[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którą złożył, ród D'Amato doczeka się kolejnego potomka.
Kiedy trumnę ojca złożono do grobu, rzucił na nią garść ziemi, jak nakazywał oby-
czaj. Cykl powinien zostać przerwany. Nie mógł pozwolić, żeby powtórzyła się smutna
historia jego rodziców. Zupełnie nie wiedział, co robić.
Gdy tylko pogrzeb dobiegł końca i żałobnicy ruszyli do samochodów, żeby poje-
chać na stypę, Lucas powierzył opiekę nad Mią zapłakanej Danieli i jej przejętemu mę-
żowi. Oświadczył, że potrzebuje chwili czasu dla siebie i wszyscy odnieśli się do tego ze
zrozumieniem, a zwłaszcza Emma, która uśmiechnęła się krzepiąco i powiedziała, żeby
się o nią zupełnie nie martwił - mogła wrócić do domu z resztą rodziny.
Kochana Emma. Zgodna, wspierająca i bezproblemowa, jak zawsze, pomyślał z
gorącą wdzięcznością, ruszając wolnym krokiem przez cmentarz. Chciał postąpić wobec
niej właściwie. Tylko że w jego przypadku nie było to proste. Najlepsze chęci mogły nie
wystarczyć.
- Lucas! - Leo Calista podszedł do niego i serdecznie uścisnął mu dłoń. - Podwiezć
cię do domu? Wszyscy już pojechali.
- Nie, dziękuję. Chcę się przejść. Chyba pójdę do domu pieszo.
R
L
T
- Chętnie przejdę się z tobą - powiedział doktor ochoczo. - Poproszę któregoś z
ministrantów, żeby odprowadził mój samochód. Zrobię chłopakowi radość dnia.
Po chwili ruszyli w milczeniu krętą, wiejską drogą - dwóch wysokich mężczyzn w
czarnych garniturach, idących w porywach wilgotnego, jesiennego wiatru, pośród nagich
winnic. Kiedy dotarli do sąsiedniej wsi, z przyjemnością usiedli w zacisznej knajpce. Lu-
cas zamówił espresso i po kieliszku grappy dla siebie i Leo. Doktor był mądrym czło-
wiekiem i dobrze znał rodzinę D'Amato. Jeśli Lucas miał spytać kogoś o radę, to tylko
jego. Ale zupełnie nie wiedział, jak zacząć rozmowę.
- Emma jest uroczą młodą damą - zagaił doktor z uśmiechem.
- O, tak - zgodził się Lucas.
- Miło jest widzieć, że wspieracie się w trudnych chwilach. To dobra wróżba na
przyszłość.
- Leo, mogę z tobą porozmawiać jak z lekarzem?
- Oczywiście.
- Podejrzewam, że Emma jest w ciąży - wyrzucił z siebie Lucas.
Doktor milczał; nie spieszył z gratulacjami, nie wygłaszał powierzchownych, oko-
licznościowych komentarzy. Spokojnie czekał, aż Lucas powie to, co miał powiedzieć.
- Mam wątpliwości. - Lucas wypił solidny łyk grappy. - Nie co do niej, wiem, że
dziecko jest moje. Ale jest wiele rzeczy, których nie wiem... o sobie.
- Pytaj, o co chcesz. - Leo pochylił się nad stołem i z powagą zajrzał w niespokojne
oczy młodego mężczyzny.
- Mama uważa, że wrodziłem się w ojca - powiedział Lucas, ważąc słowa. - Wiesz,
co mam na myśli?
- Cóż... - zawahał się doktor - chyba tak.
- Więc... czy to prawda?
- Co takiego?
Czy jeśli ożenię się z Emmą, będę ją maltretował w napadach niekontrolowanej fu-
rii, którą odziedziczyłem po przodkach z rodu D'Amato?
Nie mógł powiedzieć tego na głos. Starał się, ale słowa nie chciały mu przejść
przez gardło. W milczeniu, jednym haustem dopił swoją grappę.
R
L
T
- Geny po części decydują o tym, kim jesteśmy - powiedział Leo z namysłem, a
Lucas poczuł się jak skazaniec, który kładąc głowę na katowskim pniu liczył jeszcze na
ułaskawienie, ale ono nie nadeszło. Wyrok został wykonany, jego nadzieja na szczęśliwe
życie z Emmą właśnie umarła. - Oczywiście, nie mniejsze znaczenie ma wychowanie,
doświadczenia, jakie zbieramy w młodości, no i nasza wolna wola. Każdy może, i powi-
nien pracować nad sobą. Znam znakomitego terapeutę w Palermo, który na pewno mógł-
by ci pomóc - mówił dalej doktor, ale Lucas nie bardzo go słuchał.
Praca nad sobą? Psychoterapia? To mogło mieć sens. Tylko... co będzie, jeżeli jego
przeklęta natura okaże się silniejsza niż dobra wola? Zbyt wiele widział bólu i strachu w
swojej rodzinie, żeby skazać Emmę i dziecko na podobny los.
- Nie! - Tym razem Emma nie była w stanie zachować spokoju. Zrozpaczona, szlo-
chając chwyciła Lucasa za klapy marynarki, jakby chciała w ten sposób go zatrzymać. -
Jak możesz?! Mówiłeś, że mnie kochasz!
Odsunął ją od siebie.
- Wtedy może nawet tak myślałem - powiedział bezczelnie zimnym, obojętnym to-
nem. - Mężczyzni mówią kobietom najróżniejsze rzeczy, kiedy...
- Kiedy chcą podupczyć? - prychnęła. Złość wzięła w niej górę nad rozpaczą. - Nie
musiałeś niczego mówić, Lucas. Nie musiałeś czarować mnie pięknymi słówkami. I tak
rozłożyłam przed tobą nogi!
- Nie wyrażaj się tak, Emmo.
- Dlaczego nie? Zrobiłeś ze mnie swoją dziwkę, wykorzystałeś mnie, a teraz wy-
rzucasz. Dlaczego miałoby cię obchodzić, jak się wyrażam?
Gdyby nie trzymał jej za ramiona, skoczyłaby mu do gardła. Unieruchomiona w
uścisku jego dużych dłoni, rzuciła mu w twarz stek najbardziej plugawych wyzwisk, ja-
kie znała.
Wytrzymał jej płonące, oskarżycielskie spojrzenie bez mrugnięcia.
Nie powiedziała mu, że nosi jego dziecko. Miała w dłoni atutową kartę, a jednak
nie zagrała nią, ani wtedy, gdy z premedytacją złamał jej serce, ani pózniej. Po prostu
odeszła. Długie, szare dni bez niej zamieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a ona
R
L
T
milczała. Wiedziała przecież, gdzie mieszkał, gdzie pracował. Mogła zadzwonić, napisać
albo wynająć prawnika, który załatwiłby to za nią. Ona jednak nie zrobiła nic.
Czek z hojną odprawą, który wysłał jej po powrocie do Londynu, został przedarty
na pół i zwrócony nadawcy bez słowa komentarza. Lucas był pełen podziwu dla jej nie-
złomności. I coraz bardziej zaniepokojony jej milczeniem.
Minęły trzy miesiące od śmierci ojca i Lucas znów musiał pojechać do domu.
Zgodnie z tradycją matki zamówiła uroczystą mszę za duszę Rica i bardzo jej zależało na
obecności rodziny. W nocy prawie nie spał; kiedy leżał samotnie w łóżku, gdzie przed
trzema miesiącami Emma oddawała mu się z prostotą i miłością, tęsknota za nią była
nieznośnie bolesna, a świadomość, że nigdy już nie będzie mógł wziąć w ramiona kobie-
ty, którą kochał, zabijała go. Mijały długie nocne godziny, a on zastanawiał się, po co
żyje na tym świecie.
Wreszcie nadszedł ranek. Zimowe, blade słońce wspinało się coraz wyżej na niebo,
ale Lucas nie wstawał z łóżka. Czuł się pusty w środku, zobojętniały na wszystko i po raz
pierwszy w życiu nie znajdował w sobie siły, żeby stawić czoło rzeczywistości, zmierzyć
się z nowym dniem.
- Lucas? - Mia zapukała cicho i weszła do sypialni, unosząc brwi ze zdumieniem
na widok wciąż zaciągniętych zasłon. - yle się czujesz? Przyniosłam ci cafe latte. I
grzanki z konfiturami.
- Mamo, nie trzeba było! - Lucas wyskoczył spod kołdry i owinął się szlafrokiem. -
Nie musisz mi usługiwać.
- Oczywiście, że nie. Ale lubię cię trochę porozpieszczać - uśmiechnęła się Mia. -
Tak rzadko bywasz w domu...
- To ja powinienem zajmować się tobą. - Wyjął tacę z jej rąk, postawił nocnym sto-
liku, a potem uniósł prawą dłoń Mii do ust w czułym, pełnym szacunku geście.
- Wiesz, kim powinieneś się zajmować przede wszystkim? Emmą! - powiedziała
matka z naciskiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •