[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twoja własność. Agencja zajmująca się wynajmowaniem nieruchomości znalazła lokatorów. Zawsze byli to
przyzwoici ludzie. Czynsz wpłacali na specjalne konto, więc uzbierała się spora sumka. Gdy powiadomiono
nas, że ostatni dzierżawcy właśnie się wyprowadzili, uznaliśmy, że powinnaś wreszcie otrzymać należny ci
spadek. Możesz z nim mieć trochę kłopotu, bo właściciel agencji wynajmu przeszedł na emeryturę, a pod
nowym zarządem firma podupadła i nie jest już tak wiarygodna jak dawniej.
- Ale...
Mallory nie była w stanie wykrztusić nic więcej. To niesamowite! Przez tyle lat nie miała pojęcia, że
ukochana babcia zapisała jej w testamencie całe swoje mienie. Sunfield leżało w Kalifornii, u stóp pasma
górskiego Sierra. Drżącymi rękoma wzięła od matki klucz zawinięty w cienką bibułkę. Była teraz
właścicielką jedynego domu, który zasługiwał na to miano.
Dopiero na pokładzie samolotu lecącego do San Diego uświadomiła sobie, że wszystkie jej życiowe plany
związane są z przeprowadzką do Nowego Jorku.
Od chwili gdy w niedzielne popołudnie wsiedli do auta, Cliff zastanawiał się, jak zacząć rozmowę o
zawodowych rozterkach. Czekała ich krótka jazda drogą prowadzącą wzdłuż wybrzeża. Zerkał raz po raz na
Mallory, ale musiał uważać, bo ruch był spory. Wielu mieszczuchom marzyło się popołudnie na plaży.
- Jak się udało spotkanie z matką? - zapytał w nadziei, że gdy zaczną rozmowę, od słowa do słowa dojdą w
końcu do tematu, który go najbardziej interesował. Po namyśle uznał, że zachowuje się jak idiota. Gdyby nie
trzymał kierownicy, popukałby się w czoło.
Mallory uznała jego pytanie za zachętę do dłuższej opowieści. Usadowiła się wygodnie i podciągnęła spódnicę letniej
sukienki, która z miłym szelestem otarła się o jej uda.
- Jestem zadowolona, że się z nią zobaczyłam - odparła z uśmiechem. - Byłam zdziwiona, że tak jej na tym
zależało. Nie masz pojęcia, jak natarczywa potrafi być moja mama, gdy coś sobie wbije do głowy.
Cliff słuchał jej z roztargnieniem. Machinalnie pokiwał głową i pogrążył się w zadumie. Jak dać jej do
zrozumienia, że potrzebuje rady?
Mallory, mam problem, z którym muszę się uporać. Chodzi o pracę . Fatalnie. Gotowa stracić wiarę w
jego świetlaną przyszłość i zwątpić w ogromne zdolności.
Udzielisz dobrej rady młodemu prawnikowi? Banał.
28
Mallory, możemy porozmawiać? Absurd! Pomyśli jeszcze, że chce z nią zerwać.
- Co o tym sądzisz? Tak czy nie? - Jej rozbawiony ton wyrwał go z zamyślenia.
- Proszę? - odparł nieprzytomnie. W czym rzecz? Może próbowała zabawnej gry stów, którą bawią się
często kochankowie? Niech to diabli! Coś mu chyba umknęło. Od lat wiedział, że w takiej sytuacji trzeba
natychmiast przeprosić, wspomnieć o roztargnieniu i zachęcić do powtórzenia ostatniego zdania.
- Wybacz, Mallory, skoncentrowałem się na prowadzeniu i nie słuchałem uważnie. O co pytałaś?
Poklepała bez słowa jego kolano. Odetchnął z ulgą, chociaż nie miał pojęcia, czego chciała. Z kobietami
nigdy nic nie wiadomo.
- W ogóle mnie nie słuchasz, prawda?
- Skądże! Wspomniałaś o uporze swojej matki, która nalegała, że musicie się zobaczyć.
- No właśnie. Zrozum. - Gdy zaczęła opowiadać o spadku po babci, Cliff powrócił myślami do swoich
kłopotów. Potakiwał od czasu do czasu, by nie przerywała opowieści, a zarazem szukał wyjścia z trudnej
sytuacji. Z przyjemnością zwierzyłby się Mallory, ale była teraz całkiem zaabsorbowana swoimi sprawami.
Podróż szybko dobiegła końca. Wkrótce rozgościli się w uroczym apartamencie, ale Cliff z minuty na
minutę czuł się coraz gorzej. Mięśnie pleców miał napięte, bolała go głowa, dokuczało mu pieczenie w
żołądku.
Pod koniec jazdy dał za wygraną i postanowił nie wspominać Mallory o swoich wątpliwościach. Teraz
miał inny problem: jak przed nią ukryć, że fatalnie się czuje. Machinalnie sięgnął po fiolkę, by zażyć
lekarstwo. Była pusta.
- Aadnie tu, prawda? Wystrój wnętrz bardzo mi się podoba. - Mallory rozglądała się po apartamencie,
odkrywając coraz to nowe udogodnienia. - Widziałeś łazienkę? Jest nawet jacuzzi.
- Wspaniale.
- Trzeba od razu zamówić budzenie. Jutro muszę być wcześnie w pracy. Odpowiada ci szósta trzydzieści?
- Naturalnie. Wydawało mi się, że przy recepcji jest drogeria.
- Tak. - Zdziwiona uniosła brwi. - Zamierzasz robić teraz zakupy?
- Zapomniałem o czymś, a wolałbym uniknąć wieczornej gonitwy po sklepach.
- Nie ma powodu do obaw - powiedziała z uśmiechem i pokazała mu pudełko prezerwatyw. Było dosyć
duże i sporo się w nim mieściło. - Zabrałam je na wszelki wypadek. Byłeś ostatnio tak zabiegany, że mogłeś
o tym zapomnieć.
Cliff odetchnął głęboko. Był coraz bardziej zaniepokojony.
- Doskonały pomysł. Mimo to pobiegnę do sklepu. Właśnie skończyło się mi lekarstwo na wrzody żołądka.
Odczuwam lekki ból, więc powinienem coś wziąć.
- Rozumiem. - Była wyraznie zmartwiona. - Często miewasz takie dolegliwości, prawda? Byłeś u lekarza?
Trzeba zrobić kompleksowe badania i zacząć kurację. To się może zle skończyć.
Pokręcił głową i ruszył w stronę drzwi.
- Nic mi nie jest. Ostatnio mam wiele przykrości, żyję w ciągłym napięciu, co zle wpływa na organizm.
Byle dotrwać do końca procesu. Wtedy sytuacja się unormuje...
- Skoro tak mówisz... - odparła z powątpiewaniem. Cliffowi ręce drżały z bólu, gdy kupował w drogerii
lekarstwo przeciwko nadkwasocie. Obawiał się, że w tym stanie ciała i ducha nie będzie mógł zaspokoić
Mallory. Czy jego dziewczyna znów ma się zadowolić obietnicami?
- Przepraszam, Mallory. Tak mi przykro. - Cliff położył się na plecach i odwrócił głowę, by ukryć
rumieniec wstydu. - To mi się dotąd nie zdarzyło.
Oparła się na łokciu i popatrzyła na niego z uwagą. Był strasznie zakłopotany. Przytuliła się i położyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]