[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pięć minut pózniej rozmawiała już z właścicielem klubu. Nie był
zbyt zachwycony faktem, że jego lokal znów stał się obiektem
zainteresowania policji, jednak zgodził się przyjąć do pracy
funkcjonariuszy. Ustalenie szczegółów przekazał menadżerowi.
Od niego właśnie dowiedziała się, że nikogo nie przyjęto na
miejsce Toni. Przynajmniej na razie.
Tak więc począwszy od tej chwili, Patti została nową szefową
personelu.
Ledwie skończyła rozmowę, zadzwoniła jej komórka.
- Kapitan Patti 0'Shay.
- To ja, Yvette. Wydawała się roztrzęsiona.
- Co się stało?
- Był tutaj - powiedziała. - W moim mieszkaniu. Kiedy spałam!
- Skąd wiesz?
- Zostawił wiadomość. W łazience na toaletce.
- Co jest w tej wiadomości? Dokładnie. Usłyszała szelest papieru.
- Kiedy zrozumiesz, że nie potrzebujesz nikogo poza mną? Co
mam zrobić, żeby dowieść swojej miłości?
- To wszystko? - spytała cicho Patti.
- Nie, on... - Głos jej się załamał. - Medalion. Ze zdjęciem Toni.
Patti rzuciła okiem na zegarek.
- Zaraz tam będę.
ROZDZIAA CZTERDZIESTY
PIERWSZY
Wtorek, 8 maja 2007 r.
10.30
Yvette chwyciła papierosy, torebkę i klucze, po czym wyszła na
zewnątrz, żeby poczekać na Patti O'Shay. Ten skurwysyn był w jej
mieszkaniu. Jakoś się tam dostał. Znowu.
Nic nie słyszała.
Podwórze było puste. Nie było nawet starej panny Almy i jej
suczki, Sissy. Potykając się, przebiegła dziedziniec i wyszła na
jasną, słoneczną ulicę.
Dzięki Bogu... dzięki Bogu...
Odetchnęła głęboko. Powietrze pachniało jak zawsze w Dzielnicy
Francuskiej świeżo upieczonymi smakołykami, spalinami
wydzielanymi przez strumień samochodów przejeżdżających
przed budynkiem i... różnymi możliwościami.
Wciąż żyła.
Mógł ją zabić. Był w jej mieszkaniu. Możliwe nawet, że stał przy jej
łóżku i gapił się na nią.
 Kiedy zrozumiesz, że nie potrzebujesz nikogo poza mną?"
Sięgnęła po papierosa. Ręce trzęsły się jej tak bardzo, że dwa razy
upuściła paczkę. Widocznie skądś przyszło mu do głowy, że Tonią
może go rozpoznać i pójść na policję, więc ją zabił.
Oczy ją zapiekły od łez. Prawie nie znała tej kobiety. Jeszcze kilka
dni temu nawet jej specjalnie nie lubiła. A tymczasem Tonia
podjęła ryzyko. Zrobiła to dla niej, żeby pomóc.
I dlatego została zabita.
Zaciągnęła się papierosem, myśląc gorączkowo. Co teraz powinna
zrobić? Zostać? A może uciekać?
Uciekaj. Tak szybko, jak potrafisz. Nawet się nie oglądaj.
Jej uwagę przyciągnęło trzaśniecie drzwiczek. Przez ulicę w jej
kierunku szła Patti O'Shay.
- To świństwo w końcu cię zabije - powiedziała, podchodząc bliżej
i wskazując papierosa.
Yvette wydmuchnęła kłąb dymu.
- Chyba że najpierw dorwie mnie Artysta.
- Nie dorwie - odparła Patti. - Nie pozwolę mu na to. Tak bardzo
chciałaby jej wierzyć. %7łałowała, że nie
ma do kapitan 0'Shay takiego zaufania, jakie czuła jeszcze dzień
wcześniej. Zgasiła papierosa i wskazała dom.
- Nie chciałam tam siedzieć sama.
- Rozumiem. Wzięłaś ze sobą list i medalion? Kiwnęła głową i
sięgnęła do kieszeni. Patti najpierw
wzięła list. Ujęła kartkę ostrożnie za sam brzeg, rozłożyła ją i
przeczytała. Dopiero potem wyciągnęła rękę po naszyjnik. W
środku rzeczywiście było zdjęcie kobiety. Przyglądała się mu ze
ściągniętymi brwiami.
- O co chodzi? - spytała Yvette.
- Widziałaś, żeby kiedyś to nosiła? Zastanawiała się przez chwilę,
marszcząc twarz.
- Nie.
- Nie wydaje ci się dziwne, że kobieta nosi medalion z własnym
zdjęciem?
Yvette spojrzała na nią zaskoczona.
- Ale skoro go zostawił, to chyba znaczy, że to należy do niej?
- Możliwe. Pytam tylko, czy cię to nie dziwi?
- Tak - szepnęła. - Jeśli nie jest Toni, to czyj?
- Nie snujmy na razie domysłów. Muszę obejrzeć twoje
mieszkanie.
Weszły do środka i po schodach na piętro. Kiedy zbliżyły się do
mieszkania, gdzie mieszkał Samson, drzwi otworzyły się
gwałtownie i wypadł z nich Ray, rozczochrany i z obłędem w oku.
Ze środka dobiegało łkanie.
- Słyszałaś coś? - krzyknął.
- Ray, co się sta...
- Widziałaś kogoś? - Chwycił ją za rękę. - Wczoraj w nocy? Kiedy
wracałaś z pracy?
Jego uścisk był bolesny i Yvette wyrwała rękę.
- Nie pracowałam wczoraj. Wcześnie się położyłam.
- Ktoś otruł Samsona! Podał mu hamburgera nafasze-rowanego
odmrażaczem.
Zrobiło jej się zimno. Uniosła rękę do ust. Artysta. Dobry Boże.
Pokręciła przecząco głową.
- Ale jak? Przecież Samson zawsze siedzi w domu albo jest z tobą i
Bobem.
- Nie wiemy. - Podniósł głos. - Nie było nas wczoraj. Wróciliśmy
do domu i znalezliśmy... To było... straszne.
- Jesteś pewien, że po prostu nie dostał się do...
- Odmrażacza? - dokończył z niedowierzaniem. - Weterynarz to
potwierdził. Dzwoniliśmy na policję, ale na razie nikt nie
przyszedł.
- Jestem oficerem policji - wtrąciła Patti. - Może będę mogła
pomóc.
Spojrzał na nią zdziwiony, jakby dopiero teraz ją zauważył.
- Czy drzwi i okna byty zamknięte? - pytała Patti.
- Tak. To znaczy... tak myślę.
- Mogę je obejrzeć, jeśli pan chce.
- Dzięki Bogu! - Złapał ją za rękę i pociągnął do środka, wołając do
swojego partnera: - Bob! Jest tu oficer policji. Pomoże nam!
Bob siedział przygarbiony na ślicznym szezlongu. Na jego twarzy
malowało się cierpienie. Podniósł wzrok na Patti.
- Kto mógł zrobić coś takiego? I czemu? - Wyciągnął w jej stronę
zdjęcie mopsa. - Kto mógł skrzywdzić takie słodkie zwierzę?
Yvette zawsze uważała, że Samson jest najbrzydszym psem na
ziemi. Ale z drugiej strony był bardzo poczciwy. Dużo szczekał,
ale był nieszkodliwy. W przeciwieństwie do szpica panny Almy,
który nie raz napędził jej porządnie strachu.
Ogarnięta współczuciem przełknęła łzy. Ray i Bob uwielbiali
Samsona i traktowali jak własne dziecko.
Podczas gdy Ray z Patti sprawdzali okna, usiadła obok Boba i
objęła go ramieniem.
- Co z nim? Czy on...
- %7łyje? - wykrztusił. - Tak. Ale jest bardzo chory. Doktor Morgan
mówi, że na szczęście w porę go znalezliśmy...
Znów zaczął płakać. Yvette niezdarnie poklepała go po plecach.
Zastanawiała się, jak to jest kochać kogoś lub coś - tak mocno. I jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •