[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To raczej niemożliwe, żeby mnie zaprosiła do swojego
stolika. Nie wyglądała na zbyt uszczęśliwioną, gdy przyszło
jej powitać na swoim przyjęciu niespodziewanego gościa
Greythorpeów.
- Och, nie tak trudno zrozumieć powody - odparł puł
kownik, patrząc na delikatny profil Annis. - To, że za
trzymałaś się w Manor, nikogo szczególnie nie zdziwiło,
zwłaszcza że mieliśmy ostatnio okropną pogodę. Nato
miast to, że tu zostałaś, choć warunki na drogach znacz
nie się poprawiły, stworzyło asumpt do różnych domysłów.
Mogło też wzbudzić podejrzenia oraz złość u tych, którzy
ze szczególnym zainteresowaniem śledzą wszelkie poczy
nania Greythorpe ów. Zapewne zostałaś uznana za zagro
żenie, gdyż ci ludzie lada dzień spodziewają się deklaracji
od dziedzica Greythorpe Manor.
- Myśli pan, że wicehrabia planuje publicznie ogłosić za
miar poślubienia Caroline Fanhope? - zapytała przez ściś
nięte gardło.
- Powiem szczerze, moja droga, że nie byłbym wcale
zaskoczony, bo choć wszyscy wiedzą, że Greythorpe i je-
166
go ojciec nigdy nie byli sobie bliscy, chłopak odziedziczył
po starym lordzie jedną cechę, mianowicie wielką dbałość
o formy. Nic więc dziwnego, że zwlekał z oświadczynami
z uwagi na okres żałoby. Natomiast z Caroline przyjazni się
od lat i mimo licznych sezonów w stolicy nie zainteresował
się poważnie żadną inną panną, przynajmniej z tego, co mi
wiadomo. Nic więc dziwnego, że wszyscy w tym domu ro
biÄ… sobie wielkie nadzieje.
- Tak, istotnie - przyznała niechętnie Annis, a serce ścis
nęło jej się w piersi. - %7łeby jednak zaraz podejrzewać, że
mogłabym stanowić zagrożenie dla tak korzystnego maria
żu... Nigdy w życiu! - zaśmiała się sztucznie, machając rę
ką, co natychmiast zostało zauważone przez pewną osobę,
o której przed chwilą mówił pułkownik Hastie.
- Widzę, że twój gość świetnie się bawi w towarzystwie
naszego sąsiada - zwróciła się panna Fanhope do lorda
Greythorpea.
Wicehrabia, który przez cały czas dyskretnie obserwo
wał tę parę, nie był tego wcale taki pewny.
- Owszem, można by tak powiedzieć - zgodził się jed
nak uprzejmie. - Wiem, że znają się od lat, więc Hastie,
który, jak ci wiadomo, słabo sobie radzi w damskim to
warzystwie, akurat przy pannie Milbank czuje siÄ™ swobod
nie. Co więcej, Annis niełatwo zaszokować, nie zachowuje
się też jak pensjonarka, dzięki czemu natychmiast zdobywa
sympatię ludzi pokroju pułkownika. Jak zresztą i pozosta
łych mężczyzn, mówiąc szczerze.
Lord nie był wcale zdumiony, gdy poczuł na sobie bacz
ny wzrok młodej damy o ponadprzeciętnej inteligencji. Nie
167
był też w najmniejszym stopniu zmieszany szczerością py
tania, które do niego skierowała:
- Czy słuszne są moje domysły, że bardzo sobie cenisz
jej towarzystwo?
- Owszem, słuszne, Caroline - odparł cicho, a gdy deli
katne powieki na moment opadły, zrozumiał, że nie musi
już mówić nic więcej o swoich intencjach.
Nie poczuł ani żalu, ani wyrzutów sumienia, mimo że
chodziło kobietę, z którą przyjaznił się od lat. Jeżeli już, to
raczej podziwiał godność, z jaką Caroline potrafiła prze
łknąć tę gorzką pigułkę.
Co więcej, w jej zachowaniu nie było nic takiego, co ka
załoby mu się obawiać, że po jego zupełnie jasnym, acz
subtelnie przekazanym wyznaniu młoda dama wpadnie
w rozpacz. Wiedział, że Caroline go szanuje, ale nie był
na tyle głupi, by przypuszczać, iż kiedykolwiek darzyła go
głębszym uczuciem. Po prostu pragnęła zostać jego żoną
dla wygodnego życia i zaspokojenia rodzinnych aspiracji.
Obce było mu także poczucie winy, bo ani razu, słowem
lub czynem, nie dał jej do zrozumienia, że zamierza po
prosić ją o rękę.
To prawda, że odkąd stał się panem Greythorpe Ma-
nor, zaczął się poważnie zastanawiać nad ożenkiem, pró
bując przy tym stworzyć wyimaginowany wizerunek ko
biety, która byłaby dla niego najstosowniejszą partią. I to
także prawda, że gdy nie udało mu się znalezć piękności
o prostym, pełnym miłości sercu, doszedł do wniosku, iż
Caroline, a w każdym razie ktoś w jej typie, byłaby dla nie
go najlepszą partnerką. Tak było jednak oczywiście, zanim
168
pewna niezwykła młoda dama wkroczyła niespodziewanie
w jego życie, zmuszając go do przewartościowania swoich
nadziei i aspiracji.
Już wkrótce po ich pierwszym spotkaniu zaczął się
zmieniać jego stosunek do różnych spraw. Wciąż nie
posiadał się ze zdumienia, że sama obecność Annis
pod jego dachem wystarczyła, by zmienił się jego stosu
nek do rodzinnego domu. Przez całe życie marzył tylko
o jednym, by uciec jak najdalej od tego miejsca, tym
czasem teraz zaczęło mu się ono kojarzyć z uczuciem
błogiego zadowolenia. Zaczął myśleć o nim jak o swo
im cudownym małym królestwie, i to tylko dlatego, że
mieszkała w nim panna Milbank.
Najbardziej jednak zdumiewała go skłonność, jaką do
niej odczuwał od początku ich znajomości. W jego życiu
było niewiele kobiet, z którymi utrzymywałby bliskie, acz
kompletnie platoniczne relacje, w każdym razie niewie
le młodych i atrakcyjnych. Przez całe swoje dorosłe życie
nie miał najmniejszych kłopotów z przypisaniem przed
stawicielek płci pięknej do konkretnej i wyraznie określo
nej kategorii. Były więc damy bardziej dojrzałe, których
[ Pobierz całość w formacie PDF ]