[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minie widziała, że czyta w jej myślach. Odwróciwszy się, popatrzyła w stronę gabinetu Dona
Ballingera. Informacje, które przekazali naczelnemu, były dość ogólne i pełne znaków
zapytania, ale wystarczyły, by dostali zgodę na zajęcie się tematem.
Matt odłożył słuchawkę.
- Czego się dowiedziałaś? - spytał, stukając ołówkiem w blat.
- Nic. Może tylko tego, że siostra Brewstera nie chce rozmawiać z obcymi o swoim
bracie. I wystraszyła się, kiedy spytałam ją o Anne. A ty jakie masz wieści?
Przez chwilę, nieobecny myślami, bawił się ołówkiem. Laurel z zaciekawieniem
przyglądała się jego dłoniom, jakże innym od rąk Brewstera i Louisa. Przestań, zganiła się w
duchu. Skup się, babo, na pracy.
- Matthew? Ocknął się.
- Co? A tak. Więc wygląda na to, że obie żony Trulane'a łączyło coś więcej niż samo
podobieństwo fizyczne. - Odłożył ołówek i wyciągnął z paczki papierosa. - Obie miały tylko
jedną krewną, Anne siostrę, a Elise ciotkę. Z którą właśnie rozmawiałem.
- Po co?
- Tak sobie - odparł, wydychając nosem dym. Dziennikarz przy sąsiednim biurku
zaklął siarczyście i odłożył słuchawkę. - Opowiedziała mi o swojej siostrzenicy. Podobno
Elise była cicha i nieśmiała. Kochała Heritage Oak i w przeciwieństwie do Anne szybko
wczuła się w rolę pani domu. Uwielbiała planować posiłki i przyjmować gości, chciała
przemeblować niektóre pokoje. Ciotka nie posiadała się ze zdumienia, kiedy Elise uciekła z
bratem Louisa. Od tamtej pory nie miała z nią żadnego kontaktu. Mówi, że dałaby sobie
głowę uciąć, że dziewczyna świata nie widziała poza mężem.
- Wszyscy tak sądzili - powiedziała Laurel. - Ale czy to takie dziwne? Jakoś sobie nie
wyobrażam Elise mówiącej ciotce, lub komukolwiek innemu, o swoim romansie z Charlesem.
- To prawda. Ale dowiedziałem się jeszcze czegoś... - Nie spuszczał z Laurel oczu. -
Otóż w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin Elise miała odziedziczyć pięćdziesiąt
tysięcy dolarów. Dwadzieścia jeden lat skończyła miesiąc po wyjezdzie z Heritage Oak.
Pieniądze do dziś nie zostały podjęte.
- Hm... - Laurel zamyśliła się. - Może boi się je ruszyć? Może nie chce zostawić śladu,
po którym Louis mógłby ją odnalezć?
- To duża suma...
- Owszem, ale nie rozumiem, co podjęcie lub niepodjęcie przez Elise pieniędzy może
mieć wspólnego z Anne.
- Nie? - spytał Matt, wstając od biurka. - No dobrze, na razie skupmy się na tym, co
nas czeka. Powinniśmy wypocząć przed wieczorną wyprawą.
- Słusznie. - Nie chciała się z nim kłócić. Poza tym rzeczywiście powinna się
wyciszyć, zapanować nad swoimi emocjami.
W drodze do domu Matt zabawiał ją lekką rozmową o nieistotnych sprawach. Była mu
za to wdzięczna. Zresztą w ten sposób ukrywał również własne myśli i uczucia. Denerwowało
go na przykład, że ona ciągle staje w obronie Louisa, ale nie dawał tego po sobie poznać. Nie
dawał również poznać, że ma ochotę wziąć ją w ramiona i sprawić, by raz na zawsze
zapomniała o Trulane'ach.
- Chyba się zdrzemnę - oznajmiła Laurel, wysiadając z samochodu. - To były męczące
dwa dni.
To był męczący rok, pomyślał Matt, z trudem powściągając pożądanie.
- I czeka nas męcząca noc.
Po raz pierwszy, odkąd opuścili budynek redakcji, uśmiechnęła się.
- O której ruszamy na safari?
- Północ to chyba najbardziej odpowiednia pora na spotkanie z duchami. - Pociągnął ją
za kosmyk włosów.
- W co się uzbroić? Bo czosnek ani drewniane kołki nie działają...
- Najlepiej w zdrowy rozsądek. Roześmiawszy się, Laurel schyliła się, by podnieść
leżące na wycieraczce opakowane pudełko.
- Co to? Niczego nie zamawiałam...
- Pewnie prezent od Jerry'ego. Na przykład pudełko ołówków kopiowych.
Zmierzyła go sardonicznym spojrzeniem.
- Dobranoc, Bates. - Po krótkim poszukiwaniu wyciągnęła z torebki klucze i otworzyła
drzwi, po czym weszła do środka i zamknęła je Mattowi przed nosem.
Skierował się do własnego mieszkania. Ta dziewczyna doprowadzała go do
szaleństwa. Musi być ślepa, jeśli tego nie widzi. Przekręcił klucz w zamku. A może za bardzo
pilnował się, by nie zdradzić swoich uczuć? Wchodząc do kuchni, ściągnął koszulę i cisnął na
krzesło. Zakochał się w Laurel od pierwszego wejrzenia, ale tygodniami się do tego nie
przyznawał nawet sam przed sobą. To znaczy zakochał się nie w żywej dziewczynie, lecz w
twarzy na zdjęciu, które Curt postawił na ich wspólnym biurku w akademiku.
- To moja siostra - powiedział. - Latem dorabia jako goniec u ojca w gazecie.
Mattowi zaparło dech. On, student ostatniego roku, człowiek, który wiele w życiu
widział i doświadczył, stał jak zamurowany, wpatrując się w zdjęcie dziewczyny mającej na
oko piętnaście lat. Po minucie czy dwóch podszedł do lodówki, wyjął sok pomarańczowy i
opróżnił całą butelkę.
Pierwsze... hm, zauroczenie, opętanie, sam nie wiedział, jak je nazwać, minęło dość
szybko. A przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy jednak kilka lat pózniej dostał list od
Williama Armanda, który powołując się na pokrewieństwo z Curtem, zaproponował mu pracę
w Heraldzie , ani przez moment się nie wahał.
Oczywiście, pomyślał, wrzucając do kosza pustą puszkę po coli, sprawy potoczyłyby
się inaczej, gdyby właścicielka tej cudownej twarzy ze zdjęcia nie grzeszyła inteligencją.
Albo gdyby okazała się osobą nijaką. Lub słodką idiotką. A tak... tak przez rok siedział
naprzeciwko Laurel, wiedząc, że jest to dziewczyna, o jakiej marzył całe życie.
Zamierzał ją zdobyć, ale z uwagi na jej niewinność postanowił działać powoli, w
sposób tradycyjny, czyli rozmowy, spacery i kolacje przy świecach, a nie seks na pierwszej
randce. Zalała go fala pożądania. Psiakrew! Oby mu starczyło samokontroli!
Tak, zamierzał ją zdobyć, choć niekiedy przerażała go różnica w ich pochodzeniu.
Pokonał jednak wiele przeszkód i liczył na to, że szczęście nadal będzie mu sprzyjać.
Wsunął ręce do kieszeni i skierował się do łazienki, by wziąć prysznic. I nagle
usłyszał krzyk.
Nie pamiętał, jak wybiegł na korytarz i pognał do mieszkania Laurel. Nie pamiętał, jak
uderzał pięściami do drzwi i w końcu, zdesperowany, rozwalił zamek. Pamiętał jedynie
rozdzierający krzyk oraz widok Laurel stojącej bez ruchu, z rękami zaciśniętymi na szyi, z
trupio bladą twarzą i przerażeniem wyzierającym z oczu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]