[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ojciec Bena był kierowcą tira. Pewnego dnia wyjechał na dobre. Po
prostu zapomniał wrócić do domu.
Matka chłopca nie potrafiła utrzymać w ryzach ani siebie, ani syna.
Gdy aresztowano ją za handel narkotykami, pracownik opieki społecznej
zadzwonił do Buni, która opłaciła wnukowi podróż do niej i opiekowała się
nim, aż matka wyszła na wolność. Matka parę lat później opuściła miasto z
69
kolejnym kochasiem. Ben mieszkał w jej przyczepie, póki nie został
wyeksmitowany, a potem urządził sobie lokum w opuszczonym magazynie.
Wtedy przystał do młodocianego gangu.
Marnie by skończył, gdyby nie pomocna dłoń Alvina Mercera,
barczystego gliny o łagodnym głosie, który z czasem został szefem
miejskiej komendy policji. Dzięki niemu Ben wrócił do szkoły i z czasem
został policjantem.
Zastanawiał się, co by powiedziała Maggie, gdyby poznała jego
historię. Czy uznałaby go za zdrajcę? A może za faceta spełniającego swój
obowiązek? Czy potrafi zrozumieć, że nie wszystko jest białe albo czarne?
Dominuje szarość przybierająca najróżniejsze odcienie.
Ben zapadł w drzemkę. Śniło mu się, że on i Maggie jako partnerzy
ubrani w granatowe sweterki zrobione na drutach ścigają przestępców,
demaskują oszustów, a potem utrwalają swoje przygody, rysując komiksy.
W środku nocy obudziła go przyjemna, korzenna i słodka woń oraz
melodia nucona przyciszonym głosem. Zasnął wkrótce, ale treść jego snów
zmieniła się diametralnie. Ocknął się zlany potem, a puls miał
przyspieszony. Charlie chrapał na sąsiednim łóżku. Ben cichutko
przygotował czyste ubranie i na palcach ruszył w głąb holu do męskiej
łazienki. Wziął prysznic, ogolił siei zszedł na dół w nadziei, że dostanie
poranną dawkę kofeiny.
Śniadanie wydawano o dziewiątej, ale nowa zmiana gotująca była już
na stanowisku, gdy zajrzał do kuchni, idąc za kuszącą wonią świeżo
zaparzonej kawy.
Dopijał drugi kubek, gdy przyszła Maggie. Wydawała się znużona.
Czyżby też miała za sobą bezsenną noc? Wsłuchany w stukot wysokich
obcasów przyglądał się workowatej niebieskiej sukience zakrywającej ją od
stóp do głów. Nikt prócz Maggie nie wyglądałby pociągająco w takim
ciuchu. Włosy w kolorze pustynnego kamuflażu były mokre, ale nie
przejmowała się kroplami wody spływającymi na ramiona. Kosmyki
sterczały na wszystkie strony, jakby wyszła na wiatr i zapomniała się potem
uczesać. Mimo tych niedociągnięć wyglądała świetnie. Jak zwykle.
Ben, siedzący na swoim ulubionym krześle przy kuchennym stole na jej
widok wstał, bo tak go wychowano. Kuchnia była obszerna, ale Maggie
udało się jednak wpaść na niego, gdy przechodziła obok.
- Stoisz mi na drodze - mruknęła. - Gdzie mój kubek?
70
- Cześć, kochanie. Ja również życzę ci miłego dnia. - Usiadł znowu,
zastanawiając się, jak by zareagowała, gdyby wziął ją na kolana i pogłaskał
czule. Może zaczęłaby mruczeć jak kotka? Zapewne uległby pokusie, żeby
to sprawdzić, ale w kuchni było za dużo ludzi.
- Zaglądała tu Ann? - Maggie zwróciła się do starszej pani smażącej
bekon na wielkiej żelaznej patelni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •