[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potoki wyglądały jak błękitne wstążeczki. W oddali ma-
jaczyło oświetlone neonami centrum Reno. Słońce już za-
częło swą wędrówkę po niebie, ale w dolinach i u podnóża
gór nadal panował mrok.
- Niezgorszy widok, co? - zagadnął Des.
- Zliczny - szepnęła Gerri.
- Napijesz się kawy?
S
R
- Z rozkoszą.
Przez kilka minut w milczeniu podziwiali widok.
- Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś - rzekła Gerri.
Patrząc na rysujący się na tle nieba jego ostry profil,
miała wrażenie, że widzi rzezbę wykonaną przez
genialnego artystę. Des miał kapelusz zsunięty prawie na
nos, lecz bruzdy na policzkach i kurze łapki były bardzo
wyrazne. Ta młoda, ale pobrużdżona twarz była obliczem
dojrzałego człowieka. We wtorek czuła się nieswojo w
jego towarzystwie, a teraz znów bezpiecznie jak dawniej.
- Już wcześniej chciałem ci to pokazać. Wiedziałem,
że docenisz piękno krajobrazu.
Gerri jak zahipnotyzowana patrzyła w błękitne oczy,
których wyraz coraz bardziej ją intrygował.
- To czysta poezja. Dziękuję ci.
- Pierwszy raz przyjechałem tu z...
Urwał i gniewnie zmarszczył brwi.
- Z kim? - ośmieliła się zapytać Gerri.
- Z byłą żoną.
- Nie wiedziałam, że jesteś rozwiedziony.
- Moje małżeństwo trwało bardzo krótko.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Po co?
- Wciąż jesteś dla mnie zagadką. Mam wrażenie, że ty
wiesz o mnie wszystko, a ja o tobie nic.
- Wiesz tyle, ile trzeba.
- Powiedz jednak coś więcej.
Czekała pełna napięcia. Zazwyczaj był zamknięty
w sobie, więc nie wiedziała, czy tym razem się przed nią
otworzy. A chciałaby wiedzieć o nim wszystko.
S
R
Des podniósł głowę i zmrużył oczy, obserwując znika-
jące w oddali stado ptaków, które przed chwilą przeleciało
nad ich głowami,.
- Stella była piosenkarką, występowała w jednym
z tutejszych lokali. Nasza znajomość trwała niecałe dwa
miesiące, gdy postanowiliśmy się pobrać. Stella twierdzi-
ła, że chce zmienić tryb życia, mieć dom i dzieci. Myślę,
że wierzyła w to, co mówi, ale... - wzruszył ramionami.
- Wiesz, jak to jest. Na początku mówi się różne rzeczy,
w które potem człowiek przestaje wierzyć.
- Kiedy się rozwiedliście?
- Trzy lata temu.
- Tęsknisz za żoną?
- Już nie. Nie pasowaliśmy do siebie... Stella nadal
skrycie marzyła o karierze, chciała być sławna.
- Masz rodzinę?
- Jaką?
- No, rodziców, rodzeństwo.
Des zaśmiał się z cicha.
- Kobiety zawsze pytają o rodzinę.
- Nie mów, jeśli nie chcesz.
- Powiem. - Podniósł kamyk, zamachnął się i rzucił
daleko przed siebie. - Urodziłem się i wychowałem
w małym miasteczku w Montanie. Ojciec pracował na ko-
lei i mało go widywałem. Mama była... no, powiedzmy,
że wrażliwa... Odeszła, gdy miałem osiem lat. Zostawiła
trzech synów, bo sprzykrzyły się jej częste i długie wyjaz-
dy męża, a jeszcze bardziej jego milczące usposobienie.
Słabo ją pamiętam.
- To okropne.
S
R
Gerri zrobiło się żal osieroconych dzieci, a jej ogrom
współczucia wprawił Desa w zakłopotanie.
- Nie płacz.
- Przepraszam, już nie będę - otarła oczy wierzchem
dłoni. - Mów dalej.
Des znowu podniósł kamień, ale tym razem nie rzucił.
- Jakoś sobie radziliśmy, chociaż zawsze brakowało
pieniędzy. Byłem najstarszy, więc zaraz po ukończeniu
szkoły poszedłem do pracy na farmie. Szybko zoriento-
wałem się, że to jest to, co chciałbym robić w życiu. Przez
lata żyłem bardzo skromnie, oszczędzałem, i wreszcie ku-
piłem kawałek ziemi. Ot i cała moja historia.
- Gdzie mieszkają twój ojciec i bracia?
- Tata zmarł osiem lat temu, a bracia przenieśli się na
zachód. Dość często dzwonimy do siebie, ale spotykamy
się tylko na Boże Narodzenie. Mam dwie bratanice
i dwóch bratanków.
Uśmiechnął się, a Gerri pomyślała, że jest przywiązany
do tych dzieci i zrozumiała, że jest bardzo samotny. Nie-
wiele brakowało, a znów by się rozpłakała z żalu nad nim.
Des zauważył, że ciekawość Gerri wcale mu nie prze-
szkadza. Nie znosił mówienia o sobie i uważał to za stratę
czasu, a teraz chętnie opowiedział o rodzinie, zatem i pod
tym względem się zmienił.
Czy wszystko zaczęło się od poznania Gerri? Nie wie-
dział, ponieważ nie znał siebie i swoich uczuć.
- Coraz częściej przekonuję się, jaka byłam i jestem
uprzywilejowana - odezwała się Gerri. - Moi rodzice ży-
ją, brat się ożenił, ale jeszcze nie mają dzieci. Wspomnia-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]