[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pracowni, ale nie został tam wykonany  koronka była nieco inna. Sprawdziłem też alibi
Mariana W., stwierdzając ponad wątpliwość, że w dniu zabójstwa taksówkarza opuścił on
wprawdzie pracę, ale znajdował się o ponad 200 km od Warszawy, co potwierdziło kilku
obiektywnych świadków.
W tej sytuacji śledztwo przeciwko Marianowi W. umorzyłem. Dodam, że mimo
wytężonej pracy MO zabójcy taksówkarza w ramach prowadzonego w tej sprawie śledztwa
nie ujawniono.
Minęły chyba dwa lata. W zupełnie innej sprawie aresztowano grupę włamywaczy i
bandytów. Jeden z nich przyznał się w czasie śledztwa do uczestnictwa w napadzie na
taksówkarza Sz. W ten sposób udało się zidentyfikować sprawców tego zabójstwa. Okazało
się, że do taksówki wsiadło dwóch mężczyzn i jedna kobieta, a potem wypadki potoczyły się
tak, jak przedstawiłem jena wstępie.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że w napadzie uczestniczyła... Irena S. Ta
sama, która zgłosiła się do MO, kierując podejrzenia na sublokatora.
Marian W. z zabójstwem taksówkarza nie miał nic wspólnego; nie zdawał sobie w ogóle
sprawy, u kogo mieszka. Swych gospodarzy uważał za ludzi uczciwych.
ZASADY
Do warsztatu piekarza Antoniego A. w podwar- . szawskiej miejscowości Z. przyszło
wcześnie rano trzech kontrolerów. Pokręcili się po wszystkich poili
mieszczeniach, porozglądali, wreszcie orzekli, że brudno i  antysanitarnie". Ponieważ w
istocie było akurat bardzo czysto, dopiero co po sprzątaniu, piekarz w mig zrozumiał,  co jest
grane".
 Panowie  zapytał  a ile musi kosztować, żeby było dobrze? Nie jestem uparty."
Urzędnicy nie zastanawiali się ani chwili, jeden zaś z nich, najwidoczniej starszy rangą,
odpowiedział  4500 zł. Piekarz dobrze wiedział, że targować można się na bazarze, ale nie
z trójką poważnych ludzi, otworzył więc szufladę kantorka i zaczął szukać pieniędzy.
Przypadek zrządził, że poprzedniego dnia trzeba było płacić dostawcom, więc pieniędzy
pozostało niewiele. Antoni A. wyłuskał z kasy 3000 złotych, od czeladnika pożyczył 1000, z
kieszeni wyjął bilonem 200 zł. Po chwili cała zebrana kwota w wysokości 4200 zł była do
dyspozycji urzędników.
 Proszę  powiedział Antoni A.  Więcej nie mam, chyba wystarczy.
Okazuje się, że nie wystarczyło. Inspektorzy przykazali piekarzowi przygotować na
następny dzień brakujące 300 zł.  Tu nie ORS  powiedzieli  na raty możesz pan kupić
sobie telewizor, po czym godnie opuścili warsztat, nie biorąc ani grosza.
Niby głupstwo, a jednak fakt, że trzej  napastnicy" okazali się pryncypialni i dopiero
następnego dnia odebrali całą łapówkę, wydał mi się dziwaczny i psychologicznie nie
uzasadniony. Zapewne właśnie dlatego prowadząc śledztwo w tej sprawie, podczas jednego z
przesłuchań poprosiłem podejrzanego mgr Józefa W., żeby choćby  poza protokołem"
zaspokoił moją ciekawość wyjaśniając, dlaczego to nie można było zrezygnować z tych
trzystu złotych, choćby dla zaoszczędzenia czasu. Józef W., jedna z najbardziej rozmownych
postaci rzeczonego śledztwa, uśmiechnął się i powiedział:
112
Jeżeli pan nie zaprotokołuje tego fragmentu naszej rozmowy, postaram się wyjaśnić,
w czym rzecz.
Obiecałem, że nie zaprotokołuję i dotrzymałem słowa. A oto odtworzone z pamięci słowa
podejrzanego:
 W każdym działaniu powinny obowiązywać określone zasady. Za pozostawienie
piekarza w spokoju zażądaliśmy 4500 zł, taka była nasza cena. Jeżeli można opuścić trzysta
złotych, to można i tysiąc, a jeżeli tysiąc, to i dwa, bo dlaczegóż by nie. Idąc tokiem takiego
rozumowania można w ogóle wiziąć tylko 500 zł, a od tego już krok, żeby nie wziąć nic.
Niezależnie od przedstawionej racji są jeszcze inne. Otóż, przyzwoita łapówka musi być ła-
pówką, a nie ugodą powstałą w wyniku pertraktacji. Między biorącym a dającym nie może
być żadnego partnerstwa, stąd też nie ma miejsca na dyskusje i targi; trzeba być
bezwzględnym. Rozumie pan zapewne również, dlaczego nie wzięliśmy w dniu kontroli
części kwoty, a zgłosiliśmy się po całość następnego dnia. Po pierwsze  urzędnik powinien
się szanować i nie brać nigdy w ratach; po drugie   dobrze jest okazać dającemu swą
wyższość. Boć przecież gdyby to on był na naszym miejscu, pewnie wziąłby te 4200 zł i
uciekł gdzie pieprz rośnie.
Przytoczone postawy inspektorów z procesu, w którym oskarżałem wiele lat temu, wcale
nie były w środowisku niektórych nieuczciwych urzędników odosobnione. Zetknąłem się w
swej praktyce jeszcze z kilkoma podobnymi przypadkami. Aapownik bądz łapownicy, mogąc
uzyskać część żądanej kwoty od razu i bez ryzyka nie brali nic, oczekując pełnej
wypłacalności  dłużnika". W dwóch sprawach, które pamiętam,  zasady" kosztowały
sprawców bardzo wiele, nękany płatnik bowiem zjawił się na umówio-
0 Ze wspomnień prokuratora 1X3
ne spotkanie nie tylko z pieniędzmi, ale w towarzystwie MO.
Szukając psychologicznej motywacji przedstawionych postaw rozmawiałem któregoś
dnia w więzieniu z inspektorem S., długoletnim łapownikiem, człowiekiem zdolnym,
wykształconym i bardzo inteligentnym. Prowadziłem przeciwko niemu śledztwo przez
prawie rok, przesłuchiwałem go godzinami i nie powiem, żeby nasze rozmowy były jałowe.
Otóż inspektor S., który również nie brał na raty, miał stałe ceny i wiele razy z racji swej
pryncypialności wręcz tracił, powiedział mi mniej więcej tak:
 Pan myśli, że człowiek idący na łapówki musi najpierw przezwyciężyć strach? To
nieprawda, silniejszy niż strach okazuje się wstyd. Urzędnik stoi zwykle w społecznej
hierarchii wyżej od Iksa czy Ygreka, od którego ma zamiar wziąć. Z chwilą gdy tenże
urzędnik ujawnia swą nieuczciwość czy chciwość, jak kto woli, upada on nagle dużo niżej. I
jak tu wyrównać powstały kompleks? Otóż właśnie, przez pozorną pewność siebie i
utrzymywanie fikcji, że to nie on mnie zaczyna mieć w ręku. Stąd właśnie niedopuszczalność
targów i stałość zasad tak, jak gdyby wszystko przebiegało legalnie, a nie wbrew prawu.
Muszę powiedzieć, że coś w tym rzeczywiście jest. Pamiętam, że w sprawie przeciwko
inspektorowi S. zaistniał pewien zadziwiający fakt, który pozostawał w jakiejś relacji do
prezentowanych przez niego tez. Otóż, już po aresztowaniu, gdy S. od miesiąca przebywał w
więzieniu, kilku jego  kontrahentów" zebrało się w pewnym mieszkaniu, żeby wspólnie za-
decydować, co robić. Zbliżała się akurat data kolejnej miesięcznej wpłaty łapówek, a nie było
komu dać. Dżentelmeni uradzili, że jeden z nich wezmie od pozostałych pieniądze, które
następnie zawiezie
rodzicom inspektora, żeby przesłali mu je ewentualnie do... więzienia. Do tego już co prawda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •