[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gdyby ludzie wiedzieli - powiedziała w pewnej chwili
Julia - jak piękna jest Wenecja zimą, nikt nie przyjeżdżał
by tu latem.
Zima w Wenecji 111
- Stajesz się wenecjanką - zażartował.
Spojrzała z zachwytem w niebo, które miało dziś jaskra-
woniebieski kolor.
- Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje - mówiła pospiesz
nie. - Po tych wszystkich latach znów ją zobaczyłam. Dziś
spędzę z nią cały dzień! A przede wszystkim ona mnie lubi.
Nie jak matkÄ™, wiem o tym. Po prostu mnie lubi.
- Uspokój się - powiedział, biorąc ją za ramiona. - Spró
buj stąpać po ziemi.
- Nie chcę stąpać po ziemi. Ziemia jest twarda. - Za
śmiała się. - Uwierz mi. Spałam na niej.
- Julio, jesteÅ› szalona. - Delikatnie niÄ… potrzÄ…snÄ…Å‚.
- Tak, jestem szalona ze szczęścia - rzekła radośnie.
Zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, Vincenzo po pro
stu zamknął jej usta pocałunkiem.
- Zamkniesz się wreszcie? - błagał pomiędzy pocałun
kami.
- Może...
Całował ją znów i znów, miał ważenie, że trzyma w ramio
nach młodą i wspaniałą kobietę. Pragnął, by zawsze taka była.
Ujął jej twarz w dłonie i zajrzał głęboko w oczy.
- Julio - szepnął, starając się przykuć jej uwagę. - Sophie...
- Jeśli chcesz. To bez znaczenia. Mam zamiar cieszyć się
dzisiejszym dniem. O resztę będę martwić się pózniej.
Taka musiała być kiedyś - młoda, pełna nadziei.
Uśmiechnął się i powiedział coś, co musiało ją ucieszyć.
- Słyszałaś, jak Rosa powiedziała, że będziesz jej goś
ciem? To ona cię zaprosiła. Chciała sama się tobą zajmo
wać. Chciała nawet sama gotować, ale jej nie pozwoliłem.
- Powinieneś jej pozwolić. Na pewno by wspaniale sma
kowało
Lucy Gordon
112
- Próbowałem już dzieł Rosy - odparł z kwaśną miną.
- Obawiam się, że by nas otruła.
- Czyż ona nie jest cudowną osóbką, Vincenzo? Zauwa
żyłeś, jak wspaniale zachowała się w pałacu, gdy spadłam
z drabiny?
- Ja wystraszyłem się śmiertelnie.
- Ale ona nie. Była opanowana. Pobiegła sprawdzić, co
się stało, mimo że kazałeś jej wracać...
- Naprawdę zachowała się bardzo dzielnie.
- Ten hałas mógł mieć różne przyczyny. Należy do tych
ludzi, którzy stawiają życiu czoła. Już jestem z niej dum
na! A ty?
- Ja też.
- Ona jest cudowna! - śpiewała Julia radośnie w niebo.
- Powinniśmy się pospieszyć - powiedział Vincenzo,
choć wcale nie chciał sprowadzać jej na ziemię. Na widok
jej radości coś chwytało go za serce. - Gemma chce wyjść
do swojej rodziny, gdy tylko nadejdziemy.
Złapała go za rękę i przyspieszyli kroku. Wkrótce dotar
li do Fundamenta Soranzo.
- Spójrz, Rosa czeka na nas! - zawołała Julia, machając
do dziewczynki wyglÄ…dajÄ…cej przez okno.
Vincenzo otworzył drzwi prowadzące do dużego holu,
skąd biegły schody na górę.
- Wujku Vincenzo! - rozległ się dziecięcy głos i chwilę
pózniej Rosa zbiegła ze schodów, aby rzucić mu się w ramio
na. Potem spojrzała na Julię. Od razu wyprostowała się i stała
się małą gospodynią - uprzejmą i dobrze wychowaną.
- Buongiorno, signora Baxter. Ogromnie się cieszę, że wi
dzę panią w naszym domu. Mam nadzieję, że spędzi pani
z nami miły dzień.
113
- Dziękuje, na pewno. - Julia była oczarowana. - Ale
proszę, mów mi Julio, dobrze?
- Signora Julia - powtórzyła dziewczynka.
- Nie, po prostu Julio.
Rosa spojrzała szybko na Vincenza, a on wzruszył ra
mionami i powiedział:
- Decyzja należy do naszego gościa.
- Mojego gościa - upierała się Rosa. - To ja cię zapro
siłam.
- To było miłe z twojej strony - powiedziała z uśmie
chem Julia.
- Chodz ze mną! - Rosa złapała ją i za rękę i pociągnę
Å‚a na schody.
Apartament był duży i atrakcyjny. W salonie znajdowały
się antyki, które zapewne pochodziły z pałacu.
Rosa wzięła płaszcz Julii i zaprowadziła ją na sofę. Na
chwilę pojawiła się Gemma, żeby się pożegnać.
Na środku pokoju na niskim stoliku stały talerze z cia
steczkami, eleganckie kieliszki oraz butelka prosecco. Rosa
zaczęła nalewać wino dla Julii i Vincenza, a dla siebie sok
pomarańczowy.
- Poczęstuj się ciastem - zachęciła Julię. - Lunch będzie
za godzinÄ™.
- Zajmę się kuchnią - wtrącił Vincenzo. - Może poka
żesz Julii swoje prezenty?
Rosa w podskokach zaciągnęła Julię do sąsiedniego po
koju, gdzie stała udekorowana choinka.
- Powinnam z otwarciem prezentów poczekać na ciebie
powiedziała Rosa zawstydzona.
- Nic nie szkodzi. Gdy byłam w twoim wieku, też nie
mogłam się doczekać prezentów i w Boże Narodzenie za-
114 Lucy Gordon
glądałam pod choinkę już o szóstej rano. W Anglii dzieci
wieszają skarpety w Boże Narodzenie.
Rosa szeroko otworzyła oczy.
- Nie macie Befany?
- Kto to taki?
- To dobra czarownica. Trzej królowie zaprosili ją, by ra
zem z nimi złożyła hołd Dzieciątku Jezus, ale ona była za
jęta i się z nimi nie wybrała. Potem zmieniła zdanie, ale
pomyliła gwiazdy i zgubiła drogę. A teraz fruwa na miotle
i zostawia prezenty w każdym domu, gdzie są dzieci, po
nieważ nie wie, który jest właściwy.
- Wiem już więc, kim była ta stara kobieta, która zakrę
ciła się na miotle nad moją głową i wrzuciła coś do mojej
torby. Powiedziała, że nie dostarczyła tu jeszcze wszystkie
go, a nie ma czasu wracać.
Julia wyjęła prezenty i podała je Rosie. Spędziła dużo
czasu w księgarni, wybierając książki o sztuce dla bardzo
inteligentnej ośmiolatki".
Widok twarzy Rosy świadczył, że dobrze wybrała.
- Pamiętałaś?
- Pamiętałam, o czym rozmawiałyśmy tamtego dnia
- przyznała Julia. - Ale również pamiętam siebie, gdy
byłam w twoim wieku. Takie właśnie książki uwielbia
łam czytać.
Umilkła, obserwując Rosę, która jedną z książek oglą
dała ze szczególną uwagą. Były w niej obrazki z podpisami
po włosku i angielsku.
Rosa przesunęła palcem po lśniącej kartce, zatrzymując
się trochę dłużej na angielskim podpisie. Zmarszczyła lek
ko brwi, a potem skinęła głową.
Julia sięgnęła znów do torby.
Zima w Wenecji
115
- A to przyniosłam dla Carla. Chciałabym, żebyś zoba
czyła, czy się nadaje...
Była to układanka z magnesami, przedstawiająca kolo
rowe zwierzęta w dżungli.
Rosa krzyknęła z zachwytu.
- Carlo będzie uszczęśliwiony!
- Pamiętałam, że był taki smutny tamtego dnia...
- Widziałaś go w San Michale, prawda... Wuj Vincenzo
miał rację, nie powinnam go tam zabierać. Myślał, że zo
baczy mamę i tatę, a gdy ich tam nie było, rozpłakał się. Bo
widzisz... - zawahała się.
- Zaufaj mi - powiedziała Julia. - Możesz mi o wszyst
[ Pobierz całość w formacie PDF ]