[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bardzo to Meredith denerwowało. - No to gdzie ona te
raz jest? Bo tu jej nie ma.
- Nie wiem - przyznał Silas i wytarł nos wierzchem
dłoni. - Uciekła. Pobiegłem za nią, przeszukałem całą
okolicę, ale było ciemno i nie znalazłem jej. Pewnie się
gdzieś schowała.
SHARON DE VITA
144
- Do niczego się nie nadajesz, ty kretynie! - warknęła
Meredith, nadal krążąc po sypialni. Takie komplikacje były
jej całkiem niepotrzebne, zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie
inne sprawy zaczynały się wyjaśniać. - Posłuchaj mnie
uważnie. Zawaliłeś sprawę, więc musisz to naprawić.
- Ale jak? Nie wiem, gdzie ona jest. Co mam, według
ciebie, zrobić?
- Muszę się chwilę zastanowić. - Meredith gorącz
kowo szukała wyjścia. - Słuchaj - odezwała się wresz
cie. - Chyba mam plan. Nie wróciła wieczorem do domu.
Zobaczyła cię, przestraszyła się i najprawdopodobniej
uciekła, gdzie pieprz rośnie. Nie skontaktowała się z oj
cem, bo już coś bym o tym wiedziała. - Podeszła do
drzwi sypialni i chwilę nasłuchiwała. - Wszyscy śpią,
więc tutaj też nie dzwoniła. W tej chwili tylko my wiemy,
że zniknęła. Będziemy udawać, że ją porwano.
- Ale jak my to zrobimy? - jęknął.
- Zamknij się, to ci powiem. Chcę, żebyś napisał list.
Skrzywił się niepewnie.
- List? Jaki znowu list? Pisanie nie idzie mi za dobrze
- przyznał.
- Nie trzeba być Hemingwayem, żeby ułożyć list
z żądaniem okupu. Napiszesz, że masz Emily i nie wy
puścisz jej, jeśli nie dostaniesz miliona dolarów.
- Ale przecież jej nie mam.
- Wiem, ty głupku! - syknęła, przewracając ze złości
oczami. Ja to wiem i ty to wiesz. Ale oni tego nie
wiedzą. Joe Colton zapłaci każdą cenę, żeby odzyskać
jedno ze swoich ukochanych dzieci. Nawet nie odczuje,
że coś mu ubyło z konta.
MILIONER Z KUWEJTU 145
Myśl o takiej sumie wprawiła Silasa w podniecenie.
- A co zrobimy z pieniędzmi? - zapytał.
Meredith uśmiechnęła się szeroko.
- Podzielimy się. - Nie miała zamiaru dać mu ani
centa. Schowa je sobie na czarną godzinę. Będzie miała
zabezpieczenie, jeśli nagle wszystko wezmie w łeb i trze
ba będzie się zwijać. Dzięki nim wybrnie z każdych kło
potów. Do diabła, przecież sobie na nie zasłużyła.
- To muszę tylko napisać ten list?
- I jakoś go dostarczyć Joemu Coltonowi. - Zamilkła
na chwilę. - Myślisz, że uda ci się to zrobić i nie za
walić?
- Tak mi się wydaje. - Silas nie był zachwycony tym,
że Meredith traktuje go jak idiotę. - Ale czy Colton w to
uwierzy?
Oczy Meredith zalśniły chytrze.
- Zaufaj mi - odrzekła ze śmiechem. - Uwierzy. Już
ja się o to postaram.
ROZDZIAA SMY
- Ty chyba zupełnie oszalałeś - rzekła z oburzeniem
Faith, zmierzając do baru. Ali szedł tuż za nią. - Nie
mogę uwierzyć, że okłamałeś własnych rodziców, i to bez
zająknienia! To obrzydliwe. Absolutnie obrzydliwe. Po
wiedzieć im, że jesteśmy zaręczeni! Wiesz co? Mam
ochotę... mam ochotę splunąć z obrzydzenia!
Zatrzymała się gwałtownie i z zaciśniętymi pięściami
odwróciła się ku niemu. Zaskoczony Ali niemal się z nią
zderzył.
- Jak mogłeś im coś takiego zrobić? - Spojrzała na
niego rozpłomienionym wzrokiem. - To tacy wspaniali
ludzie, a ty ich okłamałeś!
- Faith... - Ali położył jej ręce na ramionach i od
sunął ją na bok, robiąc przejście jakiejś parze.
Drgnęła, jakby chciała od niego odskoczyć, ale przy
trzymał ją mocno. Odkąd rodzice wstali od stołu, nie
ustannie czyniła mu wyrzuty. Bardzo się dziwił, że je
szcze nie opadła z sił. Gadała jak najęta, niestrudzona
niczym różowy króliczek z telewizyjnej reklamy, nie da
jąc mu dojść do słowa.
Teraz, wykorzystując sekundę jej milczenia, postano
wił wreszcie wtrącić swoje trzy grosze.
MILIONER Z KUWEJTU 147
- Posłuchaj mnie. - Mocniej zacisnął ręce na jej ra
mionach.
- Nie będę cię słuchać, bo na pewno nie masz nic
sensownego do powiedzenia.
- Ależ mylisz się, kochanie - odrzekł, starając się za
chować cierpliwość.
- Nie mów do mnie kochanie". - Wyswobodziła się
z jego uścisku. Mimo że kipiał w niej gniew, dotyk Alego
nadal przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Jak to mo
żliwe, że tak silnie reaguje na fizyczny kontakt z męż
czyzną, którego zachowanie potępia?
- Nie jestem dla ciebie żadnym kochaniem" i nie
obchodzi mnie, co chcesz powiedzieć i jakie znajdziesz
sobie wytłumaczenie. Jesteś... jesteś... draniem!
Odwróciła się na pięcie, ale chwycił ją za ramię i od
wrócił twarzą do siebie. Kiedy na niego spojrzała, otwo
rzyła szeroko oczy i pomyślała, że czasami mniej bała
się burzy z piorunami.
- Dość tego - powiedział niskim, matowym głosem.
Jego cierpliwość była na wyczerpaniu. Poprowadził Faith
w zaciszny kąt baru. - Siadaj - polecił, wskazując pusty
stolik za parawanem.
Faith zaniepokoiła się nie na żarty. Chociaż nadal była
wściekła, ton głosu Alego i jego chmurne spojrzenie mó
wiły jasno, że posunęła się za daleko.
- Dobrze, usiądę - zgodziła się, unosząc dumnie gło
wę. - Ale nie dlatego, że ty mi każesz. Nikt mi nie będzie
rozkazywał, a zwłaszcza ty - oznajmiła, siadając przy
stoliku i posyłając Alemu grozne spojrzenie.
Odsunęła się najdalej jak mogła i rozejrzała po na-
148 SHARON DE VITA
strojowo oświetlonej sali. W odległym końcu grał czte
roosobowy zespół, mimo że w barku była niewielka li
czba gości, co w środku tygodnia nie było zresztą niczym
dziwnym.
- Usiadłam, bo sama tak zdecydowałam - dodała
Faith z naciskiem.
- Bardzo dobrze. - Ali usiadł obok niej. Nagle poczuł
się bardzo znużony. - Spróbuję ci to wytłumaczyć, bo
chcę, żebyś mnie dobrze rozumiała. Wiem, że uważasz
moje postępowanie za naganne, ale musisz mnie wysłu
chać. - Ujął ją za podbródek i zwrócił jej twarz ku sobie.
- Rozumiesz mnie?
- Znam angielski - warknęła. - Oczywiście, że cię
rozumiem.
Wymamrotał coś pod nosem w swym ojczystym ję
zyku. Nie wiedziała, co to było, lecz w jego głosie usły
szała złość. Nie bała się go jednak.
Wszystko, czego się o nim dowiedziała od czasu ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]