[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tego uprzykrzonego dżentelmena. Jak mogłam się w nim zakochać? - zastanawiała się z rozpaczą chyba setny raz.
Człowiek rzadko darzy uczuciem kogoś, kto życzy mu jak najgorzej. Z drugiej jednak strony, jak mogła się w nim
nie zakochać? Był arogancki, to prawda, i dość sztywny w swoich poglądach, ale stanowił wcielenie jej marzeń o
mężczyznie, z którym chciałaby spędzić życie. Na każdym kroku emanowała z niego siła, a mimo to wobec
bliskich potrafił być delikatny i czuły. Jego arogancję równoważyło poczucie humoru. Umiał nawet spojrzeć z
dystansu na siebie samego. Był inteligentny, lecz nie bufonowaty, i traktował ją Jak człowieka, a nie jak służącą
50
ciotki. Naturalnie miał też hipnotyzujące piwne oczy i uśmiech, od którego uginały się Pod nią nogi.
Drgnęła. Nie miało znaczenia, dlaczego się zakochała. ważne było, żeby jeszcze przez kilka dni zachowywać się
Wobec Marchforda uprzejmie, lecz obojętnie. Wkrótce hrabia z pewnością wyjedzie i wtedy będzie mogła robić
wszystko, aby o nim zapomnieć. Nie wątpiła, że kiedyś wreszcie nadejdzie dzień, gdy nie będzie dłużej czuła, iż w
jej życiu czegoś brak tylko dlatego, że nie ma obok niej Marcha. W końcu jej ramiona zapomną, jak go
obejmowały, a wargi przestaną tęsknić do pocałunku.
Och, dość tego, na miłość boską! Poprawiła jeszcze pióro przy nakryciu głowy i wybiegła z pokoju. U podnóża
schodów nie mogła już złapać tchu, sapnęła więc przepraszająco, gdy znienacka wpadła na wysokiego, szczupłego
mężczyznę. Podniosła głowę i omal nie przewróciła się z wrażenia.
- Jack! Co pan tu robi?
- Ojej, nie powiedziałam ci? - Meg zerknęła na Alison z głębi hallu. - Wczoraj przypadkiem spotkałam pana
Crawforda. Kiedy usłyszał, że wybieramy się na wycieczkę, zgodził się do nas przyłączyć. Czy to nie cudowne? -
Jej mina zdradzała szczerą radość.
- Cudowne - wycedziła Alison przez zaciśnięte zęby. W tej chwili z salonu wyłonił się hrabia. Z wyrazu jego
twarzy można było wyczytać, że on tez niezmiernie się cieszy widząc Jacka.
Prawdę mówiąc, March był bliski furii. Słyszał wprawdzie zachwycone gruchanie Meg, podejrzewał jednak, że
to Alison ściągnęła Crawforda na Royal Crescent.
Stał i przyglądał się, jak Alison rozmawia z Meg i Crawfordem. Ku swej irytacji, natychmiast zauważył jej
efektowny ubiór. Miał wielką ochotę wziąć ją w ramiona, wciąż bowiem dobrze pamiętał, co czuł, gdy ją
obejmował. Szybko się odwrócił, żeby nic po sobie nie pokazać.
W tej samej chwili energiczne pukanie do drzwi oznajmiło, że przybyli następni uczestnicy wycieczki. Gdy mniej
więcej w godzinę pózniej wszyscy wyjechali poza granice Bath, towarzystwo sprawiało wrażenie bardzo
ożywionego, z dwoma tylko wyjątkami. Gdy ktoś wreszcie spostrzegł srebrną wstęgę rzeki Avon, wszyscy puścili
konie galopem po łagodnym, porośniętym trawą zboczu, opadającym ku wodzie.
- Znakomicie jezdzisz konno, panno Fox.
Alison, która przyłączyła się do beztroskiego galopu przez łąkę, omal nie puściła cugli, usłyszawszy ten głos tuż
przy swoim ramieniu.
- A ciotka dała ci znakomitą klacz. - Nie było w tych słowach żadnego szczególnego zabarwienia, mimo to
Alison natychmiast powściągnęła wierzchowca.
- To prawda. Caprice jest wspaniała. Reaguje na najdrobniejszy gest. Bardzo lubię jej dosiadać, gdy tylko mogę.
- Gdy tylko wykroi pani kilka minut ze swego bardzo szczelnie zapełnionego planu zajęć - Tym razem z głosu
Marcha biła ironia.
- Istotnie, milordzie, jestem bardzo zajęta. Mam wiele obowiązków, na przykład dziś wzięłam pod opiekę lady
Meg z przyjaciółmi. Proszę więc mi wybaczyć... - Energicznie ścisnęła boki klaczy i zrównała się z Meg, jadącą
obok Jacka Crawforda. Byli tak pochłonięci rozmową, że Meg aż drgnęła na jej widok.
- Ojej, Alison... - powiedziała z zakłopotaniem. - Właśnie rozmawialiśmy z Ja... z panem Crawfordem o moim
londyńskim sezonie.
- Naprawdę? - Ton Alison nie był przyjazny.
- W rzeczy samej. - Jack popatrzył na Alison i uśmiechnął Się drwiąco. - Właśnie opowiadałem lady Meg o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •