[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wszystkie małe pająki są takie same - odgryzła się Cas-
sandra - ale ludzie są ró\ni i niekoniecznie du\y mę\czyzna jest
automatycznie dobry, a mała kobieta jest zła.
Bevan roześmiał się cierpko, ale Mark spojrzał na nią z za-
skoczeniem:
- Czy na pewno dobrze się czujesz, mamo?
- Nie, nie czuję się dobrze. Ale spytaj mnie o to za trzy
miesiące, to mo\e dam ci zupełnie inną odpowiedz - oświadczy-
ła, wprawiając go w jeszcze głębsze zdumienie.
Gdy Bevan dotarł do domu Cassandry, odwrócił się i spojrzał
na nich.
- Wędrowiec wrócił do domu. A ty nie wierzyłaś, \e tak
będzie, prawda? Przez cały czas się tego bałaś?
- Nie. Dopiero ostatniej nocy pomyślałam, \e mógłbyś... dojść
do wniosku, \e ju\ wystarczająco długo miałam go tylko dla siebie.
- Doszedłem do takiego wniosku, ale to jest niezupełnie tak,
jak myślałaś.
- Mo\esz mówić jaśniej?
- Wyjaśnię ci to innym razem, kiedy odpocznę po tej podró-
\y, a ty pozbędziesz się niesłusznych podejrzeń... I kiedy bę-
dziemy sami.
- Dobrze, jak sobie \yczysz. Nie zjadłbyś z nami kolacji?
- Oo! Zostałem zaproszony do warowni pani Bryant! Czym
zasłu\yłem sobie na ten zaszczyt?
- Niczym. Zapraszam cię, poniewa\ nie masz w domu nic
do jedzenia.
- W takim razie przyjmuję zaproszenie.
Mark pobiegł do swego pokoju, \eby przywitać się ze swoi-
mi zabawkami. Zostawszy sam na sam z Bevanem, Cassandra
spytała:
- Więc odwiedziny u rodziców przebiegły bez niespodzianek?
- Oczywiście. Twój syn bardzo im się spodobał.
- Czy jego przyjazd spowodował nawrót \alu z powodu
śmierci Darrena?
- To było nieuniknione. Ale z drugiej strony ucieszyli się, \e
\ycie mojego brata nie zostało całkiem zmarnowane.
- To dobrze. Poza tym miło mi, \e przynajmniej oni nie czują
do mnie a\ takiej urazy.
- A\ takiej jak ja?
- Jeśli chcesz tak to rozumieć...
- A jak jeszcze mo\na to rozumieć? - spytał posępnie. - Tyl-
ko \e oni nie mieszkali tu przez tyle tygodni, nie spotykali cię
co krok w szpitalu, w miasteczku, w szkole, więc nie zdają sobie
sprawy, jaki szok wywołała we mnie ta wiadomość. Ponadto ja
powiedziałem im o Marku znacznie delikatniej. Nie usłyszeli
tego w przypadkowej rozmowie.
Pomyślała, \e ich zawieszenie broni ma bardzo kruche pod-
stawy. Lada minuta zostanie zerwane, a ona tego nie chce, przy-
najmniej nie dzisiaj.
Bevan, jakby czytając w jej myślach, dodał łagodniej:
- Ale ju\ ci to kiedyś powiedziałem. Nie mówiłem tylko, \e
zwykle nie reaguję tak ostro, ale w tej sytuacji chyba mo\na mi
to wybaczyć.
- Dobrze - zgodziła się. - A mo\e dzisiaj i mnie będzie mo\-
na przebaczyć?
Podszedł do niej i dotknął jej włosów.
- Chcesz, \ebyśmy zapomnieli o tym, co nas dzieli? Czemu
nie? W końcu nie widzieliśmy się przez trzy tygodnie i chyba
powinniśmy jakoś uczcić ponowne spotkanie.
Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich po\ądanie. Serce
zabiło jej jak oszalałe. Przytuliła się do Bevana, a on ją objął
i poszukał wargami jej ust. W tym momencie na schodach roz-
legły się kroki Marka.
Z westchnieniem odstąpili od siebie i zasiedli do stołu. Cas-
sandra, po emocjach dnia, ledwo przełknęła kilka kęsów, za to
Mark i Bevan jedli z apetytem. Patrząc na nich, pomyślała, jak
wspaniale byłoby ich obu mieć w domu na stałe.
- Jak John sobie radził podczas mojej nieobecności? - spytał
Bevan.
- Bardzo dobrze, chocia\ chętnie znowu przeka\e ci prakty-
kę. Przyszedł do mnie kiedyś na kolację, a ja kilka razy odwie-
dziłam go w przychodni.
- A jak wypadł sądny dzień w szpitalu?
- Masz na myśli inspekcję? Chyba dobrze, ale wyniki pozna-
my dopiero za kilka tygodni.
- A spotkanie w pubie?
- Było dość miło, i spotkała mnie tam du\a niespodzianka.
- Ze strony twojego niezastąpionego doktora Drew?
- Nie. Ze strony twojej przyjaciółki, głosicielki dobrych no-
win, Lucindy Beckman - odcięła się.
- Beckman? Czym jeszcze mogła cię zaskoczyć? Czy nie
wystarczył ci ten jeden raz?
- Przeprosiła mnie za to. I chyba przepraszała szczerze.
- No, no! Ale, prawdę mówiąc, powinienem jej być za to
wdzięczny.
Powiedziawszy to, spojrzał najpierw na Cassandrę, a potem
na Marka. Co miał na myśli?
Wspomnienie Lucindy zepsuło trochę nastrój i wkrótce Be-
van po\egnał się, wyjaśniając, \e musi zadzwonić do matki.
Odprowadzili go do samochodu. Gdy odjechał, Cassandra
powiedziała do Marka: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •