[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddychają z ulgą, mogą wrócić na służbę. Jeszcze tylko pan Lipko ma dla nich jedno
przesłanie. Rzecz się dzieje dzień po finale piłkarskich mistrzostw Europy. Francuzi pokonali
Włochów dwa do jednego. Co więc powie redaktor?
- E, carabinieri! Ale wczoraj Francuzi wam...
I tu wykonał gest kojarzący się z prokreacją. Karabinierzy jak na komendę zawrócili.
Tym razem nie było mowy o negocjacjach. Błyskawicznie złapali naszego zucha i zaciągnęli
na komendę. Lizut może sobie protestować, ale taka zniewaga wymaga... no, na szczęście nie
krwi. WystarczyÅ‚a interwencja attaché prasowego polskiej ambasady.
OPATRZNOZ CZUWA
Pozostańmy we Włoszech. Szczyt grupy G8 z 2001 roku mieszkańcy Genui pamiętają
do dziś. Jeszcze nigdy ich miasto nie zmieniło się w taką twierdzę i jeszcze nigdy na ulicach
nie dochodziło do takich zamieszek. Nie żeby się na taki scenariusz nie zanosiło. Zanosiło się,
a i owszem. Niczym na deszcz w listopadzie. Służby zmieniły miasto w zmilitaryzowany
obóz. Cały kwartał dzielnicy portowej wycięto z życia, odgrodzono podwójnym płotem
wysokim na osiem metrów i szczelnie obstawiono policjantami ściągniętymi z całych Włoch.
Z całych Włoch - ba, z całej Europy - do miasta ściągnęli też antyglobaliści wówczas
zajmujący się krytyką polityczną w wersji ulicznej w imię hasła co na ulicy, to wróg . W
takiej przedburzowej atmosferze do miasta przyjeżdża Jacek Pałasiński. Jego szefowie
z Radia Zet też wiedzą, że będzie jatka, czyli popłyną ekskluzywne własne newsy z linii
frontu. Są tylko dwa wyzwania natury logistycznej. Pierwsze to: gdzie zamieszkać?
Eleganckie hotele wokół portu są już pozajmowane przez liczne delegacje, pozostają więc te
nieco mniej eleganckie. Właściwie to wcale nie eleganckie. Właściciele wszystkich spelun
w okolicy wyczuli interes i wabiÄ… dziennikarzy, zamieniajÄ…c swoje podejrzane interesy
w hoteliki. Do jednego z takich przybytków trafia nasz wysłannik.
Portier żarliwie się modli, wychwalając Przenajświętszą Panienkę, i kłania w pas
panom żurnalistom. Tylko dlaczego w wystroju wnętrza dominuje czerwień? Bo to burdel,
kochani. Portowy zamtuz chwilowo przerobiony na hotel dla dziennikarzy obsługujących
szczyt. Kłopot z mieszkaniem mamy więc załatwiony, pozostaje problem numer dwa: co
zrobić z samochodem? I to nie byle jakim, bo świeżutko odebranym z salonu fiatem punto.
Pachnące nowością autko idealnie się sprawdzi na polu oczekiwanej bitwy, prawda? Mamy
więc problem. Do zamkniętej strefy portowej samochodem bez specjalnej przepustki wjechać
się nie da. Pozostawienie go za ośmiometrowym płotem byłoby raczej mało roztropne - tam
wszakże ma się rozegrać bitwa bazy z nadbudową. Pałasiński robi krótkie rozeznanie wśród
miejscowych. WskazujÄ… spokojnÄ… alejÄ™ przy wyjezdzie z centrum. Faktycznie, okolica budzi
zaufanie. Zresztą miejscowi też najwyrazniej wybrali ją na tymczasowy parking - wokół
mnóstwo aut, na szczęście udaje się znalezć miejsce i fiacik już jest bezpieczny.
Następnego dnia zaczyna się szczyt, a wraz z nim - piekło. Miasto płonie,
w zamieszkach ginie młody człowiek, centrum wokół portu wygląda, jakby z wody wyszła
właśnie bardzo wkurzona Godzilla. Rozruchy trwają trzy dni, roboty dziennikarskiej jest huk.
W końcu opada bitewny kurz. Przywódcy najbogatszych państw wyjeżdżają, ich zbuntowani
obywatele również. Można odetchnąć i pojechać po auto. Jacek Pałasiński jedzie na miejsce.
To tu? Nie, niemożliwe. Godzilla najwyrazniej doceniła urok cichej okolicy, bo piękna aleja
wygląda nieco inaczej niż trzy dni temu. Szyby w oknach powybijane, latarnie połamane,
śmietniki porozrzucane. Przy krawężniku stoi równy rządek spalonych aut. Okazało się, że
podczas tłumienia zamieszek policja właśnie tu spychała demonstrantów i parking fiacika
znalazł się na środku linii frontu. Ale co to? W rzędzie osmalonych wraków jeden samochód
błyszczy się w słońcu. Fiat punto! Schował się pod wielkim kontenerem na śmieci, który
pewnie robił za fragment barykady. Ma ledwie kilka rysek. Jak to możliwe? Jest tylko jedno
rozwiązanie. Burdelpapa z portowego domu uciech wymodlił łaskę Opatrzności.
FAKTY ODJAZDOWE
Gdy w delegację zagraniczną jedzie jeden dziennikarz - mały kłopot. Gdy jednak
wybiera się pół redakcji, los tylko czeka, aby spłatać jakiegoś figla. Wśród wielu nowości,
jakie do polskich mediów wprowadziły Fakty TVN, są także wydania wyjazdowe. Dziś
każdy już to robi, gdy tylko nadarza się większa okazja: wybory prezydenckie w Stanach,
konklawe czy rocznica Smoleńska. Rozmach jest spory, wydanie poprzedzone solidną
dokumentacją lokalną - tu postawimy kamerę, tam będzie piękny kadr, a tu jest kibelek, jakby
co. Na miejsce jedzie cała ekipa: prowadzący, reporterzy, wydawcy, producenci.
Amerykańskie sieci telewizyjne pracują tak od lat, nasi wysłannicy przeprowadzali
rozpoznanie bojem. Nieraz dosłownie.
Jednym z pierwszych przedsięwzięć z takim rozmachem były Fakty z Iraku w 2003
roku, gdy po zakończonej wojnie Polacy obejmowali swoją strefę okupacyjną. Wróć.
Stabilizacyjną. Jak zwał, tak zwał. Nasi żołnierze lądują w bazie Babilon, nasi dziennikarze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]