[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpogodzoną, po raz pierwszy od wielu dni. Dopiero teraz uznała, że jest on
najprzystojniejszym i najbardziej pociągającym mężczyzną, jakiego zna.
Spoglądała na niego oczyma pełnymi miłości.
Po pewnym czasie wstała i ubrała się. Chciała wyjść niepostrzeżenie, lecz
Fenwick się przebudził. Wyciągnął do niej rękę i rzekł:
- Nie odchodz. Jeszcze nie wszystko omówiliśmy. Nie możemy się tak
rozstać.
- Przecież dzisiaj odchodzę. Zapomniałeś? - zapytała, siląc się na chłodny
ton.
Marchand natychmiast wyskoczył z łóżka, schwycił ją za ramiona i
odwrócił ku sobie.
- Co ty wygadujesz? Odchodzisz?! Ot, tak sobie? Czy ta noc nic dla ciebie
nie znaczyła?
143
R S
Wiedziała, co dla niej znaczyła, lecz nie sądziła, by Fenwick przeżył ją
tak samo. Nie rozumiała, dlaczego utrudnia jej odejście.
- A co mam ci powiedzieć? %7łe było cudownie? - spytała drwiącym tonem.
- Przyznaję, było wspaniale...
- Cholera! Czasami mam ochotę cię zabić!... Czy to przez Dysona?
Idziesz do niego?
- Do Dysona? - Clare ogarnęło bezgraniczne zdumienie. - Paul jest tylko
moim instruktorem i nikim więcej. Wszystko inne sam sobie wymyśliłeś.
- Więc czego ode mnie oczekujesz? Co może zmienić twoją decyzję?
Pieniądze, małżeństwo...? Co jeszcze? Mów!
- Małżeństwo? - powtórzyła tonem pełnym niedowierzania. - Przecież ty
się nigdy ze mną nie ożenisz!
- Dlaczego tak uważasz? - spytał, pogardliwie wydymając usta.
Czuła, że z coraz większym trudem panuje nad sobą.
- Nie wygłupiaj się. Przecież dobrze wiesz, dlaczego.
- Nie wiem i dlatego proszę, żebyś mnie raczyła oświecić - wycedził przez
zaciśnięte zęby.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Profesorowie uniwersyteccy nie żenią się ze służącymi, szczególnie z
takimi, które mają kryminalną przeszłość.
- Guzik mnie obchodzi, co robią inni profesorowie, a jeśli chodzi o twoją
przeszłość, to przynajmniej tym razem wiem doskonale, co biorę.
- Naprawdę? No i co takiego bierzesz? Może nareszcie się dowiem, jaką
masz o mnie opinię.
- Powiadomiono mnie o twojej przeszłości - rzekł Fenwick ze złośliwym
błyskiem w oku.
- Powiadomiono, tak? - powtórzyła Clare. - Ale ty jesteś napuszony.
Dlaczego nie przyznasz się od razu, że to Rosalind wszystko o mnie wywęszyła.
Założę się, iż z rozkoszą opowiedziała ci wszystkie szczegóły.
144
R S
- Nie prosiłem pani Millar, żeby cokolwiek sprawdzała - oświadczył
Fenwick. - Nie wiem, dlaczego to zrobiła.
- Ale chętnie jej wysłuchałeś, prawda? - rzekła tonem oskarżenia i nie
mogąc opanować zazdrości, dodała: - Pogadaliście sobie o tym w łóżku, co?
- Wcale nie - zaprzeczył lodowatym tonem. - Wyobraz sobie, że nigdy z
nią nie spałem... W te noce, kiedy nie wracałem do domu, siedziałem na uczelni
tylko po to, żeby się trzymać z dala od ciebie!
Clare milczała.
- Ros Millar w ogóle się nie liczy - dodał twardo. - I zapewniam cię, że
twoja przeszłość nic a nic mnie nie obchodzi.
- Nie wierzę! - upierała się Clare. - Od kiedy się dowiedziałeś, za co
siedziałam, traktujesz mnie jak pariasa.
- No, więc przyznaję, że mnie to dręczy, ale chyba potrafię z tym jakoś
żyć... Pod warunkiem, że ty będziesz ze mną.
- Jak długo to potrwa? Tydzień, miesiąc, rok? A kiedy się mną znudzisz,
wtedy co? Jako wiernej służącej dasz mi trochę pieniędzy i odeślesz, tak?... Nie,
dwa razy nie dam się nabrać na to samo - zakończyła z goryczą w głosie.
- Czy taki był koniec historii z Johnem Holsteadem? Zapłacił ci, kiedy się
dowiedział, że będziesz mieć dziecko? - zapytał Marchand bez ogródek.
- Czy to ma jakieś znaczenie?
- Tak i to duże. Zapłacił?
Clare przecząco pokręciła głową.
- Wcale mu nie powiedziałam. On już wtedy miał narzeczoną... bogatą, z
arystokratycznej rodziny. Pomogła mi matka. Nie tyle pomogła, co dała
pieniądze na usunięcie ciąży... Starczyło mi na pierwsze miesiące po porodzie.
- Ale potem jednak wróciłaś do Johna - rzekł gorzkim tonem. - Nie
mogłaś wytrzymać z dala od niego?
145
R S
- Od Johna? - Clare popatrzyła przez okno nic nie widzącym wzrokiem. -
Wróciłam ze względu na matkę, która umierała na raka. Holsteadowie już ani
trochę mnie nie interesowali.
- Tylko ich pieniądze - wtrącił Marchand bezlitośnie. Wzruszyła
ramionami z rezygnacją i przyznała:
- Owszem, ich pieniądze tak.
- Więc ukradłaś im konia? - Fenwick powtórzył to, co usłyszał od pani
profesor.
Uznała, że nie ma sensu zaprzeczać. Skinęła głową i bez słowa patrzyła w
dal. Przyglądał się jej z napięciem.
- A po sprzedaniu konia dostarczyłaś Johnowi heroinę, która go zabiła.
- Można i tak to ująć - rzekła z ociąganiem.
Nawet teraz duma nie pozwalała jej powiedzieć czegokolwiek na swoją
obronę. Podświadomie czekała na drwiny, więc bynajmniej nie spodziewała się
tego, co usłyszała:
- Wcale ci nie wierzę.
Odwróciła głowę i popatrzyła Fenwickowi prosto w oczy. Ujrzała w nich
nie ukrywane rozdrażnienie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tylko to, co usłyszałaś. Dlaczego nie powiesz mi całej prawdy?
Rozumiała, że daje jej szansę, by wreszcie komuś powiedziała, co
naprawdę się wtedy stało. Miała jednak wątpliwości, czy szczere wyznanie
cokolwiek zmieni.
- Przecież to nic nie da - rzekła, wzdychając. - Mogę ci powiedzieć,
dlaczego ukradłam konia i zapewnić, że zupełnie nieświadomie dałam Johnowi
narkotyki. Ale czy to coś zmieni?
Popatrzyli sobie głęboko w oczy, które wyraznie mówiły, że liczy się
tylko to, co stało się tej nocy, liczy się tylko ich miłość.
146
R S
- Masz rację - przyznał Fenwick. - To nic nie zmieni, bo ja mimo
wszystko bardzo cię pragnę.
Wyciągnął rękę.
- Proszę cię, nie dotykaj mnie... - szepnęła. Udał, że nie słyszy.
- Przecież ty też mnie pragniesz i dlatego nic innego się nie liczy. Musisz
zostać.
- Muszę? Muszę odejść, i to zaraz. Jeśli tego nie zrobię natychmiast, to... -
Urwała, nie chcąc się przyznać do tego, czego się obawiała.
- Dlaczego tak się boisz? Czy uważasz, że potraktuję cię gorzej niż
tamten?
Clare przecząco pokręciła głową. Ci dwaj mężczyzni diametralnie się
różnili. Prawdę powiedziawszy, John nie był mężczyzną, a jedynie słabym,
samolubnym i niedojrzałym chłopcem. Uświadomiła sobie, że chyba go
naprawdę nie kochała. Natomiast teraz całym sercem pokochała Fenwicka. Tyle
tylko, że miłość jej nie zaślepiła. Zdawała sobie sprawę z tego, iż daleka jest od
jego ideału.
- Boję się, że się mną szybko znudzisz - wyznała. - To nieuniknione.
Powinieneś związać się z kimś oczytanym, dowcipnym, na wysokim poziomie.
Z kimś takim jak...
- Jak Rosalind - dokończył bez wahania. - Ale ona mnie nie pociąga.
Pragnę tylko ciebie. Wiesz, ta pokora dziwnie do ciebie nie pasuje... Zresztą
uważam, że jesteś bardzo inteligentna - dodał, powoli tracąc cierpliwość.
Popatrzyła na niego zdumiona. Zakładała, iż nie mając wyższego
wykształcenia, uchodzi w jego oczach za mało inteligentną.
Czując, że coraz bardziej ulega pragnieniu, by zostać, usiłowała jeszcze
się bronić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •