[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tyrannejczycy. Rządca Widemos był tutaj wczoraj i zabili go. Jego
głos nabrał mocy. A teraz przysłali kogoś, żeby i mnie zamordował.
Artemizja zacisnęła palce na jego ramieniu z taką siłą, że ból przywrócił
go do rzeczywistości.
Ojcze! Uspokój się! Nic nie mów! Posłuchaj mnie. Nikt cię nie zabije.
Słyszysz mnie? Nikt cię nie zabije. Rządca Widemos był tutaj sześć miesięcy
temu. Pamiętasz? Minęło już sześć miesięcy! Pomyśl!
Tak dawno? westchnął suweren. Tak, tak, to musiało być dawno.
Teraz zostań tutaj i odpocznij. Jesteś przemęczony. Sama spotkam się z
tym człowiekiem i jeśli okaże się, że to ci niczym nie grozi, przyprowadzę go
tutaj.
Zrobisz to, Arto? Naprawdę? Nie skrzywdzi kobiety. Z pewnością nie
będzie chciał skrzywdzić kobiety.
Pochyliła się nagle i ucałowała go w policzek.
Bądz ostrożna mruknął i zmęczony zamknął oczy.
6. CI%7łKA NA NIEJ KORONA
W jednym z oddalonych budynków wchodzących w skład zespołu
pałacowego Biron Farrill czekał w nerwowym napięciu. Po raz pierwszy w
życiu doświadczał przygnębiającego uczucia, że jest prowincjuszem.
Dwór Widemos, w którym dorastał, wydawał mu się wspaniały, ale
teraz widział, jak prostacki był jego dom rodzinny. Te łuki, dziwaczne detale
misternej roboty, delikatne wieżyczki, przesadnie zdobione fałszywe okna &
Skrzywił się na to wspomnienie.
A tutaj& Tutaj było inaczej.
Zespół pałacowy Rhodii nie został zbudowany na pokaz przez książątka
rolniczych planet, nie był też wyskokiem ginącego, umierającego świata.
Stanowił kamienny pomnik dynastii Hinriadów.
Budynki były majestatyczne i spokojne. Proste, strzeliste linie ścian
wydłużały się ku centrum każdej budowli. W ich kształtach, którym obca
była wszelka zniewieściałość, zaznaczała się pewna surowość. A jednak
ostateczny efekt dziwnie poruszał serce obserwatora, choć pozornie
architektura budynków miała pełnić czysto użyteczną, nie estetyczną funkcję.
Z pałacu emanowały pewność, wyniosłość i duma.
Każdy budynek tworzył wraz z innymi harmonijną całość, a wielki pałac
właściwy stanowił ukoronowanie całego zespołu, pozbawionego nawet tych
nielicznych ozdób, które dopuszczał surowy styl architektury Rhodii. Przy
budowie zrezygnowano nawet z tak zwanych fałszywych okien, tak
cenionych wśród architektów, choć w sztucznie oświetlanych gmachach
zupełnie bezużytecznych. Brak tego znajomego elementu wywoływał
Strona 35
Isaac Asimov - Gwiazdy jak pył
wrażenie dziwnego dostojeństwa.
Królowały proste linie i płaskie powierzchnie, prowadzące wzrok prosto
ku niebu.
Gdy Biron wchodził do komnaty, towarzyszący mu Tyrannejczyk, major,
zatrzymał się przy nim na chwilę.
Teraz zostanie pan przyjęty powiedział.
Biron skinął głową, a po chwili wysoki mężczyzna w
czerwono brązowym mundurze stuknął przed nim obcasami. Birona
uderzyła myśl, że ten, kto ma prawdziwą władzę, nie potrzebuje żadnych
demonstracji i zadowala się stalowoniebieskimi mundurami. Wspomniał
wystawne ceremonie na dworze rządcy i zagryzł usta na myśl o tym, jak
bardzo były puste.
Biron Malaine? spytał strażnik. Biron ruszył za nim.
Nad metalową szyną, utrzymywany polami magnetycznymi, unosił się
lekko błyszczący pojazd. Biron nigdy jeszcze nie widział czegoś takiego.
Zanim wszedł, przystanął na chwilę.
Mała kabina, w której mieściło się pięć do sześciu osób, kołysała się na
wietrze jak wdzięczna szklana kropla, odbijając promienie wspaniałego
słońca Rhodii. Pojedyncza smukła szyna, niewiele szersza niż kabel, biegła u
spodu pojazdu nie dotykając go. Biron pochylił się i dostrzegł prześwitujące
niebo między dnem wagonika a szyną. Gdy tak patrzył, silniejszy podmuch
wiatru uniósł kabinę o jakieś dwa centymetry, jakby niecierpliwie
oczekiwała na rozpoczęcie podróży, szarpiąc się z niewidzialnymi siłami,
które utrzymywały ją w miejscu. Po chwili osiadła bliżej szyny, jeszcze bliżej,
ale jej nie dotknęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]