[ Pobierz całość w formacie PDF ]

listy i przestraszyłeś ją wtedy przed teatrem.
- Chyba zwariowałeś! Traktuję tę dziewczynę jak własną córkę.
Przecież to twoja ciotka i ja daliśmy jej pracę.
139
S
R
- Przestań gadać bzdury, wujku. Tym razem przeholowałeś. Wie-
działeś, że Clea nie zgodziła się na zainstalowanie podsłuchu w biu-
rze, więc dziś wieczorem nie zawracałeś sobie głowy przekładaniem
kabli ani dzwonieniem z automatu. Nie wiedziałeś jednak, że prze-
konałem ją, by zainstalować na tej linii identyfikator. I dzisiaj wy-
świetlił on właśnie twoje nazwisko i numer.
- Nic mnie nie obchodzi, co wyświetlił jakiś tam identyfikator.
Mówię ci, że nie dzwoniłem do Clei. Jak mogłeś przypuszczać, że
zrobiłbym coś takiego?
- Mogłem, bo wiem, że jesteś w niej zakochany.
- Ja? W Clei? - zdumiał się James, patrząc na siostrzeńca tak,
jakby miał do czynienia z wariatem. - Pozwól, że coś ci powiem,
synu. Clea jest moją pracownicą, dobrą przyjaciółką i owszem,
masz rację, kocham ją. Ale nie w taki sposób, jak myślisz. W taki
sposób kocham tylko jedną kobietę, a jest nią moja żona.
Jego słowa brzmiały zupełnie szczerze. Ryan bardzo pragnął w nie
uwierzyć. Znów pomyślał o tym, co wuj dla niego znaczył przez całe
życie. W wyobrazni ujrzał jednak pobladłą z lęku twarz Clei i od-
sunął sentymenty na bok.
- Ale twoja żona ostatnio często wyjeżdżała, prawda?
James zacisnął dłonie w pięści.
- Nie wiedziałem, że tak dokładnie obserwowałeś poczynania mo-
je i mojej żony.
- Wystarczająco dokładnie, by zauważyć, że od jakiegoś czasu
czułeś się bardzo nieszczęśliwy i w takich chwilach zawsze zwraca-
łeś się do Clei. Może mi powiesz, w jakich to ważnych sprawach
dzwoniłeś do niej aż trzy razy w ciągu ostatnich dwóch dni?
140
S
R
Na twarzy Jamesa pojawił się rumieniec.
- To nie twoja sprawa.
- Owszem, moja. Nie pozwolę ci skrzywdzić Clei. Na twarzy wu-
ja pojawiło się oburzenie.
- Nie mógłbym zrobić niczego, co mogłoby ją zranić. Powiedzia-
łem ci przecież, że kocham ją jak córkę.
- Czy w ten sam sposób kochałeś alkohol? Wuj skrzywił się bo-
leśnie.
- Ryan, to jest cios poniżej pasa. Ryan w duchu przyznał mu ra-
cję.
- Możesz mi wierzyć albo nie, ale dotrzymałem słowa, które
dałem twojej ciotce. Od dziesięciu lat nie tknąłem alkoholu.
Ryan badawczo wpatrywał się w jego twarz.
- W takim razie skąd się wzięło twoje nazwisko i numer na wy-
świetlaczu? A te wszystkie prywatne konferencje z Cleą?
- Nie wiem, co ujawnił wyświetlacz, ale przysięgam ci, że nie
dzwoniłem do Clei. A co do mojej przyjazni z nią, to owszem,
masz rację. Ostatnio nie czułem się szczęśliwy - mówił wuj, prze-
chadzając się po pokoju. - Obawiałem się, że tracę twoją ciotkę, że
ona już mnie nie kocha. Była tak zajęta swoją nową firmą, że w jej
życiu nie było już miejsca dla mnie. Szukałem u Clei porady. Prosi-
łem, żeby pomogła mi odzyskać żonę.
- Ale co właściwie Clea mogła zrobić?
- Nie miałem pojęcia. Wiedziałem tylko, że są z moją żoną za-
przyjaznione i że Maggie ją szanuje. Chciałem, żeby Clea z nią
porozmawiała.
- I Clea zgodziła się?
- Nie. - James uśmiechnął się smutno. - Powiedziała, że sam mu-
szę to zrobić. Radziła, żebym powiedział Maggie, jak się czuję. Ale
ja się bałem, że twoja ciotka może pomyśleć, że przeżywam znowu
141
S
R
to samo co przedtem, kiedy byłem o nią zazdrosny do obłędu.
Obawiałem się, że tym razem mogę ją stracić na dobre. Bardzo ją
kocham. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby ode mnie odeszła.
Ryan dobrze rozumiał uczucia wuja. On czułby się tak samo, gdy-
by miał stracić Cleę.
- Ale teraz już wiem, że jej nie stracę - powiedział z uśmiechem. -
Gdy nie udało mi się dodzwonić do Clei, poleciałem do Nowego
Jorku, do Maggie. Poprosiłem w recepcji, żeby nie łączyli żadnych
telefonów do jej pokoju i wyrzuciłem stamtąd wszystkich specjali-
stów od marketingu, a potem opowiedziałem jej o swoich uczu-
ciach. Powiedziałem, że ją kocham, nie chcę bez niej żyć i nie wyj-
dę stamtąd, dopóki jej nie odzyskam.
- Przypuszczam, że to podziałało - uśmiechnął się Ryan.
- Zgadłeś. Dziś wieczorem idziemy na kolację i na tańce. A potem
wrócimy tutaj, żeby wypróbować nową wannę, której jeszcze nie
używaliśmy. Dałem gosposi wolne do końca tygodnia, a w biurze za-
powiedziałem, że pokażemy się dopiero po niedzieli.
- Gratuluję - rzekł Ryan z ulgą i wyciągnął rękę. - Przepraszam cię
za to oskarżenie. Nie chciałem wierzyć, że to możesz być ty, ale nie
mogłem pozwolić, by cokolwiek przydarzyło się Clei. Nic na świe-
cie nie jest dla mnie ważniejsze od niej.
- Wiem, synu. Wiem. Jestem tylko ciekawy, dlaczego moje na-
zwisko i numer pojawiły się na tym wyświetlaczu.
- Ja też - mruknął Ryan. Znów ogarnął go niepokój. Skoro wuj
James był niewinny, to prawdziwy przestępca nadal przebywał na
wolności. A tymczasem Clea była sama i miała do obrony tylko
Larry'ego. - Muszę rano zadzwonić do jakiegoś eksperta od elek-
troniki i zapytać, w jaki sposób ten facet pozmieniał numery.
142
S
R
James odprowadził Ryana do drzwi.
- Nie musisz czekać do rana. Zapytaj Larry'ego Grangera. On na
pewno będzie umiał ci to wyjaśnić.
- Granger? Przecież on jest fachowcem od komputerów, a ja mó-
wię o urządzeniach elektronicznych. To coś więcej niż tylko chipy i
dyski.
- Zapytaj Grangera. On jest z wykształcenia elektronikiem. Zanim
zajął się komputerami, pracował dla NASA. Projektował jakieś urzą-
dzenia elektroniczne do programów kosmicznych. Rzucił tę pracę, bo
nie odpowiadały mu ciągłe kontakty z ludzmi.
Ryan poczuł, że serce zamiera mu w piersi.
- Jesteś tego pewien? On ma wykształcenie elektroniczne?
- Oczywiście, że jestem tego pewien. I jest w tym dobry. Na przy-
kład w zeszłym tygodniu miałem problem z telefonem i telewizorem
w moim gabinecie. Prosiłem Gayle, żeby poszukała jakiegoś fa-
chowca, ale przez tydzień nie mogła nikogo znalezć, więc przysłała
Larry'ego. Wpadł tu wieczorem i naprawił wszystko w pięć minut.
Telewizor i telefon działają teraz, aż miło. I nawet nie wziął ode [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •