[ Pobierz całość w formacie PDF ]
więc Cherish, ani na chwilę nie rozstając się z notesem, bez przerwy zapisywała
swoje spostrze\enia. Rejestrowała nie tylko szczegóły obrzędów, śpiewy i tańce,
lecz tak\e wygląd poszczególnych strojów, amuletów, a nawet podawanych
potraw.
Ziggy ego nu\yło obserwowanie zajętej Cherish. Był smutny i rozgoryczony,
bo tej nocy nie zajrzała do niego ani na chwilę. Zbyt długo przebywał chyba nad
morzem, bo bardziej ni\ zwykle męczyły go potem koszmary senne. Brakowało mu
dotyku ręki Cherish na rozpalonym czole i jej łagodnych, uspokajających słów.
Prawdę mówiąc, tęsknił do jej uścisku. Najchętniej zresztą wziąłby w ramiona tę
kobietę i kochał się z nią.
Pij, Ziggy. Do dna. Peter Sacqui pilnował, \eby gość wychylił do końca
czarkę z napojem alkoholowym, którym raczyli się obficie wszyscy zebrani
tubylcy.
Okropny tu hałas narzekał Ziggy.
Dlatego, \eby duchy mogły nas usłyszeć wyjaśnił Peter.
Uwa\asz, \e opętały mnie diabelskie moce i trzeba je wypędzać, odprawiając
egzorcyzmy?
Nie wiem. Mo\e tylko nale\y ubłagać dobre duchy, \eby przywróciły ci
pamięć. Opuściła ciało, bo czegoś szuka.
Szuka? Czego?
Przeszłości. Wroga. Przyjaciela. Peter wzruszył ramionami. A mo\e
kobiety dla ciebie.
Kobiety? Pewnie jakaś ju\ w moim \yciu istnieje ponurym głosem
powiedział Ziggy.
Mo\e przyznał Peter. W ka\dym razie brak pamięci teraz ratuje ci \ycie.
Nie rozumiem. Co masz na myśli?
Ten, kto ugodził w ciebie no\em, nie wie, \e \yjesz i jesteś na Voodoo Caye.
Tu jesteś bezpieczny. Jeśli nawet jakiś obcy pojawi się na wyspie, od razu
będziemy o tym wiedzieli i cię obronimy. Ale gdybyś odzyskał pamięć i wrócił
tam, skąd przybyłeś, nadal być mo\e groziłoby ci wielkie niebezpieczeństwo.
Mo\e masz rację. O tym nie pomyślałem przyznał Ziggy. Wcześniej czy
pózniej będę jednak musiał opuścić Voodoo Caye. A jeśli się nie dowiem, kto
czyha na moje \ycie, łatwo wpadnę w jego ręce.
Więc czemu chcesz stąd wyjechać? zapytał Peter. Jest tu przecie\
wszystko, czego potrzebujesz. Masz przyjaciół. Mo\esz pracować. Na przykład
zbudujesz mały hotel dla turystów, o którym nam mówiłeś. Masz tak\e dobrą
kobietę.
Dobrą? prychnął Ziggy. Wczoraj zachowywała się jak rozzłoszczona
tygrysica. Miała ochotę rozerwać mnie na strzępy.
W taki sposób okazywała ci uczucie. Kobiety wściekają się tylko na tych
mę\czyzn, na których im zale\y. Przecie\ chyba o tym wiesz.
W wypadku Doc wcale nie jestem tego pewny. Ziggy zastanawiał się, czy
Cherish rozzłościłaby się tak bardzo na ka\dego, kto próbowałby ingerować w
\ycie Garifuna.
A mo\e wyczerpała się jej cierpliwość? Peter snuł dalsze przypuszczenia.
Ma dość chodzenia samej do łó\ka, kiedy ty do pózna w nocy grasz ze mną w karty
lub pomagasz babce Martinez przy suszeniu ziół.
Ziggy potrząsnął głową.
Wątpię odparł. Wczoraj by mnie ugryzła, gdybym jej dotknął.
Czy to byłoby a\ takie złe? roześmiał się Peter.
Dalszą rozmowę przerwała babka Martinez, która przewodziła całej ceremonii.
Podeszła do Ziggy ego i poleciła mu iść z sobą. Wokół zrobiło się ciemno.
Widocznie zbli\a się punkt kulminacyjny ceremonii, pomyślał. A on jest przecie\
głównym bohaterem całej uroczystości, wiec nie mógł pozostawać dłu\ej na
uboczu.
Stara kobieta podała mu czarkę napoju i nakazała wypić go do dna.
Rozpalono ognisko. Zapłonęły liczne pochodnie. Powolne tańce, które trwały
od początku uroczystości, stały się coraz szybsze. Podobnie jak głośne bicie w
bębny.
Zpiewając, babka Martinez wzięła Ziggy ego za rękę i wprowadziła do środka
kręgu tańczących tubylców. Po wypiciu napoju czuł się dziwnie. Wszystko wokół
zaczynało wirować mu przed oczyma. Stara kobieta wygłosiła do niego przemowę.
W miarę słuchania stawał się coraz mniej przytomny. Rozumiał tylko pojedyncze
słowa. Dotarło jednak do niego, \e zaraz dobre duchy pomogą mu pozbyć sie
demonów. Babka Martinez zapytała Ziggy ego, czy jest gotów przystąpić do
obrzędów. Półprzytomnie skinął głową.
Usiadł w środku ruchomego kręgu tańczących i śpiewających ludzi,
poprzebieranych w rytualne stroje. Cią\yły mu powieki. Miał ochotę zapytać babkę
Martinez, co tu się właściwie dzieje, ale nie potrafił wymówić ani słowa.
Chyba dostałem jakiś środek halucynogenny, pomyślał. Dobrze, \e nigdy nie
brałem narkotyków. To \adna przyjemność. Prawdziwą frajdą jest natomiast wiele
innych rzeczy. Galopowanie na dobrym koniu. Szybka jazda sportowym wozem.
Romansowanie z piękną kobietą i pójście z nią do łó\ka. Podkpiwanie z nadętych
urzędników kierujących rodzinnymi interesami i udawanie przed nimi kompletnego
idioty, a potem zaskakiwanie ich du\ą wiedzą i umiejętnościami. Frajdą było
dra\nienie się z Catherine. A tak\e pełne przygód podró\e po egzotycznych krajach
w towarzystwie ekscentrycznego dziadka. Du\ą przyjemność stanowiło
przebywanie z... Cherish. I wszystko, co się z nią wiązało.
Gdzie teraz się znajdowała? Dlaczego zostawiła go samego i dopuściła, \eby
napojony czymś okropnym siedział w środku kręgu zawodzących i podrygujących
w rytm muzyki dziwacznych postaci? Przecie\ do tej pory ta kobieta zawsze się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]