszego pojęcia. Ostatnio widziałem ją z mło-
dym Bartlettem. Josie powiedziała:  Z nim na pewno nigdzie nie ruszyła. Gdzież ona
może być? Chyba nie z tym filmowcem, co?
Harper przerwał gwałtownie:
 F i l m owc e m ? Kto to jest?
 Nie wiem, jak się nazywa. Nigdy tu nie mieszkał. Wygląda bardzo dziwnie: długie
czarne włosy i taki teatralny w ubiorze. Ma coś wspólnego z filmem, o ile wiem, a przy-
najmniej Ruby tak mówiła. Był tu dwa, może trzy razy na kolacji, a potem tańczył z Ru-
by. Ale nie przypuszczam, żeby go bliżej znała. Powiedziałem, że nie widziałem go chyba
dzisiaj. Na to Josie:  No z k imś musiała wyjść. Ale co ja powiem Jeffersonom? Zapyta-
łem, co to ich obchodzi? Ale Josie upierała się, że ich to bardzo obchodzi. Potem jeszcze
powiedziała, że nigdy nie wybaczy Ruby, jeśli popsuła coś tym głupim wyskokiem.
 Weszliśmy do pokoju Ruby. Jej oczywiście nie było, ale musiała wyjść niedawno,
bo suknia leżała na krześle. Josie zajrzała do szafy i powiedziała, że Ruby włożyła swo-
ją starą białą suknię. Powinna była włożyć czarną aksamitną, gdyż mieliśmy zatańczyć
hiszpański taniec. Teraz byłem już naprawdę wściekły, że mi zrobiła taki kawał. Josie ro-
biła, co mogła, aby mnie uspokoić, i przyrzekła, że sama zatańczy, żeby stary Prestcott
nie mógł mieć pretensji do nas. Przebrała się, zeszliśmy na dół i zatańczyliśmy tango
 z lekka stylizowane, bardzo efektowne, ale nie meczące. Josie była okropnie rozgnie-
wana, gdyż kostka bolała ją bardzo. Po tańcu prosiła mnie, żeby jej dopomóc w uspoko-
jeniu Jeffersonów. Powiedziała, że to konieczne. Robiłem wobec tego, co mogłem.
Superintendent Harper skinął głową.
 Dziękuję.  A pomyślał sobie:  To było koni e c z ne, nie można zaprzeczyć!
Pięćdziesiąt tysięcy funtów!
Odprowadził wzrokiem Raymonda, który oddalił się sprężystym krokiem. Schodząc
z tarasu, zabrał po drodze siatkę z piłkami i rakietę. Pani Jefferson również z rakietą
w ręku przyłączyła się do niego i oboje udali się na kort.
 Przepraszam pana!  Sierżant Higgins zjawił się bez tchu.  W tej chwili nade-
szła dla pana wiadomość z komisariatu policji. Jacyś robotnicy donieśli, że widzieli dziś
rano łunę. Pół godziny temu znaleziono w kamieniołomach wypalone auto. W kamie-
niołomie Venna  dwie mile stąd. W aucie znajdują się zwęglone zwłoki.
Rubaszna twarz Harpera poczerwieniała. Zawołał:
 Co się dzieje w Glenshire? Epidemia morderstw? Czy ma pan jeszcze jakieś trage-
die na składzie?  Następnie zapytał:  Czy można jeszcze rozpoznać numer wozu?
 Nie, ale możemy go ustalić na podstawie numeru motoru. Wydaje się, że to mi -
n o a n 1 4 .
Rozdział ósmy
Sir Henry Clithering szedł przez hol, nie rozglądając się prawie. Był pogrążony
w myślach. Mimo to podświadomość jego notowała pewne spostrzeżenia, które zapa-
dły w nią, aby wyłonić się znowu w odpowiednim czasie.
W windzie sir Henry zastanawiał się, czym się jego przyjaciel mógł tak zdenerwo-
wać. Conway Jefferson nie wzywał go dla błahej przyczyny. A wiec musiało zajść coś
niezwykłego.
Jefferson nie marnował czasu na zbyteczne frazesy. Powiedział tylko:
 Dziękuję ci, żeś przyjechał. Edwards, proszę panu przynieść coś do picia. Przy-
puszczam, że nic nie wiesz? Jeszcze gazety nie pisały o tym?
Sir Henry zaprzeczył. Jego ciekawość została rozbudzona.
 Co się stało?
 Morderstwo. Jestem w nie wmieszany, tak samo jak twoi przyjaciele, państwo
Bantry.
 Artur i Dolly Bantry?  zdziwił się Clithering.
 Tak, trzeba ci wiedzieć, że zwłoki znaleziono w ich domu.
Krótko i zwięzle Jefferson opowiedział całe wydarzenie. Sir Henry słuchał nie prze-
rywając. Obaj przywykli badać każdą sprawę do gruntu. Gdy służył jako komisarz po-
licji w stolicy, sir Henry był znany ze swego bystrego oka, którym od razu dojrzał naj-
istotniejsze momenty każdej sprawy.
 Bardzo niecodzienna historia  stwierdził, gdy przyjaciel skończył.  Jak my-
ślisz, dlaczego pułkownikostwo są wplątani w tę aferę?
 To mnie właśnie martwi. Musiał na to wpłynąć sam fakt, że ich znam. To chyba
jedyne wytłumaczenie ani Artur, ani Dolly nie znali tej dziewczyny. Tak zeznał  i nie
można wątpić, że tak jest. W ogóle jest nieprawdopodobne, żeby kiedykolwiek widzie-
li Ruby. Moim zdaniem niewykluczone, że zwłoki dziewczyny podrzucono umyślnie
w domu zaprzyjaznionej ze mną rodziny.
 Wydaje mi się to nieprawdopodobne  zauważył Clithering.
61
 Ale m oż l iw e  upierał się Jefferson.
 Możliwe, tak, ale mało prawdopodobne. Ale czego chcesz o d e m ni e ?
Jefferson objaśnił z goryczą:
 Jestem kaleką. To fakt, którego zazwyczaj nie dostrzegam. Tym razem jednak nie
uda mi się ta gra w ciuciubabkę. Nie mogę się poruszać, tak jakby chciał, wypytywać lu-
dzi, śledzić. Skazany jestem na fotel na kółkach i muszę być wdzięczny, jeśli policja rzuci
mi łaskawie parę okruchów informacji. Czy znasz przypadkiem pułkownika Melchetta,
szefa policji w Radfordshire?
 Owszem, spotkałem go niedawno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •