[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nym brzegu, tam, gdzie będą rycerze króla Artura, zaczekasz na nią. Bez wątpienia
wówczas będziesz mógł przyjść jej z pomocą. Pani moja lęka się dnia sądu: pokłada
wszelako ufność w przychylności Boga, który już zdołał ją wyrwać z rąk trędowatych.
— Wracaj do królowej, miły, dobry druhu Perynisie: powiedz, iż spełnię jej wolę.
Owóż, panowie mili, kiedy Perynis wracał do Tyntagielu, zdarzyło się, iż spo-
strzegł w zaroślach tegoż samego leśnika, który niegdyś zdybawszy uśpionych ko-
chanków, zdradził ich królowi. Jednego dnia, będąc pijany, pochełpił się swą zdradą.
Ten człowiek, wykopawszy w ziemi głęboką jamę, okrył ją zręcznie gałęźmi, aby ło-
wić wilki i dziki. Ujrzał sługę królowej, skaczącego ku niemu i chciał uciekać. Ale
Perynis przypchnął go nad brzeg pułapki:
— Szpiegu, któryś sprzedał królowę, czemu uciekasz? Zostań tu wpodle grobu,
któryś sam wykopał tak skrzętnie!
Kij ze świstem zakręcił się w powietrzu. Kij i czaszka strzaskały się razem i Perynis
Płowowłosy, wierny sługa, pchnął nogą ciało do jamy, okrytej gałęźmi.
W dniu naznaczonym na sąd król Marek, Izolda i baronowie Kornwalii, podje-
chawszy aż ku Białej Równi, przybyli w pięknym porządku nad rzekę; ustawieni na
drugim brzegu rycerze Artura pozdrowili ich lśniącymi sztandarami.
Przed nimi, siedząc na urwistym brzegu, nędzny pielgrzym zawinięty w burkę,
z której zwisały muszle, wyciągnął drewnianą miskę i ostrym a żałośliwym głosem
domagał się jałmużny.
Robiąc tęgo wiosłami, barki kornwalijskie zbliżały się do brzegu. Skoro już miały
lądować, Izolda spytała otaczających ją rycerzy:
— Panowie, jakoż będę mogła dosięgnąć twardej ziemi bez zmaczania długich
szat w tym bagnie? Trzeba by, aby który przewoźnik mi pomógł.
Jeden z rycerzy krzyknął na pielgrzyma:
— Przyjacielu, podkasz burkę, wejdź do wody i przenieś królową, jeśli wszelako
nie lękasz się, człeku przygięty i schorowany, ugiąć w pół drogi pod ciężarem.
Człowiek wziął królowę w ramiona. Rzekła mu po cichu:
— Przyjacielu! — Później ciszej jeszcze: — Potknij się i padnij na brzegu!
Przybywszy na brzeg zachwiał się i upadł, trzymając królowę w ramionach. Gierm-
kowie i żeglarze, chwytając wiosła i barki, przegnali precz nieboraka.
— Zostawcie — rzekła królowa — z pewnością długa pielgrzymka osłabiła go.
I odczepiając zapinkę ze szczerego złota, rzuciła ją pielgrzymowi.
Przed namiotem Artura, rozciągnięto na zielonej trawie bogaty kobierzec z ni-
autor nieznany Dzieje Tristana i Izoldy
57
cejskiego jedwabiu. Relikwie świętych dobyte z puzder i szkatuł były już narządzone.
Wielebny Gowen, Żyrflet i kasztelan Ke strzegli ich.
Królowa, pomodliwszy się do Boga, zdjęła klejnoty z szyi i rąk i dała je biednym
żebrakom; odczepiła purpurowy płaszcz i cienką lśniącą opończę i rozdarła je; oddała
łańcuch i broszę, i trzewiki wykładane kamieniami. Zachowała na ciele jeno jasną
suknię bez rękawów i z obnażonymi ramionami i stopami kroczyła przed obu królów.
Dokoła baronowie patrzyli na nią w milczeniu i płakali. Koło relikwij płonął stos.
Drżąca wyciągnęła rękę ku relikwiom świętych i rzekła:
— Królu Lokrii i królu Kornwalii, wielebny Gowenie, wielebny Ke i wieleb-
ny Żyrflecie i wy wszyscy, którzy będziecie mymi ręczycielami, na te ciała świętych
i na wszystkie ciała świętych będące we świecie, przysięgam, że nigdy mąż zrodzo-
ny z niewiasty nie trzymał mnie w ramionach, prócz króla Marka, mego pana i tego
ubogiego pielgrzyma, który przed chwilą upadł oto w waszych oczach. Królu Marku,
żali ta przysięga ci wystarcza?
— Tak, królowo, i niechaj Bóg objawi swój prawdziwy sąd!
— Amen! — rzekła Izolda.
Zbliża się do stosu blada i drżąca. Wszyscy milczeli, żelazo żarzyło się. Wówczas
zanurzyła gołe ramiona w ognisku, chwyciła sztabę żelaza, przeszła dziesięć kroków
niosąc ją, następnie, odrzuciwszy, rozciągnęła ramiona w kształt krzyża, z otwartymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]