[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak ty się czujesz? - Spojrzała na niego niepewnie.
- Lepiej. Skoro ty czujesz się lepiej. To tak, jakby zdjęto mi z pleców
ogromny ciężar.
- To dobrze. Wiesz, kiedy mi powiedziałeś, kim jesteś, wszystko między
nami się popsuło. Ale zanim to się stało, leżeliśmy tu na trawie i dałeś mi
rozkosz, jakiej nigdy wcześniej nie zaznałam. Teraz możemy wrócić do tamtych
dni. Jesteśmy tylko ty i ja. Myślisz, że coś mogło się zmienić? Nie ma
pośpiechu. Chcę po prostu wiedzieć, co o tym wszystkim sądzisz.
- Sam nie wiem, co czuję, Abbey. - John potrząsnął głową. - Przez całe
życie byłem sam, a potem poznałem ciebie i przez chwilę się zastanawiałem,
czy mogłoby być inaczej. Czy mógłbym dzielić wszystko z jedną osobą. Potem
sytuacja znów się zmieniła. Pojawił się Mick. Nie winię ciebie ani siebie, ale ten
fakt uświadomił mi, że życie nigdy nie jest proste. Zawsze czyhają na nas jakieś
pułapki. Wolę nie zobowiązywać się do czegoś, co mogłoby zawieść moje
oczekiwania... I nie mógłbym wykorzystać śmierci przyjaciela - dodał.
- Człowiek z żelaza - zauważyła z goryczą Abbey. - Zawsze zachowujący
samokontrolę, nieulegający emocjom. John, czy ty w ogóle masz pojęcie, że
zaczynałam cię kochać?
- Ty mnie? - Zastanowił się przez parę sekund. - Wiesz, chyba nigdy w
życiu nie uczyniłem takiego wyznania.
- To spróbuj. Będzie ci z tym dobrze.
Ta rozmowa prowadzi do punktu, w którym wolałby się nie znalezć.
- Pogodzisz się z naszym rozstaniem, Abbey. A ja zawsze będę się
cieszył, że cię poznałem. Będziesz jednym ze wspomnień, które... - Zerknął na
ciemniejący horyzont. - Wracamy? Robi się pózno, a mamy za sobą...
- Ciężki wieczór - dokończyła bezbarwnym głosem. - Wracaj. Ja tu
jeszcze trochę zostanę.
- Nic ci nie jest? - John był zdezorientowany.
- Nic, od miesięcy nie czułam się lepiej. Szczerze, John, nic mi nie jest -
powtórzyła. - Można się zakochać więcej niż raz w życiu. Na pewno mi się to
uda.
John wracał do miasta szybkim krokiem, nie zwracając uwagi na piękno
wieczornego krajobrazu. Musiał sporo spraw przemyśleć, choć należał do ludzi,
którzy na ogół nie żywili wielu wątpliwości.
Z jednej strony czuł się lepiej, bo zrzucił z siebie brzemię tajemnicy
śmierci Micka. Musiał się nią z kimś podzielić i poczuł ulgę, że tą osobą była
Abbey.
Prawdopodobnie jej też ulżyło. Teraz, gdy poznała wszystkie szczegóły
tragedii, mogła spokojnie zamknąć ten rozdział swojej przeszłości.
Zastanowił się nad jej wyznaniem. Miłość... Ludzie zawsze mówią o
miłości, czytają o niej, śpiewają. Ale nie on. On nigdy nie odczuwał takiej
potrzeby. Spróbował wypowiedzieć te słowa, najpierw do siebie, potem głośno.
- Kocham cię... kocham cię... - Nie było to trudne, choć wydały mu się
trochę dziwne, gdy je usłyszał.
Czyżby Abbey, wyznając mu swoje uczucia, spodziewała się od niego
tego samego? %7łe też powie jej, że zaczyna ją kochać? W końcu byli ze sobą tak
blisko.
Ale czy on naprawdę ją kocha? Czy chce mieć kłopoty, ból, troski, które
może mu przynieść zaangażowanie się w taki związek? Owszem, może mu to
dać również szczęście, ale czy teraz nie jest szczęśliwy?
- Kocham cię - powtórzył głośno. Słowa te zabrzmiały pusto.
Cóż, pójdzie do baru i wypije drinka z kolegami.
Następnego ranka powitał Abbey z uśmiechem i spytał, czy spaliła listy,
które poprzedniego dnia podarła. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic.
- Wrzuciłam je do kominka i od razu lepiej się poczułam - odparła.
Pogoda była zdecydowanie gorsza niż poprzedniego dnia. Wiał silny
wiatr, od czasu do czasu padało.
- Masz ochotę nurkować w taką pogodę? - spytał kapitan.
- W taką pogodę wolę być pod wodą niż na powierzchni. Tam nie ma fal -
odparł John lekko rozbawiony. - Ale wchodzenie i wychodzenie z wody może
być utrudnione, a nawet niebezpieczne.
- Też tak uważam - przyznał kapitan. - Zapowiadają sztorm. Trzeba
będzie wcześniej skończyć pracę i wrócić do portu. Nurkowie pewno będą
trochę burczeć, ale już podjąłem decyzję.
- Zgadzam się z tobą. - John nie miał wątpliwości, że kapitan ma rację.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]