[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie sądzę. Przeszedł przez pokój, aby wziąć marynarkę.
Było ciemno. Miałam na nosie okulary.
Sądzę, że zapamiętałbym te cycki powiedział, dotykając palcem mojego sutka.
Nigdy przedtem cię nie widziałem.
Pokiwałam głową. Wiedziałam, że zrobiłam wszystko, co trzeba. Nie mogłam się
oprzeć, by nie zadać tego pytania, ale dalej nie zamierzałam się posuwać. Malloy nie
przekonał mnie, upewniłam się jednak, że z jego ust nie poznam prawdy. Miałam ochotę
spytać, czy rudowłosa dobrze mu obciągnęła i czy to on ją zabił. Wstydziłam się, że w ogóle
przyszło mi to pytanie do głowy. Tak bardzo się wstydziłam, że nie przyznałam się mojemu
detektywowi, że rozpoznałam go po tatuażu.
Wróćmy do sprawy powiedział. Miałaś mi pokazać gumową rękę. Gdzie jest?
Za tymi książkami. Schowałam ją, żeby na nią nie patrzeć.
Znalazł rękę i podniósł ją do światła. Była zrobiona z twardego, białego materiału
epoksydowego. Nie była giętka ani pusta jak rękawiczka.
Malloy podszedł i przesunął sztywnymi palcami kauczukowej ręki po moich piersiach.
Ku mojemu zaskoczeniu, sutki mi stwardniały. Nie zauważył tego. Zdałam sobie sprawę, że
znowu go pragnę.
Chcę ją zatrzymać powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Może uda mi się
ją do czegoś wykorzystać.
Do czego?
Koniuszki gumowych paznokci wysunęły mu się z kieszeni marynarki.
Zamknij za mną drzwi rzucił.
Skinęłam głową.
Nie opowiedziałeś mi o pamiątkach odezwałam się.
O jakich pamiątkach?
Co zabiera zabójca?
Daj spokój. Przejdz się do drzwi poprosił. Chcę na ciebie popatrzeć. Wziął
mnie za rękę i pomógł wstać z łóżka, po czym usunął się na bok. Stał z ręką w kieszeni spodni
i obserwował, jak idę naga przez pokój. Byłam Królową Kurczaków, on oszołomionym
nowicjuszem, piętnastolatkiem, który wpatrywał się w swoją, idącą i otwierającą dla niego
drzwi, panią.
Poczułam, że się czerwienię z pożądania. Jakże łatwowierną istotą jest kobieta...
Chcę więcej powiedział za moimi plecami. Stał przy łóżku i patrzył na mnie. Ale
nie spodobałoby ci się życie gliniarza.
Nie musi mi się podobać stwierdziłam. Popatrzył zaintrygowany. Mam własne
życie.
Przepraszam. Wyłazi ze mnie mieszkaniec Washington Heights.
Będę tutaj oznajmiłam, po czym wzruszyłam ramionami.
Wiem o tym odparł.
I wyszedł.
Zatelefonował po południu. W tle usłyszałam hałas: grała muzyka, krzyczała jakaś
kobieta.
Chciałbym, żebyś przyjechała na posterunek i obejrzała kilka fotografii powiedział.
Przyjedziesz?
Nie widziałam jego twarzy odrzekłam. Mówiłam ci.
No cóż, obejrzyj je dla pewności. Nigdy nic nie wiadomo.
Szkoda, że nie rejestrujecie zapachów. Pamiętam jego zapach.
Zapach?
Był bardzo szczególny. Skojarzył mi się z dentystą. Albo z kimś, kto zbiera znaczki.
Wyczułam coś w rodzaju kleju.
Roześmiał się. Słyszałam, jak jakiś mężczyzna krzyczy:
Hej, Malloy.
To tak, jakbym próbowała przypomnieć sobie sen szepnęłam. Mam ten zapach,
że tak powiem, na końcu nosa.
Pragnę cię stwierdził.
Ku swojemu zaskoczeniu poczułam lekki zawód. Zbyt łatwo , pomyślałam.
Gdzie zatem?
Pracuję odparł. Będę tu do pózna. A jutro w nocy?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam mu się wydać zbyt łatwa.
Jutro w nocy? spytałam.
W nocy jest przyjemniej. Ciszej. Mniej przestępców. Przyjdz jutro wieczorem, jeśli
ci pasuje. Richiego nie bardzo, cholera, uszczęśliwia praca za biurkiem, ale namówię go, żeby
ci przygotował trochę zdjęć. I tak jest na mnie wściekły. Którejś nocy zawiadomiono nas o
zabójstwie na Bank Street. To był pedał. Homo. Podniosłem notes nieboszczyka. Sami faceci.
Wsunąłem do niego jedną z wizytówek Richiego. Wiesz, detektyw Richard chociaż
powinno być Ricardo Rodriguez. Z tyłu napisałem un hombre magnfico i muy grande.
Zledczy, któremu przydzielono tę sprawę, młody chłopak, żółtodziób, przejrzał akta i znalazł
wizytówkę Richiego. Obserwowałem go z drugiej strony sali. Wiedziałem, że ją znalazł, bo
zrobił się całkiem blady. A trudno tego dokonać, gdy się jest czarnuchem.
Przykro mi się przyznać, ale jego opowieść ogromnie mnie rozbawiła.
Przeszedł przez całą naszą salę i pokazał kartę mnie. Co za cholerstwo szepnął.
Gówno . Powiedziałem mu: Musisz to zrobić, człowieku. Niech Rodriguez się wytłumaczy.
Zresztą, nie sądzę, żeby był zabójcą . Potem musiałem wyjść, bo bałem się, że pęknę ze
śmiechu. W ostatniej chwili usłyszałem, że Richie próbuje wyrzucić biedaka przez okno.
Rzeczywiście, un hombre magnifico mruknęłam.
Milczał.
Tak sądzisz? spytał w końcu. Może dla portoryków. Wysoki jak na Latynosa.
Chce się zapisać na zajęcia baletowe. Sądzi, że można tam poderwać wspaniałe dziewuchy.
Usłyszałam w tle piosenkę Williego Nelsona i pomyślałam, że prawdopodobnie
Malloy wcale nie jest w pracy.
Nie przyszłoby mi do głowy, że detektyw Rodriguez może mieć problemy z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]