[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gniew zawrzał w Gawinie, gniew na samego
siebie. Dlatego złożył sobie teraz w duchu przysię-
gę. Nie będzie wspólnego łoża. Nie jest bezmyśl-
nym młodzikiem, lecz silnym, dojrzałym męż-
czyzną, który potrafi stłumić w sobie żądzę ze
względu na dobro swojej żony. O potomstwo nie
musi się martwić. Usynowi dzieci Brenny, one
będą jego dziedzicami. Brenna nie musi rodzić
żadnych dzieci. A on nie będzie musiał drżeć o nią
tak, jak drżał o Aileen.
Aileen gasła w oczach. On, całkowicie bezsilny,
mógł tylkopatrzeć. Byłotonajcięższąkarąi szyder-
czym dowodem na to, jak wielka jest jego niemoc,
choć miecz Gawina sieje strach. Spełnił marzenie
Aileen. Została matką, zdołała donosić dzieciątko
pod sercem. Ale Bóg wezwał do siebie Aileen i razem
z nią ich dzieciątko. Gawin mógł już tylko trzymać
konającą żonę za rękę, szeptać do niej i modlić się
w duchu, aby w tych chwilach ostatnich dać jej
ukojenie. Ta straszna noc prześladowała go we
wspomnieniach, a teraz stanęła żywo przed oczami,
kiedy zaczynał drżeć z niepokoju o inną kobietę.
Szkocka hrabina 203
Jak to się stało, że on o nią też drży? O Brennę,
tak prędką w słowach i czynach, tak niepodobną
do Aileen.
 Gawinie? Coś cię trapi?
Senny głos Brenny wyrwał go z zadumy. Spoj-
rzał na żonę, ozłoconą pierwszymi promieniami
słońca, wpadającymi przez otwarte okno. Zielone
oczy błyszczały. Była szczęśliwa, czy żałowała
uniesień tej nocy?
Uniósł się, poprawił poduszkę pod głową Bren-
ny. Ułożył się ponownie u boku żony i od razu, po
męsku, przystąpił do rzeczy.
 Brenno, obawiam się, że po dzisiejszej nocy
możesz być przy nadziei.
 Ufam, że taka wiadomość sprawiłaby ci ra-
dość, Gawinie. Ale nie sądzę, żeby tak się stało.
Doznaliśmy po prostu rozkoszy, jaka przystoi
małżonkom.
Zasępiła się jednak, wydęła wargi. Wyglądały
teraz jak pąk róży. A on właśnie postanowił, że nie
ulegnie powabom swojej nowej żony.
 Po tym wszystkim, co przeszłaś, nie będę się
zbyt wiele domagał od twojego ciała. Twoje zdro-
wie jest najważniejsze, przede wszystkim o nie
będę się troszczył. Dlatego sądzę, Brenno, że...
 %7łe co?
Miał nadzieję, że ona sama pojmie znaczenie
jego słów. Ale ona niczego nie pojęła, w jej oczach
widać było tylko pytanie.
 Sądzę, że lepiej będzie, jeśli zadowolimy się
oddzielnymi komnatami.
204 Joanne Rock
Brenna milczała przez chwilę, spoglądając w ok-
no na budzący się dzień.
 Nie chcesz dzielić ze mną łoża, Gawinie?
 spytała nieswoim głosem.  Dlaczego?
Pragnął tego z całej duszy. Jego serce ścisnęło się
z żalu na wspomnienie słodkich i śmiałych piesz-
czot, jakich doznał od żony tej nocy.
 Przecież sam mówiłeś, że nade wszystko
pragniesz zdrowego potomstwa. Wziąłeś mnie za
żonę, bo pochodzę z krzepkiego rodu Douglasów.
Dwóch synów już urodziłam i mogę dać tobie
dziedzica. To twoje słowa, Gawinie.
 Tak, moje. I mam nadzieję, że pewnego dnia
tak się stanie. Urodzisz mi dziedzica, ale pózniej,
Brenno. Poczekajmy jeszcze trochę, póki tak na-
prawdę nie wydobrzejesz. I do tego czasu...
Brenna odwróciła się do Gawina. Ułożyła się na
boku, podparła ręką głowę. Białe prześcieradło
obsunęło się, zatrzymując się na wypukłościach
piersi.
 Wdzięczna jestem ci za troskę, Gawinie, ale
moja szczupłość nie znaczy, że nie mam sił. Ja
naprawdę pochodzę z krzepkiego rodu Douglasów.
Pragnę być matką twoich dzieci. I wierzę, że nasze
potomstwo będzie silne i zdrowe. Bardziej niż
wierzę, jestem o tym głęboko przekonana.
Palce Brenny delikatnie musnęły jego policzek.
 Uwierz i ty, Gawinie. Zaufaj mi.
 Nie, Brenno. Ja nie pozbędę się lęku o ciebie.
Zmierć już raz zabrała mi i żonę, i dziecko. Dlatego
nalegam, żebyśmy przez jakiś czas sypiali w od-
Szkocka hrabina 205
dzielnych komnatach. Ty opierasz się, Brenno,
prosisz, żebym ci zaufał. A jakże ja mam ci ufać,
skoro ty nie darzysz mnie zaufaniem?
 Ja? Ciebie? Ależ, Gawinie, cóż to za pomysł
przyszedł ci do głowy! Zastanów się! Czy do
człowieka, któremu nie ufam, zwróciłabym się
o pomoc w odzyskaniu moich dzieci? Czy zgodzi-
łabym się zostać jego żoną?
 Ale w zamku Montrose nie posłuchałaś mnie,
kiedy prosiłem, byś cierpliwie czekała za bramą.
Wyszłaś chyłkiem na dziedziniec, mało tego, rzuci-
łaś się z nożem na starego Shamusa Kirkpatricka.
Nie ufałaś mi, Brenno. Nie wierzyłaś, że sam
zdołam odzyskać twoich synów. Jak więc możesz
prosić o zaufanie kogoś, komu sama nie ufasz?
 Pojmuję. Jestem osobą nieufną i niegodną
zaufania. Dlatego wypraszasz mnie ze wspólnego
małżeńskiego łoża.
Z wielką godnością wysunęła się z białych
prześcieradeł. Jej nagie ciało szyderczo przypo-
mniało o niedawnych rozkoszach. Koszulę, suknię
i tunikę wkładała już nie tak dostojnie. Ubierała się
bardzo szybko, spoglądając co chwila na Gawina.
Jej wzrok, mimo że płonący gniewem, zimny był
jak lód.
 W takim razie, zgodnie z twoim życzeniem,
milordzie, udaję się do swoich komnat. I gorzko
żałuję, że tę jedną noc spędziłam z tobą w jednym
łożu. %7łałuję, bo przyszłam tu nie tylko dać ci moje
ciało, ale i serce. Kocham cię, Gawinie, i łudziłam
się, że tej nocy, kiedy zespolą się nasze ciała,
206 Joanne Rock
zespolą się także nasze dusze i serca. A tak się nie
stało, to była głupia mrzonka.
Narzuciła aksamitny płaszcz na ramiona. Za-
szumiała spódnica, Brenna ruszyła ku drzwiom.
Kiedy dochodziła do progu, jej słowa ostatecznie
dotarły do umysłu Gawina.
 Brenno...
Przystanęła.
 Powiedziałaś, że mnie kochasz?
Nie, nie mógł uwierzyć, że Brenna darzy go tak
głębokim, drogocennym uczuciem. Jeszcze wczo-
raj gotowa była przecież zerwać przysięgę małżeń-
ską, odejść od Gawina, mało tego, umyśliła sobie,
że ożeni go z inną kobietą, nawet poczyniła pewne
kroki w tym kierunku.
 Tak, Gawinie. Może to i bardzo nierozważne,
kaprys serca, ale serce nie słucha rozkazów. Ale nie
kłopocz się o mnie. Ja nie na darmo pochodzę
z twardego rodu Douglasów.  W oczach Brenny
zalśniła łza. Gawin jednak wiedział, że ta łza zaraz
zniknie. Brenna z jego powodu nie będzie płakać.
 Nie kłopocz się o mnie, Gawinie  powtórzyła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •