[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziekan. Chce z tobą rozmawiać.
Max poło\ył ksią\ki na stoliku obok telefonu. Coco dyskretnie odsunęła się o metr i
zaczęła poprawiać obrazki, krzywo wiszące na ścianie.
- Dziekan Hodgins? Tak, dobrze, dziękuję. To bardzo piękne miejsce. Nie, jeszcze nie
wiem, kiedy wrócę... Profesor Blake?
Coco podniosła głowę, zaalarmowana tonem jego głosu.
- Kiedy? Czy to coś powa\nego? Bardzo mi przykro. Mam nadzieję, \e...
przepraszam, co takiego? - Max wypuścił oddech i oparł się o poręcz schodów. - To dla mnie
wielki zaszczyt, ale... - Znów zamilkł. - Dziękuję. Tak, rozumiem. Gdybym mógł się nad tym
zastanowić przez dzień lub dwa.., Bardzo dziękuję. Tak. Do widzenia.
Odło\ył słuchawkę i stał nieruchomo, patrząc w przestrzeń. Coco odchrząknęła.
- Mam nadzieję, \e nie stało się nic złego?
- Słucham? - ocknął się Max. - Nie, to znaczy tak. To znaczy, szef wydziału historii
miał w zeszłym tygodniu atak serca.
Coco natychmiast pośpieszyła z wyrazami współczucia.
- Och, to okropne!
- To nie był powa\ny atak. Lekarze są zdania, \e to raczej ostrze\enie. Zalecili mu,
\eby zrezygnował z części obowiązków, a on potraktował te zalecenia powa\nie i postanowił
przejść na emeryturę. A w dodatku zarekomendował mnie na swoje stanowisko.
- To wielki zaszczyt, prawda? - uśmiechnęła się Coco, przypatrując mu się bacznie.
- Musiałbym wrócić do Nowego Jorku ju\ w przyszłym tygodniu, objąć rolę szefa
pełniącego obowiązki i poczekać na ostateczną decyzję - powiedział jakby do siebie.
- Czasami trudno jest rozstrzygnąć, co nale\ałoby zrobić i którą drogę wybrać. Mo\e
napijemy się herbaty? - zaproponowała Coco. - A potem zobaczę, co mówią fusy.
- Naprawdę nie sądzę, \eby...
Przed wró\eniem z fusów uratowało Maksa stukanie do drzwi wejściowych. Coco
poszła otworzyć i w chwilę potem Max usłyszał jej słaby głos:
- Och, mój Bo\e. Och, mój Bo\e!
- Nie stój tak z otwartymi ustami, Cordelio - powiedział ktoś ostrym, autorytatywnym
tonem. - Niech ktoś się zajmie moimi baga\ami.
- Ciocia Colleen - westchnęła Coco. - Có\ za... miła niespodzianka.
- Ha! Wolałabyś zobaczyć na progu szatana we własnej osobie - odrzekła ciocia
Colleen i weszła do holu, postukując błyszczącą laską ze złotą gałką. Max zobaczył wysoką,
chudą kobietę z masą siwych włosów, ubraną w elegancki biały kostium i ze sznurem pereł na
szyi. Jej cera była niemal równie biała jak kostium. Gdyby nie ciemnoniebieskie,
wzbudzające lęk oczy, wyglądałaby jak duch.
- Kto to jest, do diabła? - zapytała, zatrzymując na nim wzrok.
- Urn. Urn.
Colleen niecierpliwie postukała laską w podłogę.
- Mów głośniej, dziewczyno, i nie jąkaj się. Nigdy nie potrafiłaś u\ywać rozsądku,
jakim obdarzył cię Bóg.
Coco rozpaczliwie wykręcała ręce.
- Ciociu Colleen, to jest doktor Quartermain. Max, to jest Colleen Calhoun.
- Doktor - warknęła Colleen. - A kto jest chory? Nie mam zamiaru mieszkać w domu
dotkniętym epidemią.
- Pani Calhoun, ja jestem doktorem historii - uśmiechnął się Max. - Miło mi panią
poznać.
- Ha. - Colleen pociągnęła nosem i rozejrzała się po holu. - W dalszym ciągu wszystko
się tu rozsypuje. Najlepiej by było, gdyby piorun trafił w ten dom i spalił go do fundamentów.
Zajmij się tymi walizkami, Cordelio, i niech ktoś mi przyniesie herbatę. Mam za sobą długą
podró\.
Wydawszy dyspozycje, pomaszerowała w stronę salonu. Coco spojrzała na Maksa
bezradnie.
- Wybacz, ale muszę cię poprosić...
- Oczywiście - odrzekł Max. - Dokąd mam zabrać baga\e?
Coco przycisnęła dłonie do policzków.
- Och, mój Bo\e. Do pierwszego pokoju po prawej na piętrze. Musimy ją jakoś
zatrzymać na dole, \ebym mogła przygotować ten pokój. Och, i na pewno nie zapłaciła
taksówkarzowi. Stara skąpa... Zadzwonię do Amandy, \eby ostrzegła pozostałe dziewczynki.
Max, jeśli wierzysz w moc modlitwy, to módl się, by była to jak najkrótsza wizyta.
- Gdzie ta herbata? - zawołała Colleen donośnie.
- Zaraz będzie! - odkrzyknęła Coco i pobiegła przez hol.
Coco wyciągnęła wszystkie swoje króliki z kapelusza naraz. Przyniosła ciotce herbatę
i słodkie ciasteczka, odciągnęła Trenta i Sloana od pracy i ubłagała Maksa, by równie\
dołączył do towarzystwa w salonie. Amanda miała poprosić Lilę i Suzannę, by wcześniej
skończyły pracę i pomogły jej przygotować pokój gościnny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]