[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nawet Jack wygląda na rozdrażnionego, jakby moje zagadkowe zachowanie obojgu działało na
nerwy. Nic na to nie poradzę. Trudno zmusić się do mówienia. Tyler jeszcze mocnej ściska mnie za
kolano.
Dobrze mówię, głównie po to, żeby przekonać samą siebie, że potrafię to zrobić.
%7łołądek podchodzi mi do gardła. Próbuję spojrzeć mamie w oczy, ale to nie jest takie proste. Boję
się, że za chwilę ujrzę w nich odrazę i rozczarowanie. Dobrze powtarzam. Biorę głęboki
oddech, kładę rękę na ramieniu mamy i zmuszam się do wyduszenia z siebie słów, których tak
bardzo się obawiałam. To zaledwie dwa słowa. Ich prostota najlepiej ilustruje całą sytuację.
Kocham Tylera wyznaję niemal szeptem.
Zapada cisza. Mama i Jack patrzą na mnie w milczeniu. Chcę, żeby coś powiedzieli.
Cokolwiek. Poirytowana brakiem jakiekolwiek reakcji, zerkam na Tylera, ale on jest zbyt zajęty
marszczeniem brwi, żebym mogła liczyć na jego wsparcie. Patrzę na mamę i na potwierdzenie
swoich słów kładę dłoń na ręce Tylera i przysuwam się do niego. Nadal nic się nie dzieje.
Mam na myśli jego wyjaśniam. Mama nawet nie drgnie. Tego Tylera. Jego dodaję
i wskazuję go palcem, żeby ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości. Mojego przybranego brata.
W końcu mama powoli otwiera usta. Ona i Jack wymieniają spojrzenia. Czekam, aż
wybuchnie i zażąda wyjaśnień, ale ona szturcha Jacka w ramię.
Wisisz mi siedemdziesiąt dolców!
Jack wzdycha, ale śmieje się i mama również się uśmiecha, tymczasem ja patrzę na nich
kompletnie zdumiona. Teraz to ja czekam na wyjaśnienia. Nawet Tyler pociera dłonią twarz, jakby
próbował zrozumieć, dlaczego ludzie, którzy siedzą naprzeciw nas, zaśmiewają się do rozpuku.
Może mama myśli, że żartuję. Może traktuje to wszystko jak świetny dowcip.
Zdejmuję rękę z ręki Tylera i zdezorientowana kręcę głową.
Mamo?
Patrzy to na mnie, to na Jacka i choć przestaje się śmiać, uśmiech nie znika z jej twarzy.
Wzdycha i się odpręża.
Założyliśmy się przyznaje. Pięćdziesiąt dolców, że coś was łączy dodaje, wskazując
głową mnie i Tylera. I następne dwadzieścia, jeśli nam powiecie.
Jak to? pytam z niedowierzaniem. Tyler się śmieje, a ja nadal nic nie rozumiem. Nie
bardzo wiem, co się właściwie dzieje. Nie rozumiem, dlaczego nikt na mnie nie krzyczy.
Eden, proszę mówi mama. Przewraca oczami i pochyla się, żeby pogłaskać Gucci.
Jestem twoją matką. Zauważam różne rzeczy, zwłaszcza to, jak na niego patrzysz mruczy
i uśmiecha się do Tylera. Zawsze myślałam, że podobnie patrzysz na Deana. Nagle urywa i się
prostuje. Uśmiech znika z jej twarzy i marszczy czoło, gdy w jej głowie pojawia się nowa myśl.
Eden& a co z Deanem?
Na dzwięk jego imienia kłuje mnie w sercu. Nadal przytłacza mnie poczucie winy. Starałam
się nie myśleć o nim za dużo, ale to niełatwe. Trudno pogodzić się z myślą, że go skrzywdziłam.
Czuję w ustach smak żółci i biorę głęboki wdech.
Już wie bąkam, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. To koniec. Dean nas nienawidzi.
Och, Eden rzuca współczująco i zaciska usta. Dostrzega moją zmianę nastroju i z całą
pewnością widzi, jak Tyler głaszcze mnie po udzie, jakby chciał mnie pocieszyć, bo ściąga brwi
i patrzy na nas. Szkoda mi Deana. To miły chłopak mówi. Słysząc to, mam ochotę wybuchnąć
płaczem. Mama najwyrazniej to zauważa, bo pospiesznie zmienia temat. Czyli teraz za każdym
razem, gdy spotkam w sklepie Liz, mam jej posyłać uśmiech w stylu przepraszam-że-moje-dziecko-
złamało-serce-twojemu? Czy raczej spuścić głowę i udawać, że jej nie widzę?
Mamo mówię bardzo serio. Bądz poważna. Naprawdę ci to nie przeszkadza? pytam,
wskazując na siebie i Tylera.
Oczywiście, że nie jest idealnie przyznaje ale musicie wiedzieć, że pózniej wcale nie
będzie wam łatwiej. Z pewnością spotkacie ludzi, którym się to nie spodoba, którzy nie będą
pochwalać waszego związku. Ale jeśli chodzi o mnie, to nie, nie mam nic przeciwko. Zresztą wcale
ci się nie dziwię. Rzuca Tylerowi promienny uśmiech i kiwa głową ze zrozumieniem. To niemal
przerażające, zwłaszcza że moja mama ma prawie czterdzieści lat.
Mamo! wzdycham zażenowana.
Kiedy zerkam na Tylera, widzę, że się czerwieni i uśmiecha się pod nosem. Jakby na
potwierdzenie słów mojej mamy jego oczy zachodzą mgłą. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby
zrobił to celowo. Taki już jest.
Jack kładzie mamie rękę na kolanie, wstaje z kanapy i kręci głową z udawaną dezaprobatą.
Nie wiem jak wy, ale ja muszę napić się kawy. I Karen, trzymaj się z daleka od
nastolatków. Mówiąc to, puszcza do niej oko i idzie do kuchni. Gucci podrywa się z podłogi
i drepcze za nim.
Mama odprowadza go pobłażliwym spojrzeniem, po czym krzyżuje nogi i odchyla się na
kanapie.
Rozumiem, że nie powiedzieliście jeszcze ojcu i Elli?
Jeszcze nie odpowiada za mnie Tyler. Siada na skraju kanapy i się pochyla. Odchrząkuje
po tym, jak przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu. Zamierzamy to zrobić w następnej
kolejności.
Jesteście odważni mówi mama, gdy w kuchni ekspres do kawy budzi się do życia.
Powodzenia.
Będzie nam potrzebne odpowiadam z uśmiechem. Zdejmuję z kolana rękę Tylera,
wstaję z kanapy i biorę mamę za ręce. Pomagam jej wstać i tulę się do niej. Akceptacja. Znowu. To
wspaniałe uczucie, do którego chyba nigdy się nie przyzwyczaję. Dzięki, mamo. Szczerze.
Dziękuję szepczę. Wtulam twarz w jej ramię i jeszcze mocniej przytulam ją do siebie.
Hej, będę wspierała każdą twoją decyzję, która cię uszczęśliwi mówi. Kiedy wysuwa się
z moich objęć i cofa się o krok, mam wrażenie, że zaraz się uśmiechnie, ale nagle mina jej rzednie.
Chwyta mnie za nadgarstek i patrzy na wytatuowane na mojej skórze słowa. Co to jest, do
cholery?
Uśmiecham się szeroko i cofam rękę. Obracam się, chwytam Tylera za rękę i szarpnięciem
podrywam go z kanapy. Robię to tak gwałtownie, że mało nie wywichnę mu ramienia.
Przepraszam, mamo, ale musimy już iść! wołam i ciągnę Tylera w stronę drzwi.
Puszczam go, wpadam do kuchni po wiszące na haczyku kluczyki od samochodu i omal nie
potykam się o Gucci. Jack posyła mi zdumione spojrzenie. Widząc to, wzruszam ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]